18: Ag - Fala żaru

27 4 0
                                    

Upalne dni zdawały się mijać leniwie. Bałem się, że zupełnie stracę swój instynkt. Czas reakcji spadnie, pomimo wizyt na strzelnicy. Przestanę doszukiwać się zagrożenia w najróżniejszych szmerach i w decydującym momencie nie poczuję oddechu na swoim karku. A jednak mimo tego niepokojącego wrażenia, nie opierałem się temu zastojowi. Grzęzłem w nim jak w ciepłym budyniu, spowalniającym wszystkie ruchy. Tak właśnie czułem się, trzymając zamknięte oczy.

W rzeczywistości leżałem na miękkim materacu, w którym się zapadałem. Pot wsiąkał w prześcieradło, ale to nie jego zapach unosił się w sypialni. Przynajmniej nie tylko jego. I nie chodziło również o zapach cynamonowych kadzideł i waniliowych świec.

Gorący oddech uspokajał swój rytm do wtóry z drugim. Czułem go na swojej szyi. Kiedyś być może by mnie to irytowało, ale teraz zdawało się nawet przyjemne. Ciemne włosy łaskotały odsłonięte ciało.

Od ostatniego orgazmu minęła już dłuższa chwila, a ja nadal czułem, jakby moje kończyny odmówiły mi posłuszeństwa, a wnętrzności rozpuściły. Pod skórą już nie przebiegały elektryczne dreszcze ekstazy, ale pozostawiły one mięśnie zmęczonymi. Czułem się tak błogo, że w zasadzie mógłbym zasnąć pomimo tego, że był sam środek dnia. Wszystkie myśli dotyczące świata zewnętrznego odpłynęły ode mnie. Liczyło się jedynie to, co znajdowało się w granicach pokoju Somy, nic co działo się za drzwiami, nie obchodziło mnie w tamtej chwili.

– Zrobiliśmy to już dzisiaj trzeci raz. Rozpusta – stwierdził, próbując palcami przeczesać swoje zmierzwione włosy. Nie okiełznało ich to jednak w żadnym stopniu, więc po chwili się poddał.

– Nie przesadzałbym.

– Jest dopiero jedenasta – wzruszyłem ramionami. Co miałem na to odpowiedzieć? Żadna pora nie była zła na seks, jeżeli libido na to pozwalało. – Podać ci coś do picia?

Mruknąłem potwierdzająco, wpatrując się jak chłopak zsuwa się z łóżka i wprawnych ruchem zakłada lekki szlafrok na ramiona. Atłasowy materiał błyszczał się podobnie jak jego nasmarowana olejkiem skóra. W promieniach południowego słońca przybierała wyjątkowo ciepłą, brązową barwę. Patrzyłem się na jego zgrabne nogi, kiedy szedł po szklanki z wodą.

Będąc w więzieniu jeszcze kilka tygodni temu w życiu bym nie pomyślał, że będę pić z kryształowych naczyń. Podobnie jak nie spodziewałbym się wylegiwania na łóżku z baldachimem. W dodatku po spuszczeniu się wewnątrz syna swojego pracodawcy.

Zakrztusiłem się chłodną cieczą, kiedy przyszło mi na myśl, że mógłby się o tym dowiedzieć. Być może zwolniłby mnie i posłał z powrotem do celi po nabiciu moich genitaliów na jedną z kopii zdobiących korytarze.

Ta dość nieprzyjemna wizja sprowadziła mnie na ziemie skuteczniej niż woda z kostkami lodu. Życie przyzwyczaiło mnie do tego, że nie należało opuszczać gardy, kiedy zaczynało się odczuwać z niego przyjemność.

Rozejrzałem się po podłodze, żeby odszukać swoje spodnie wśród rozrzuconych niedbale ubrań. W pokoju Somy było tak czysto, że można byłoby z niej jeść, więc ani na nich, ani na koszuli nie została nawet drobinka kurzu.

– Coś się stało? – zapytał, opierając się o moje plecy. Wsunął mi dłoń pod niezapiętą jeszcze koszulę i pogładził czule.

– Pragnę przypomnieć, że mamy przewidzianych na dziś parę spraw, którym powinieneś poświęcić uwagę.

Odsunął się ode mnie. Przypomnienie o jego powinnościach najwyraźniej nie było mu w smak.

– Idę pod prysznic, sprawdź dokładnie agendę na dzisiaj. Odwołaj ostatnie spotkanie i poinformuj kogo trzeba, że na pierwsze się spóźnię, cokolwiek by to nie było.

Spektrum czerni | KuroshitsujiWhere stories live. Discover now