Księga IV cz.1

170 13 2
                                    

Słowacki pov.

Przez jeszcze zamknięte powieki dotarło do mnie bolesne światło. Kac... Tak to jest jak pijesz na pusty żołądek. -Kurwa...- Jak na zawołanie zaczęły do mnie napływać wspomnienia z poprzedniego dnia.

No cóż, kolejny powód żeby unikać tej irytującej mordy...

Postanowiłem o tym więcej nie myśleć, podniosłem się z łóżka i ruszyłem przygotować się na ten pierdolnik... 

Za naszą szkołą znajdowało boisko, wszędzie wokół były krzaki, a pomiędzy nim a szkołą był fragment porośnięty trawą i kilkoma drzewami. Właśnie tam usiedliśmy całą klasą w kółku, z jakiegoś powodu dziewczyny które zagadały do mnie dzień wcześniej musiały usiąść obok grupki dresów, do której należał Robert. Gdy spytałem czemu, okazało się że to plan by jedna z nich poderwała kogoś kto się jej podoba. Szczerze mało mnie obchodziło o którego z nich chodzi, miałem nadzieje że nie będę musiał się z nimi za bardzo zaprzyjaźniać.

Mieliśmy się przedstawić i powiedzieć coś o sobie. Ciężko było mi się skupić na tym co ludzie mówili ponieważ ból głowy wciąż nie ustępował mimo tabletki przeciwbólowej. Znudzony słuchałem wszystkich, nie zapamiętując zbyt wiele. W końcu jednak usłyszałem coś interesującego. 

-Mam na imię Kamilek [On miał mieć na imie Jordan ale nam się pojebało więc jest Kamilek. Pierdole jordanda], lubię Słowackiego, Mickiewicza i My Chemical Romace.- Uśmiechnąłem się słysząc te słowa. Ktoś jeszcze doceniał to co robiłem kiedyś, za to ten Mickiewicz mnie wkurwiał potężnie. Typ pijany bazgrał co mu przyszło do głowy, a teraz ludzie nazywają to epopeją narodową... 

Minęło kilka kolejnych minut, gdy usłyszałem niedaleko mnie szept. 
- Robert kurwa. Twoja kolej. - Był to Paweł, jeden z dresów. Siedział na kolanach Roberta, który się o czymś zamyślił. Z trudem powstrzymałem się od reakcji, wolałem by nie zwracał na mnie uwagi i zapomniał o moim istnieniu. 

- Eeee... No więc nazywam się Robert, lubię grać w gry, spotykać się ze znajomymi, jestem team Mickiewicz, kocham bigos i w wolnej chwili zdarza mi się malować.

- Ty malować? Coś nie chce mi się w to wierzyć. - Powiedziałem nim zdążyłem się powstrzymać. Cały misterny plan ukrywania się przed Mickiewiczem 2.0 legł w gruzach. 

- To nie wierz ośle. - Czemu patrząc na wyzywającego mnie nastolatka, poczułem nostalgię? Z zatracania się we wspomnieniach wytrąciły mnie następne słowa które do mnie dotarły. Robert właśnie przeprosił kogoś... było to dla mnie jak dowód, iż nie może być tak zarozumiały jak był Mickiewicz. Może nawet nie jest tak zły jak mi się wydawało...

-Zagrajmy w chowanego- Zaproponowała Amelia, która chwilę wcześniej tłumaczyła mi misterny plan zbliżenia się Oliwii i jakiegoś chłopaka z klasy do siebie. Mało mnie interesowały romanse, jednak gra w chowanego brzmiała jak dobra zabawa. Czemu by nie zrobić czegoś na pozór bardzo dziecinnego. 

Zostały wytypowane dwie osoby szukające, reszta pędem ruszyła szukać kryjówek. Ja ruszyłem szybkim aczkolwiek spokojnym krokiem, szukając idealnej kryjówki. Czas jednak zaraz miał się skończyć, wskoczyłem więc w najbliższą przyjazną dziurę w krzakach. Niestety w przyjaznej dziurze znalazłem mniej przyjazną mordę...

- Ja pierdole akurat ty... - Wyszeptałem zrezygnowany, akurat gdy chciałem go unikać to ciągle wpadaliśmy na siebie. Po chwili okazało się że kryjówka też nie jest taka idealna, bo jest naprawdę ciasna. Ogólnie kryjówka była by spoko, gdyby ten pacan nie wyzywał mnie tak głośno. Z trudem powstrzymywałem reakcje, jednak ten debil mnie prowokował. - Przesuń się na boga. - wypaliłem w końcu patrząc w jego twarz. 

- Gdzie mam się kurwa przesunąć jak tu już miejsca nie ma. - On też był już wkurzony, z resztą nie dziwiłem mu się. Złapała mnie chwila w której dotarło do mnie że było to trochę chujowe też dla niego. Najpierw pomógł mi dzień wcześniej dotrzeć do domu, a potem jeszcze cisnął się w krzakach ze mną. Zajęło mi parę minut by w końcu schować swoją dumę i odezwać się. 

- Tak w ogóle to dzięki za wczoraj, no wiesz... Za to, że pomimo ewidentnej niechęci do mnie odprowadziłeś mnie pod same drzwi mieszkania. Po prostu... dziękuję. - Tylko kątem oka zobaczyłem zaskoczenie na jego twarzy. Sam utkwiłem spojrzenie gdzieś w ziemi. Mimo wszelkich blokad czułem że moje zawstydzenie zaraz pokaże się na mojej twarzy. 

- Spoko, nie lubię Cię, ale chujem nie jestem. W życiu o własnych siłach byś do domu nie wrócił. Byłeś tak napruty, że droga, która powinna zająć nam max 10 minut zajęła 30, ciągle idąc. - W tej chwili miałem pewność że moja twarz jest czerwona. Zacząłem się zastanawiać, co on o mnie myśli... 

Na szczęście z niewygodnej sytuacji uratował mnie ktoś kto nas znalazł. Wygramoliliśmy się z krzaków, potem integracja trwała dalej... Całą klasą postanowiliśmy iść do maka, który był niedaleko naszej szkoły. W drodze moje koleżanki próbowały wyjaśnić mi dlaczego musimy pomóc zejść się Oliwi z jednym z dresów i że po jedzeniu w maku idziemy nad Wisłę i zapraszamy ich tam. Starałem się uczestniczyć w tej dyskusji, mimo to mój mózg nawiedzały wspomnienia, bardzo stare wspomnienia. Ile to wyzwisk padło między mną a Mickiewiczem, pamiętam kiedy pogodziłem się że moja miłość nie będzie odwzajemniona przez niego i wyjeżdżałem z Paryża, jeszcze wtedy rzucał za mną wyzwiskami. Szczerze nie wiem co było po mojej śmierci. Jaka była reakcja mojego największego rywala, wroga i zauroczenia na wieść o mojej śmierci. 

-Halo Emil!?- Do porządku przywołała mnie Amelia próbująca uzyskać ode mnie odpowiedź. 

Poleciałem tymi myślami... znowu. Jebany Mickiewicz potrafi mi zjebać humor nawet po śmierci.

-Przepraszam zamyśliłem się, chcecie założyć z nimi grupę... tak myślę że to byłby spoko pomysł, ale nie teraz. Lepiej zrobić to wieczorem, jeśli rzeczywiście dobrze spędzi nam się dziś czas.- Powiedziałem widząc że kolejka się zwalnia już dla nas. 

Oliwia i Amelia poleciały szybciej do stolika, przy którym siedziała grupka dresów. Natomiast ja z kilkoma innymi osobami podeszliśmy tam chwilę później. Oczywiście jednym z dresów był Robert. Wyczułem jego niechętne spojrzenie w moją stronę, nic jednak nie mogłem poradzić. Wydawało mi się że wcześniej zaczynamy wchodzić w neutralne relacje, ale widocznie musiałem się przeliczyć. Czułem jego wzrok na sobie i bijącą od niego niechęć. Nawet nie mogłem się nacieszyć posiłkiem. Liczyłem na to że jakoś wykręcę się z dalszego spędzania z nimi czasu, niestety nie wyszło mi to najlepiej. Kilka następnych godzin spędziliśmy nad Wisłą. Przynajmniej cel Oliwii został osiągnięty bo większość czasu przegadała ze swoim crushem, a na koniec ten zaoferował że odprowadzi ją do domu bo i tak idą w podobnym kierunku. 

Gdy wieczorem wyszedłem już z pod prysznica zobaczyłem powiadomienie.

*Oliwia dodał(a) Cię do grupy*

Oliwia: Hej wszystkim, z racji, iż naprawdę miło spędziliśmy dziś czas założyłam grupę, będziemy mogli częściej się umawiać na tego typu wyjścia<33

Więc teraz Robert będzie częściej obrzucać mnie nienawistnym spojrzeniem...

PeachTea | słowakiewiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz