11:S - Adherent amator

56 8 2
                                    


Przeczesywałem placami włosy chłopaka. Niepokojącym wydało mi się, z jaką łatwością mógłbym szarpnąć za nie i uderzyć jego głową o krawędź szafki czy ścianę. Najprawdopodobniej jego czaszka by tego nie wytrzymała. Skręcenie mu karku, kiedy siedział do mnie tyłem i nie podejrzewał niczego, również nie byłoby niczym trudnym, zostawiłoby nawet mniej bałaganu. Sprawiłoby mniej problemów niż duszenie, a dodatkowo zajęłoby mniej czasu.

– Co robisz? – zapytał.

Prawie nie było już po nim widać ostatnich przeżyć. Większość siniaków i zadrapań goiła się w zadowalającym tempie. Porządnie wypoczął, przesypiając kilka dni. To, że jadł za dwóch, czyli najwyraźniej za siebie i za mnie, pozwalało mu wrócić do sił. Cóż, młody organizm zazwyczaj szybko się regenerował, więc nie powinienem być zdziwiony. Im szybciej dojdzie do siebie, tym prędzej będziemy mogli wprowadzić w życie swój plan. Od dzisiaj stał się swoim martwym bratem Cielem. Nie zależało mi na tym, by wiedzieć, jak chłopak ma naprawdę na imię. Zakładałem, że ostatnim razem skłamał. Od teraz jednak zwracać się do niego miałem właśnie tym wymyślnym imieniem nieboszczyka.

– Patrzę, czy farba równo pokryła ci włosy.

– I jaki jest twój werdykt?

– Może być. Przynajmniej kolor nie przypomina tego sinopopielatego blondu, więc jest mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś cię rozpozna.

Zostawiłem w spokoju świeżo pofarbowane kosmyki, chociaż dzięki gładkości i delikatności, jaką zyskały, mógłbym spokojnie nazwać je miłymi w dotyku.

– Czarny kolor jest nudny – żachnął się.

– Moim zdaniem jest bardzo elegancki – odparowałem, nie uznając tego komentarza za przytyk do mojego wyglądu czy do barwy większości moich ubrań.

– Domyśliłem się, że tak uważasz, skoro sam farbujesz sobie włosy tak a nie inaczej.

Nie pytałem, skąd to wiedział. Łatwo było się domyślić, że ktoś, kto trzyma w domu zapas farby do włosów, najprawdopodobniej sam jej używa. Nikt nigdy nie zauważył moich ciemnobrązowych odrostów. Z jednej strony była to zasługa wysokiego wzrostu, z drugiej dbania o to, by nie rzucały się zbytnio w oczy.

– Jutro przyniosę ci brązowe soczewki – stwierdziłem. – Twoje oczy są zbyt charakterystyczne, żebyś się z nimi nie krył.

– Wszyscy, którzy je kiedykolwiek widzieli, teraz są zwęglonymi zwłokami, więc nie przejmowałbym się tym zbytnio.

– Masz robić, co ci powiem. Nabawiłem się już dostatecznie wielu problemów przez ciebie – próbowałem uciąć temat.

– Konkretniej jednego problemu i wcale nie jest to moja wina. Nie prosiłem cię, żebyś mnie zabierał do siebie – mamrotał, a ponieważ pokładał się na stole, prawie nie było słychać jego głosu.

– Wolałbyś, żeby skatowała cię tamtego wieczora banda skretyniałych osiłków? – zapytałem, a kiedy odpowiedziała mi jedynie cisza, dodałem: – Tak mi się zdawało.

Nie spodziewałem się, że będzie z nim tyle kłopotów, kiedy go tutaj przyprowadziłem. Liczyłem na to, że prędko się go pozbędę ze swojego życia z mniejszym lub większym zyskiem. Stanęło na tym, że Taker ma do mnie pretensje z nieznanych mi powodów, a ponieważ on miał jakieś podejrzane porachunki i zamiary wobec Phantomhive'ów, spodziewać się mogłem, że reszta półświatka również zainteresuje się jedynym prawowitym dziedzicem ogromnego majątku Vincenta.

Dobrze, niech no sobie jeszcze raz przypomnę, jak doszło do tego, że zgodziłem się pomagać temu niewdzięcznemu gówniarzowi...

Chłopak musiał wyczuć, że wypieranie się swojego pokrewieństwa z rodziną handlującą organami, nie miało sensu. Przyznał, że jest synem jednej z największych zakał tego miasta, o ile nie kraju, ale nie tym, którego wszyscy kojarzyli jako cudowne dziecko, niedoszły klejnot w koronie amerykańskiej medycyny. Był tym drugim dzieckiem, o którym opinia publiczna jak dotąd nie wiedziała, choć był bliźniakiem wspomnianego. Większość życia spędził w piwnicy swojego domu, który traktował bardziej jako zakład zamknięty. Z początku myślałem, że to, co chłopak mi mówił, było zwykłym kłamstwem, a jednak im więcej szczegółów zdradzał, tym bardziej wierzyłem w jego wersję wydarzeń. Nie wątpiłem w to, że chłopak siedzący w kuchni to brat bliźniak zmarłego Ciela Phanomhive'a. Nawet doskonale przeprowadzona operacja plastyczna nie dałaby takiego efektu. Poza tym blizna po postrzale zgadzała się z tym, co powiedział mi Othello o dziecku z różnobarwnymi oczami, które przyprowadził mu Vincent razem ze swoim synem.

Spektrum czerni | KuroshitsujiWhere stories live. Discover now