six

932 102 21
                                    

Chapter six

    Nasłuchiwałem kroków na korytarzu, odgarniając swoje zraszone potem włosy z czoła i poprawiając niewielki kawałek drewna w dłoni

Deze afbeelding leeft onze inhoudsrichtlijnen niet na. Verwijder de afbeelding of upload een andere om verder te gaan met publiceren.

Nasłuchiwałem kroków na korytarzu, odgarniając swoje zraszone potem włosy z czoła i poprawiając niewielki kawałek drewna w dłoni.

Minęło kilka dni, a mój stan nieco się poprawił, chociaż wciąż odczuwałem ból przy każdym najmniejszym ruchu. W akompaniamencie codziennych niewolniczych zajęć nie łatwo było mi wrócić do zdrowia, nieważne jak szczodrą pomoc otrzymywałem od medyka.

Po pokoju roznosił się cichy szmer, kiedy podłużnym przedmiotem skrobałem układ równoległych linii na ścianie przy łóżku. Chociaż w pałacu spędziłem niecały miesiąc, byłem w stanie zapamiętać położenie komnat oraz korytarzy, przynajmniej w tej części pałacowej, do której miałem dostęp. Wciąż jednak droga do bramy wyjściowej nie była mi znana. Wiedziałem, że muszę znaleźć sposób na to, żeby poznać to piekielne miejsce dogłębniej. Dlatego mój plan mógł zająć o wiele dłużej, niż się tego spodziewałem.

Po porze śniadaniowej zostałem powołany do kuchni, gdzie miałem zająć się sprzątaniem. Z jednej strony dobrze, że nie musiałem nic gotować, ponieważ moje zdolności kulinarne były znikome, jednak niewolnicy pracujący przy jedzeniu króla byli zwykle obdarzani większym zaufaniem, a co za tym idzie — przywilejami. Dowiedziałem się, że wczesnym ranem udają się na targi znajdujące się poza terenem pałacu, gdzie kupują zapotrzebowanie na dany dzień. Byłbym jednak głupcem, jeśli wierzyłbym, że zostanę obsadzony na tym stanowisku po tym wszystkim, co zrobiłem. Nie dziwiło mnie już także, że każda osoba w niewolniczej części pałacu obdarzała mnie skrzywionym spojrzeniem, jakby mój widok ich odrzucał. Mogłem jedynie z tego drwić, bo założę się, że sami stawialiby się królowi, jeśli tylko zdobyliby się na taką odwagę.

- Odchodzę już ze zmysłów. Naprawdę, nie znam nikogo z takim tupetem.

- Czego zażyczył sobie tym razem?

- Papai, winogron i — koniecznie sprowadzanych z Europy, bo jak to ujął, takie są najsłodsze — czereśni.

Po kuchni rozniósł się śmiech jednej z kucharek. Przysłuchiwałem się ich rozmowie, ponieważ doprawdy interesowało mnie, kto w pałacu mógł sprawić sobie tyle wrogów co ja.

- Miałam świadomość, że służebnicom w haremie przysługują prawa, ale nie daję wiary, że wasza wysokość pozwala mu tak rozporządzać się po pałacu.

- Z tego co słyszałam, wasza wysokość wcale łatwo na to nie przystaje.  Ten głupiec panoszy się po pałacu po kryjomu, a nikt nie chce się mu sprzeciwiać. Mam jednak nadzieję, że w końcu noga mu się podwinie.

- Wciąż wstrząsa mną fakt, że w haremie znajduje się mężczyzna.

- Szczęśliwiec. Często nawet najpiękniejsze kobiety nie mają wstępu do haremu.

Po kuchni rozniósł się cichy śmiech jednej z niewolnic.

- Chyba nie mówisz o sobie?

- A czego niby mi brakuje?

- Moja droga. Przede wszystkim urody i wdzięku. Jeśli król miałby kogoś zauważyć, jestem pewna, że byłabym to ja w pierwszej kolejności.

- Cóż za tupet. - parsknęła, ale jej ton głosu brzmiał na żartobliwy. Wyglądało na to, że kobiety się przyjaźniły, a to były jedynie przekomarzania. - Ach, być u boku waszej wysokości. Wyobrażasz sobie, jak niesamowite szczęście może kogoś spotkać?

- Za dużo śnisz na jawie. Wasza wysokość jest na tyle przystojny, że mógłby skraść serce nie jednej arystokratce. Chyba nie myślisz, że marnowałby czas z marną niewolnicą?

- Ach, gdyby chociaż tak na jedną noc...

Przewróciłem oczami i przestałem słuchać ich bezsensownego trajkotania, bo zaczynało działać mi na nerwach. Nie rozumiałem, jak mogą określać króla takimi pozytywnymi przymiotnikami, kiedy tak naprawdę był tyranem.

Musiałem jednak przyznać, że zaciekawiła mnie informacja o tym, że w haremie pojawił się mężczyzna. Nie spodziewałem się, że król może być osobą, która nie zwraca uwagi na płeć. Tym bardziej nie domyślałem się, że jest to dozwolone w tych czasach, ale wyglądało na to, że jako król mógł robić wszystko, co mu przyszło na myśl.

Raptem otworzyły się drzwi do kuchni, a w progu stanął bardzo wystawnie ubrany mężczyzna. Miał on delikatne rysy, długie, zadbane włosy, oraz niemal tonął w złotej biżuterii, której kolor również zdobił rękawy jego niebieskiej szaty. Wyglądał bardzo atrakcyjnie, nawet kiedy na jego twarzy widniał grymas niezadowolenia.

- Gdzie moje czereśnie? - zapytał donośnie, przechadzając się po sali, jakby należała do niego.

- Jedna z niewolnic została wysłana na targ, jednak jeszcze nie wróciła. - wytłumaczyła kucharka, o wiele bardziej spięta w obecności minionego mężczyzny. Miała spuszczoną głowę i kroiła starannie warzywa, jakby poprzednia rozmowa nigdy nie miała miejsca.

- Dobrze. - westchnął, ale przewrócił oczami. - Nalejcie mi więc wina.

W tle odbywał się stukot otwierania szafek i skrzypienie drewnianej podłogi. W niej właśnie utkwiłem swoje spojrzenie, zamiatając ten sam skrawek już pięćdziesiąty raz.

Jak to możliwe, że niewolnik mieszkający w haremie miał tyle przywilejów? Mógł prosić o tyle jedzenia i picia ile chciał, oraz traktować innych z wyższością. Jakby to był jakiś zaszczyt być prywatnym chłopcem do towarzystwa króla. Dla mnie nawet przebywanie z nim w tym samym pokoju brzmiało jak istny koszmar. Jakby chciałby mnie dotknąć, chyba odgryzłbym mu rękę.

Parsknąłem pod nosem na tę myśl, zwracając tym uwagę bogato przyodzianego mężczyzny.

- Podłoga opowiada ci jakieś żarty? - zadrwił, a ja zacisnąłem zęby. Przez chwilę złapaliśmy kontakt wzrokowy, a potem uniósł do góry kieliszek wina. Upił z niego łyka, po czym odwrócił szkło do góry nogami, przechylając je powoli i tym samym sprawiając, że zawartość wylała się na podłogę. Podest lśnił od ciemnoczerwonej cieczy. - Ups. Jaki ja niezdarny. Posprzątaj.

Wziąłem głęboki oddech, próbując stłamsić swoją złość, chociaż krew się we mnie gotowała. Co to, to nie. Osoba jego pokroju nie będzie mnie upokarzać.

- Zaspokoiłeś już dzisiaj króla swoimi ustami? - odburknąłem, nie licząc się ze słowami.

Wszystko wskazywało na to, że próbował zachować niewzruszoną mimikę, lecz jego ciemne oczy zdradzały niemałe zdziwienie.

- Jak śmiesz... - wstał ze swojego siedzenia, ale w tym momencie do kuchni wtarł zarządca, ratując mnie od tej niewygodnej sytuacji.

Nakazał mi zakończyć sprzątanie, ponieważ — o zgrozo — zaniosę podwieczorek do komnaty waszej wysokości.

♡♡♡

Witam wszystkich, który wciąż tu zostali. Pewnie jest was niewiele, wnioskując po tym, że ostatni rozdział napisałam prawie rok temu, jednak nie zapomniałam o moich opowiadaniach i tak jak obiecywałam - kiedyś do wszystkich wrócę. Mam teraz trochę luźniejszy okres na studiach, więc mogę wykorzystać wolny czas na pisanie.
Pozdrawiam!

Eclipse | TaekookWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu