Księga X

108 10 3
                                    

Słowacki pov.

Od kilku minut siedziałem znudzony, obserwowałem ludzi powoli zmierzających do szkoły. Wszyscy walczyli z naturalnym lodowiskiem przed wejściem. Niektórym szło lepiej, innym gorzej. Czasami komuś udało się dopasować do piosenki której akurat słuchałem, co wpychało mi delikatny uśmiech na usta. Parapet na którym siedziałem, był idealnie nad kaloryferem, dzięki czemu miałem podgrzewane siedzenie. W akompaniamencie Davida Bowie'go i zachmurzonego nieba, byłem bardzo blisko ucięcia sobie drzemki. Jedyne co mnie przed tym powstrzymywało to czarna kawa z żabki. 

Lekcja miała się zaczynać za kilka minut, planowałem już zbierać się do klasy, gdy na szkolne podwórko wszedł ON. Unikałem Roberta, od czasu gdy na kacu powiedział mi że pocałował mnie bo jestem dziewczęcy. Potem było losowanie na Mikołajki i ze wszystkich ludzi w klasie, wylosowałem właśnie jego. 

Nie miałem pomysłu na prezent, więc kupiłem mu mandarynkę - bo kto nie lubi mandarynek. Potem jednak stwierdziłem że to za zdrowe, więc dokupiłem mu czekoladę. Nie wiedziałem jaką lubi i czy nie jest na coś uczulony. Postanowiłem kupić więc zwykłą milkę. Większość ludzi lubi zwykłą mleczną milkę, ja jestem wyjątkiem, a powszechnie wiadomo że wyjątek potwierdza regułę. Więc skoro ja czegoś nie lubię, to miałem nadzieje że Robert pozostanie moim przeciwieństwem i będzie to lubił. Teraz jednak patrzyłem jak idzie swoim pewnym krokiem, w jednej ręce dzierżył torebkę z jakimś świątecznym motywem. Drugą miał wciśniętą do kieszeni swoich dresów. Plecak niósł na jednym ramieniu, co oczywiście nie jest ani zdrowe, ani bezpieczne gdy usiłuje się przejść stabilnie po lodzie. 

Jego złe decyzje życiowe, wpłynęły na niego szybciej niż by się spodziewał. Obserwowałem, jak przechylił się lekko na bok, jak jego prawa noga osunęła się niebezpiecznie w bok. Potem wyprostował swoją lewą nogę, niczym łyżwiarz figurowy. Następnie plecak zsunął się z jego ramienia, i współpracując z siłą grawitacji ściągnął go do tyłu. On jednak odważnie, stając naprzeciw praw fizyki prostuje się, zaczął panicznie machać rękami i zamiast wylądować na swoim tyłku, wylądował twarzą w koszu na śmieci. Siła uderzenia odepchnęła go dosyć szybko, raczej nie wyglądało na to by zanurkował w śmieciach. Moje serce przestało bić na moment. Zobaczyłem jak po kilku sekundach podnosi się z ziemi i skrzywiony pociera swoje gardło. Oczywistym było że zostanie mu solidny siniak na krtani po tak silnym zderzeniu z metalową ścianą kubła. Nad jego brwią rysowało się przecięcie, domyślałem się że od kąta śmietnika. Z dzielącej nas odległości nie widziałem więcej urazów, ale domyślałem się że był to bolesny upadek. 

Musieliśmy już wchodzić do klasy, ale na szybko wygrzebałem z mojego plecaka plastry - te same, których używaliśmy gdy przeżyliśmy bliskie spotkanie z sąsiadami mojej babci. Po ostatnim wypadku, dorzuciłem do pudełka kilka plastrów ze świnki peppy, które znalazłem w domu. Wrzuciłem moje różowe, metalowe pudełeczko z czerwonym serduszkiem na środku do torebki z czekoladą i mandarynką. Było lekko pogięte i obdrapane, ale jak to się mówi "lepszy rydz niż nic." Dorzuciłem jeszcze paczkę chusteczek i poszedłem na lekcje. 

***

Trzymałem w rękach pomiętą, przemoczoną i ogółem zmaltretowaną torebkę ze świątecznym wzorem. Przyglądałem się tłustemu, siwemu dziadowi z czerwonym nosem i długą brodą, a w mojej głowie rozbrzmiewało pytanie - jak? Jakim cudem, Robert wylosował akurat mnie, a ja jego. Spojrzałem na niego, ale od razu wróciłem wzrokiem na torbę, gdy zauważyłem że ten na mnie patrzy. Większość, klasy była zajęta dalszym rozdzielaniem prezentów, ja jednak skupiłem się na prezentowej torebce. Powoli ją otwarłem, wciąż czując na sobie wzrok znienawidzonej przeze mnie osoby. 

Moje serce na chwilę się zatrzymało, przez chwilę zapomniałem oddychać. Ostrożnie podniosłem karteczką spoczywającą w torbie.

Jesteś dość męski by ją nosić

PeachTea | słowakiewiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz