ღ 2

2.7K 334 87
                                    

Siedziałem skulony w jednym z najgłębszych korytarzy podwodnej jaskini, którą obecnie zamieszkiwało moje stado. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, obawiając się, że zobaczenie człowieka wypaliło na ciele widoczne piętno, po którym inni mogli poznać, iż dosięgnęła mnie bezwzględna klątwa. Do tego miejsca nie docierało zbyt wiele światła, więc perłowe łuski porastające silny ogon mieniły się bardzo delikatnie, sprawiając wrażenie, iż każdy malutki błysk jest jedynie figlem spłatanym przez wyczulony wzrok. Gładziłem je z czułością, by upewnić się, że wszystkie układają się równo na swoich miejscach, z bólem dostrzegając kilka niewielkich luk, które niedługo zajmą świeże łuski.

Syreny miały małą obsesję na punkcie wyglądu ogonów, uznając je za swój jedyny atut zapewniający im pozycję w stadzie – im lepiej odbijaliśmy światło, skuteczniej wabiąc pożywienie, tym bardziej byliśmy doceniani i szanowani, a mój ogon należał do jednych z najpiękniejszych, mając barwę rzadkich, różowych pereł. Właśnie dlatego dbałem o niego z największą troską, chociaż ostatnimi dniami zaniedbałem moje codzienne rytuały.

Uciążliwy ból w klatce piersiowej nasilał się i ustępował naprzemiennie; w niektórych chwilach nawet zapominałem o ciążącej na mnie klątwie, by z kolejnym przypływem cierpienia kulić się, z trudem poruszając skrzelami na żebrach przez przeszywający moje ciało ból. Łudziłem się, że to minie, że czas, tak jak odpływ, zabierze ode mnie to uczucie, które wrastało w ciało niczym jakaś trująca roślina, mająca pozbawić życia swojego nosiciela.

Kiedy An przypływał do mnie, zapewne kierowany wyrzutami sumienia, odwracałem się od niego, nie potrafiąc spojrzeć przyjacielowi w oczy. Tak naprawdę jedynie on się o mnie martwił; syreny i trytony nie kochały, samice składały ikrę, samce ją zapładniali, a rodzice opiekowali się młodymi przez krótki czas, aby następnie ponownie skupić się na powiększeniu stada. Jednak przez ludzi, którzy odbierali nam tereny i zanieczyszczali wody, niewiele młodych przeżywało. Było nas coraz mniej, coraz bardziej byliśmy narażeni na ataki innych drapieżników lub na wojny o żerowiska z wrogimi stadami. Dlatego nie mogłem opuścić stada, nie mogłem jeszcze bardziej go osłabiać, chociaż czułem, że ląd z każdą chwilą wzywa mnie coraz bardziej. Czułem, że muszę odnaleźć człowieka, którego rytm serca wybijało teraz moje serce, i to właśnie z nim stworzyć własne stado, odchowując gromadkę młodych – to właśnie jego ikrę pragnąłem zapłodnić.

Falowanie wody, delikatnie poruszające moją płetwą oraz włosami, zdradziło mi, że ktoś się zbliża. Otworzyłem oczy, ocierając łzę, która opadła na dno, zmieniając się w perłę, i spojrzałem w kierunku wyjścia z jaskini. Dostrzegłem tam mojego przyjaciela, który w zębach ściskał martwą rybę, zapewne martwiąc się, że jestem głody. Upuścił jedzenie, popychając je lekko nosem, aby podryfowało bliżej mnie, a następnie wydał dźwięk nawołujący do posiłku. Chociaż początkowo odwróciłem wzrok od martwego zwierzęcia, ostatecznie wbiłem w pokryte szarymi łuskami ciało ostre i sztywne szpony na zakończeniach palców, by następnie móc odgryźć kawałek mięsa.

An nie odpłynął, przysiadając na kłującym piasku tuż obok mnie i w milczeniu przyglądając się, jak jem, napełniając w końcu pusty brzuch. Był naprawdę cierpliwym przyjacielem, za co powinienem być wdzięczny, chociaż to właśnie przez niego zajrzałem tamtego dnia do wnętrza ludzkiego wynalazku, na którym był człowiek. Jednak tylko ten tryton przejmował się mną na tyle, aby przynosić mi jedzenie, na które sobie nie zapracowałem, ukrywając się w ciemnej jaskini.

Teraz i z jego oka wypłynęła łza, zmieniając się w czarną perłę, która opadła na dno – trytony naprawdę rzadko płakały, więc zacząłem przyglądać się Anowi szeroko otwartymi oczami. Pomyślałbym, iż tylko mi się to przewidziało lub przyśniło, gdyby dowód nie leżał tuż przy mojej rozłożystej płetwie.

SIRENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz