ღ 29

1.8K 294 39
                                    

~ Neil ~

Jeszcze nigdy tak długo nie jechałem samochodem. Pas nieprzyjemnie naciskał na moje ciało, krępując ruchy, co sprawiało, iż czułem się niekomfortowo. Jednak Colin był nieugięty pod tym względem, zakazał mi odpinania go, więc posłusznie pozwalałem przyciskać się do fotela. Leon również był unieruchomiony, mój człowiek ubrał go w dziwne ubranko i przyczepił do krótkiego sznurka, więc mógł jedynie zrobić dwa małe kroczki, obrócić się wokół własnej osi lub położyć przy mojej nodze. Bardzo szybko zasnął, a rytmiczne bujanie w samochodzie wprawiało mnie w podobny stan. Nawet nie zauważyłem, kiedy moje powieki opadły, jednak gdy je otworzyłem, Colin pochylał się nade mną i w końcu uwalniał.

– Jesteśmy na miejscu – powiedział, uśmiechając się delikatnie, więc odwzajemniłem ten przyjazny gest.

– Dom rodziców Colin? – zapytałem, a on skinął głową.

W to miejsce wybraliśmy się jedynie we trójkę; kiedy chciałem wziąć z nami akwarium z nowym członkiem rodziny, mój człowiek krzyknął na mnie, tłumacząc, że Ryba musi zostać i pilnować domu. Nie podobała mi się perspektywa zostawienia najmniejszego z nas samego, jednak i w tym przypadku musiałem słuchać się przywódcy stada.

Zaspany Leon został wzięty na ręce, od razu opierając pyszczek na ramieniu Colina, aby móc spać dalej. Wysiadłem z samochodu, a moje ciało otoczyło nieprzyjemne zimno. Rozglądałem się dookoła, nie poznając miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Było inne, daleko od morza, daleko od powietrza pachnącego wodą. Ląd był naprawdę ogromny i czułem, że nigdy dotąd nie znajdowałem się tak daleko od pierwszego domu. Poczułem nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej i zapragnąłem z powrotem wsiąść do samochodu, aby wrócić na piaszczystą plażę. Jednak wtedy mój człowiek wyciągnął dłoń w moim kierunku, jakby dostrzegł, że właśnie tego potrzebuję.

Spletliśmy ze sobą palce, więc kiedy ruszył w nieznanym mi kierunku, posłusznie podążyłem za nim. Wdychałem zapach lądowych roślin oraz nieprzyjemną woń wydzielaną przez przemieszczające się muszle. Nie czułem się gotowy, żeby zostawiać morze tak daleko, jednak nie chciałem rozczarować Colina. Był dla mnie ważny, o wiele ważniejszy niż świat, który porzuciłem, aby móc żyć u jego boku. Mimo to chwilami czułem, że to wszystko działo się za szybko, że nie zdążyłem pożegnać się z poprzednim mną, a teraz miałem świadomość, iż odszedł na zawsze. Straciłem mieniące się w świetle łuski, straciłem wabiący drapieżniki ogon, którym się chlubiłem, straciłem stado oraz przyjaciela na rzecz trzech ludzkich kończyn.

– Jesteś strasznie blady – szepnął do mnie, kiedy zatrzymaliśmy się przed jednym z licznych wejść.

Wpierw pokonaliśmy podobną blokadę, jaka była w miejscu, gdzie uczyłem się ludzkiego życia, która wymagała wciśnięcia odpowiednich przycisków. Następnie musieliśmy wejść do magicznego pomieszczenia, przenoszącego w inne miejsce, aż w końcu dotarliśmy tutaj.

– Daleko od morze – odpowiedziałem. – Czuję, że bardzo daleko, a serce chce być blisko.

– Wrócimy na noc do domu – obiecał. – Przyjechaliśmy tylko na obiad.

Skinąłem głową dokładnie w chwili, w której drzwi się otworzyły, a Colin od razu puścił moją dłoń, uśmiechając się szeroko do ludzkiej samicy.

– Synku! – krzyknęła, przysuwając się do niego, aby go objąć i ścisnąć Leona, który w końcu się rozbudził i zaczął lizać ją po twarzy.

Stali w swoich objęciach przez chwilę, pozwalając mi przyjrzeć się kobiecie. Wyglądała inaczej niż Colin, jednak miała w sobie coś, co mi go przypominało. Mężczyzna, który pojawił się chwilę później za jej plecami, miał znacznie więcej cech wspólnych z moim człowiekiem, jednak jego twarz była ciemniejsza i posiadała dziwne owłosienie między nosem a ustami. Kiedy skończyli cieszyć się swoim dzieckiem, ich spojrzenia padły na mnie. Zamrugałem kilkukrotnie, czując się wystawiony na niebezpieczeństwo, aż w końcu przypomniałem sobie, że musiałem obniżyć głowę, co w ludzkiej mowie było przywitaniem.

SIRENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz