Rozdział 10

9 2 0
                                    

Per. Hubert

-Proszę, nie zostawiaj mnie...

  To był Karol, osoba którą zraniłem, jest teraz tutaj, na peronie wraz ze mną.

-Proszę, nie wyjeżdżaj- słychać było jego łamiący się głos.

  Chłopak wstał, i wyciągnął swoją dłoń, żebym mógł wstać, oczywiście przyjąłem jego pomoc, choć dalej byłem wszoku co się chwilę temu stało.

-C-co tu robisz?- nie wiedziałem co powiedzieć, więc zarzuciłem nurtujące mnie w tamtej chwili pytanie.
-Wiesz...- chłopak podrapał się po karku- Po tym jak wybiegłem z domu, zrozumiałem że czuję to samo uczucie do Ciebie, co Ty również.
-To dlaczego zostawiłeś mnie samego?...- było mi naprawdę przykro z tego.

  Oboje usłyszeliśmy gwizdek konduktora, oznaczający gotowość do odjazdu pociągu w dalszą drogę, w stronę którą ja chciałem pojechać.
  Z wyraźnym smutkiem obserwowałem jak pojazd odjeżdża.
  Spojrzałem spowrotem na twarz osoby która w ostatniej chwili powstrzymała mnie przed moją "ucieczką" od tej całej sytuacji, wyraz tej twarzy już nie okazywał smutku, lecz radość wynikająca z tego powodu.

-Teraz już mi nie uciekniesz na dobre.

  Chłopak po wypowiedzeniu tych słów złapał mnie w pasie, przyciągnął do siebie, i złączył nasze usta w piękny pocałunek którego już nigdy nie zapomnę.
  Po paru chwilach odkleiliśmy się od siebie czując na sobie wzrok innych ludzi wokół siebie, chociaż nie bardzo mi to przeszkadzało, lecz poczułem wzrok pewnej osoby której też się nie spodziewałem.
  Jak się okazało był to Marcin, podszedł do nas i zarzucił tekstem w stylu, "Całe szczęście że nas nie zostawiłeś", jednakże czułem w tych słowach nieszczerość, i fałszywość.
  Po drodze chciałem po cichu o tym powiedzieć Karolowi, lecz był już zajęty rozmową z Marcinem.
  Gdy już wyruszyliśmy spróbowałem zapytać co tak właściwie robił Marcin że był w okolicy, jednakże olali moje pytanie.
  Tak naprawdę, po co po mnie przyjeżdżali, jak teraz oboje mnie ignorują.

*kilkanaście minut później*

-Hubert chcesz coś?- zapytał nagle Marcin.
-Co?- nie miałem pojęcia o co mu chodzi.
-No czy coś chcesz z maka?

  Wyjrzałem przez okno w celu zorientowania się gdzie my w ogóle jesteśmy, okazało się że zajechaliśmy pod Mc Donalda.
  Tak naprawdę nie byłem głodny, byłem napchany ciastkiem i kawą z kawiarni na dworcu, więc rzuciłem szybkie "nie jestem głodny", lecz i tak poszedłem z nimi, żeby nie zostawać samemu w samochodzie.

*w środku po złożeniu zamówienia*

  Chłopaki powiedzieli że idą do toalety, więc odebranie zamówienia zostawili w moich rękach, lecz coś czuję że i tak jak wrócą to będziemy jeszcze długo czekać.

*20 minut później*

  Czekam już 20 minut, nie ma ani zamówienia, ani chłopaków, zniknęli jak kamień w wodę.
  Byłem zaniepokojony ich nieobecnością, chciałem pójść pójść sprawdzić czy na pewno są w toalecie  jednakże nagle na ekranie pojawił się numer naszego zamówienia.
  Odebrałem tace, z jedzeniem i poszedłem szukać miejsca, na szczęście znalazła się kanapa przy oknie.
  Zająłem wolne miejsce i napisałem do Karola, że już mamy jedzienie, odpisał tylko że już idą, lecz zanim przyszli minęło około 20 minut.
  Kiedy przyszli od razu zajęli się jedzeniem.

-Co wam tak długo zajęło?- spytałem, spoglądając raz na jednego, raz na drugiego.
-Wiesz...- widziałem w ich oczach zakłopotanie- Były duże kolejki.

  Na początku nie wieżyłem im, lecz gdy rozejrzałem się po lokalu, zauważyłem masę ludzi, więc im uwieżyłem.

-Wiecie, chyba wynajmę jakiś pokój w hotelu...- uważałem to za rozsądne rozwiązanie, wtedy ujrzałem u Marcina błysk w oku, podejrzewałem że jest zadowolony z tego powodu.
-NIE MA MOWY- powiedział Karol z podniesionym głosem- JEDZIESZ DO MNIE DO DOMU.
-No dobra, pojadę do Ciebie- zagestykulowałem mu żeby się uspokoił, bądź co bądź nie chce się z nim kłócić.

  I tak nam minął pobyt w McDonaldzie.

*po powrocie do domu Karola*

  Gdy weszliśmy do domu, od razu położyłem się na kanapę w dużym pokoju, byłem wyczerpany wrażeniami z dzisiejszego dnia.

-Idziesz, już spać?- zapytał szatyn.
-A nie widać?- poirytowany odpowiedziałem.
-Myślełem że jeszcze coś porobimy-krzywo na niego spojrzałem, dając znać że nic z tego nie będzie.
-To chociaż coś zjedz, nic nie wziąłeś z maka.- widziałem jak chłopak kieruje się do kuchni.- Do wyboru mam, tosty, kanapki, jajecznicę, lub zrobić pancake'i
-Może sam wybierz- mruknąłem na jego propozycje.
-To zrobię kanapki.

  Po kilku minutach dostałem talerz z kanapkami, trochę się rozchmurzyłem z tego względu że praktycznie przez większość dnia nic nie jadłem, zjadłem wszystko, do ostatniej okruszyny.
  Po zjedzeniu zorientowałem się że Karola nie ma, odstawiłem talerz na stół i poszedłem schodami na górę, przed wejściem do pokoju Karola chciałem zapukać do jego drzwi, nagle usłyszałem jak coś szatyn mówi, po cichu, praktycznie szeptem, wyglądało to, jakby z kimś rozmawiał, tylko z kim?

-Nie, nic nie wie co się stało...- słabo słyszałem jego głos, przez co mało go rozumiałem- CO JA CI TAKIEGO KURWA ZROBIŁEM?

  Co jest grane? O czym on mówił? I z kim on  rozmawia? Czy Karol ma zamiar mi o tym powiedzieć? Tyle pytań i zero odpowiedzi.
  Nasłuchiwałem jeszcze pare minut lecz nic nie zdołałem usłyszeć, w końcu postanowiłem zapukać do drzwi.

-Wejdź.
-Czy wszystko dobrze?
-Tak, chodź- machną ręką żebym do niego podszedł, więc tak zrobiłem.

  Grzecznie podszedłem do niego, a on złapał mnie za biodra i usadził na swoich kolanach, zaczerwieniłem się z tego powodu.

-Czy na pewno wszystko dobrze?- zapytałem po raz drugi.
-Oczywiście, przy Tobie zawsze jest najlepiej.

  Po jego słowach przytuliłem się do niego i zasnąłem.

Wcześniej był TYLKO przyjacielem, teraz kimś więcej... ❤️Onde as histórias ganham vida. Descobre agora