ten

1.1K 115 28
                                    

Chapter ten

- Jak się dowiedziałeś? - zapytałem, gdy już doszedłem do siebie

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

- Jak się dowiedziałeś? - zapytałem, gdy już doszedłem do siebie.

- Przeczuwałem, że możesz coś knuć. A pod cienkim odzieniem nie trudno jest wyczuć ostry przedmiot.

Przekląłem pod nosem, przypominając sobie, jak dotykał mojej szaty.

- Nie obawiasz się, że coś ci zrobię? - uniosłem brew. W końcu wciąż byłem w posiadaniu noża.

Zaśmiał się i pokręcił głową. - Nie zdobyłbyś się na to. Jednak za samą myśl o zranieniu swojego władcy, powinieneś być srogo ukarany.

Naprawdę uważał, że nie miałem wystarczająco odwagi, aby zamachnąć się na jego życie. Jeszcze pożałuje, że tak mnie ocenił...

Zmierzyłem wzrokiem komnatę, mierząc odległość do otwartych drzwi balkonowych. Jeśli udałoby mi się go obezwładnić... mógłbym bezpiecznie uciec tamtą drogą. Jedna rzecz jednak stała mi na przeszkodzie. Musiałem zrobić to wyjątkowo cicho, bo za wrotami komnaty czekały straże.

- Myślałem, że kara cielesna jaką otrzymałeś na dziedzińcu, czegoś cię nauczy. Wygląda jednak na to, że będziesz musiał podzielić gorszy los w ramach pokuty...

Zacisnąłem usta i sięgnąłem za rękojeść noża pod moją szatą. Wiedziałem, że mógł już zauważyć ten ruch, więc szybkim ruchem go wyciągnąłem i przyłożyłem mu do gardła. Ostrze lekko wbijało mu się w skórę, jednak nie na tyle, aby sprawić mu ból. Tym razem to ja mogłem patrzeć na niego z wyraźną przewagą i musiałem przyznać, że mi się to podobało.

Jego oczy jednak nie ukazywały strachu – wręcz przeciwnie – był nazbyt spokojny. Patrzył z zainteresowaniem na moje poczynania.

- Jeśli nie dasz mi odejść... - powiedziałem, starając się zachować stabilny ton głosu, chociaż ta sytuacja była tak abstrakcyjna, że nawet moja ręka zaczynała się trząść. - Wbiję go w twoją tchawicę.

Tym razem jego oczy ukazywały rozbawienie, jakby właśnie oglądał zabawne przedstawienie.

Nagle złapał za mój nadgarstek, przekręcając go w taki sposób, że nóż upadł na ziemię. Syknąłem z bólu, a król wykorzystał tę okazję, by położyć mnie na podłogę i zawisnąć nade mną, z głupim, drwiącym uśmieszkiem. To wszystko stało się tak szybko, że nie zdążyłem nawet przeanalizować swoich myśli, a co dopiero pomyśleć co zrobić.

- Jeśli chcesz kogoś zabić... - szepnął, patrząc mi prosto w oczy. - Nie możesz się wahać.

Mój oddech nie potrafił się uspokoić, a ręce wciąż się trzęsły. Czułem zażenowanie samym sobą, że moja próba zamachnięcia się na jego życie, okazała się taka marna.

Zdałem sobie sprawę, że rodzina królewska uczona była już za młodu jak się bronić i unikać ataków. Miał to w jednym palcu, aby nie polegać jedynie na swojej straży. Jeśli nie zajdę go od tyłu, nie miałem z nim żadnych szans.

- Nienawidzę cię. - powiedziałem, wciąż nie mogąc się ruszyć spod jego zaciskających się na moich nadgarstkach dłoni. Już nie czułem się tak pewnie jak wcześniej, po straceniu swojej jedynej broni.

- Nie ma dla mnie znaczenia, co czujesz. - odparł. - Istota w tym, że będziesz mnie czcił i mi służył.

- Wolałbym umrzeć. - odwróciłem wzrok. Przeklinałem się za to, ale moje oczy zaczynały robić się szklane, ze zbyt wielu emocji.

- Wiem. - rzekł. - To czyni to bardziej zabawnym.

- Śmieszy cię to, że poddani czują do ciebie odrazę?

- Poddany powinien czuć strach przed swoim władcą. Bez strachu, nie istnieje dyscyplina.

- Nie boję się ciebie. - odparłem, co było zgodne z prawdą. Czułem tylko abominację.

- A więc sprawię, że zaczniesz się bać.

Śledziłem wzrokiem jego twarz, zastanawiając się, co może mieć przez to na myśli. Swoim wyglądem zdecydowanie nie przerażał, bo rysy miał łagodne, a jego wygląd niemal przeczył ze słowami, które wypowiadał. Ciemne kosmyki okalały jego czoło, a jeden prawie zasłaniał mu wizję, przez co miałem ochotę go poprawić. Jak dobrze, że jednak moje ręce były skrępowane.

- Podoba ci się widok? - uniósł brew, a ja otworzyłem szeroko oczy. Żartował sobie ze mnie? Chyba nie myślał, że uważam go za atrakcyjnego, prawda?

- Jeśli chcesz posłuchać komplementów, odwiedź pałacową kuchnię. Ja nie zniżę się do takiego poziomu.

- Wydawać by się mogło, że już się zniżyłeś. - zauważył. - W końcu leżysz pokonany na mojej podłodze, po tym jak żałośnie poniosłeś klęskę. Istnieje niższy poziom?

Zagryzłem zęby. Jego słowa były nazbyt prawdziwe, ale to, że przegrałem bitwę, nie znaczy, że przegram wojnę.

- Przysięgam, że zrobię wszystko, abyś nie dożył następnych lat. - wysyczałem, nie myśląc nad doborem słów.

Patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem, jakby szargały nim różne emocje, ale nie chciał tego pokazać.

- Straże! - wypowiedział gwałtownie, a dwójka strażników natychmiast stawiła się w komnacie. Starałem się zignorować fakt, jak żałośnie wyglądałem na twardej podłodze, chociaż przynajmniej wypuścił już moje nadgarstki. - Przygotujcie go jutro do alkowy. Dobrze go przeszukajcie i posilcie. Może nie przeżyć tej nocy.

Dzisiaj bardzo króciutki rozdział, ale jakże intensywny! Chciałam po prostu wstawić wam coś już wcześniej, żebyście nie musieli czekać 🤍

Eclipse | TaekookWhere stories live. Discover now