biwak ×alphonse x reader× |¦fullmetal alchemist¦|

98 6 6
                                    


Biwak.
Biorąc pod uwagę towarzystwo z jakim przyszło Ci przebywać, nie był to zbyt dobry pomysł, by zgodzić się na ten wyjazd.
Czego jednak nie robi się dla przyjaciół?

No, konkretniej dla jednego z braci Elric'ów.
Przez ich ciągle podróże nie miałaś zbyt wiele okazji, by przebywać w ich towarzystwie, więc każda okazja była w pewien sposób dobra.

Oprócz Edwarda i Alphonse'a na biwaku był również niejaki Roy Mustang, który był ich, nazwijmy to, przełożonym. No i jeszcze Riza Hawkeye. Opanowana, rozważna kobieta która nie wiedzieć czemu zawsze kroczyła przy jego boku.
Miałaś już okazję poznać tą dwójkę na tyle, by móc się zorientować, że kurdupel i ognisty nie mogą przebywać blisko siebie dłużej niż dwie minuty. Ale akurat tego nie było ciężko zauważyć.
Przynajmniej nie będzie nudno - pomyślałaś.

- Ahh! Zgłodniałem! - blondyn przeciągnął się na trawie. - Zróbmy grilla! Było ładne, słoneczne popołudnie. Korony drzew przysłaniały słońce, dając miejscami delikatny cień.

- Chyba nie bardzo mamy na czym - odpowiedział Roy siadając na jakimś pieńku.

- Zgadzam się. Proponuję rozpalenie ogniska - dodała Hawkeye.

Nagle w twojej głowie zaświeciła się mała żaróweczka. - Nie byłabym tego taka pewna - zaczęłaś. - Al, ile stopni jest w stanie wytrzymać twoja zbroja?

***

- [T/I], chodź tu i mi pomóż! To był w końcu twój pomysł! - usłyszałaś głos Edwarda.
Jego brat leżał na ziemi, a ten mocno szorował go ścierką.

No tak... Najpierw musieliście porządnie wyszorować młodszego z braci. Wyjęłaś z wiadra gąbkę i mocno ją wycisnęłaś.
Pytacie, skąd mieliście ciepłą wodę?
Ed przyniósł ją z rzeki i podgrzał za pomocą swoich alchemicznych zdolności.
A wiadro? Transmitował je. Jak dokładnie i z czego? Tego akurat już nie wiedziałaś. Ale nie było Ci to przecież do niczego potrzebne.
Skończyliście, gdy zbroja zaczęła dosłownie lśnić.
Razem w Edwardem nieźle się namęczyliście, ale było warto. Przynajmniej miałaś taką nadzieję.

Dalej klęcząc przy Al'u, bez ostrzeżenia uderzyłaś pięścią w jego pierś, robiąc w niej wgłębienie.

- [T/I]! Co robisz!? - chłopak krzyknął. Co prawda nie z bólu, bo nie mógł go czuć, ale z zaskoczenia.

- Sorki, Ed to później naprawi - powiedziałaś beztrosko. - Roy, rozgrzej nam trochę Al'a. Ale nie za bardzo, bo jeszcze nam się stopi - dodałaś po chwili i uśmiechnęłaś się szeroko.

Płomienny pstryknął. W błyskawicznym tempie temperatura zbroi wzrosła. Unosząc dłoń nad gładką powierzchnią jeszcze raz sprawdziłaś temperaturę. Była idealna.

Jakby było to najnormalniejszą rzeczą na świecie wyjęłaś z koszyka dwa jajka i rozbiłaś je uderzając o zbroję, po czym wbiłaś je we wcześniej zrobione zagłębienie.
Usiadłaś wygodniej na trawie. Widząc szok na twarzach swoich towarzyszy westchnęłaś głośno.

- No co? Miałam akurat ochotę na sadzone. Nie patrzcie tak na mnie, tylko sami bierzcie się do smażenia! - jak na rozkaz wyjęli z koszyka pojemniki, głównie zawierające wcześniej starannie pokrojone małe i duże kawałki mięsa.
Siedząc w kółku wokół zbroi i robiąc na niej grilla, nasza czwórka musiała wyglądać jakby odprawiała jakiś dziwny, nikomu nieznany rytuał.

Najedzeni i weseli rozeszliście się.
Roy i Riza poszli się przejść w głąb lasu, a Ed... Ed podobnie.
Ty zostałaś z młodszym z braci.

- Przepraszam - wyszeptałaś usuwając tłuszcz i przypalone pozostałości mięsa ze zbroi.

- Za co? - nastolatek delikatnie podniósł się na łokciach.

Zachód pomysłów ☑Where stories live. Discover now