Rozdział 2.14

737 42 122
                                    

- Minamoto... Teru...? - To nazwisko było mi bardzo dobrze znajome. Właściwie, każdy w szkole powinien je znać. W końcu to przewodniczący — a co za tym idzie najprzystojnieszy chłopak w całej szkole. Nie dziwię się, że dziewczyny za nim szaleją.

Szczerze mówiąc, pierwszy raz jestem z nim tak blisko. Nie żeby coś... chodzi mi tylko o to, że mam okazję z nim porozmawiać. Zwykle był tak otoczony popularnymi osobami, że trudno było się do niego w ogóle dostać...

A teraz, rozpoczyna się przede mną prawdziwa walka egzorcysty ze zjawą. Wolałam się w to nie mieszać, ponieważ wiedziałam, że może być niebezpieczne. Po prostu obserwowałam.

Amane, pomimo braku broni, walczył na identycznym poziomie co Teru, co urozmaicało ich starcie. Jednakże w głębi duszy wiedziałam, że wygra Minamoto. Ta wymiana ostrzy nie miała trwać długo, ale dla mnie każdy ruch wyglądał jakby w zwolnionym tempie.

Teru, korzystając z chwili, powalił Amane na ziemię, jednak on nie dawał jeszcze za wygraną. Zwinnym ruchem powstrzymał ostrze jego miecza, które za sekundę miało wbić się w jego lekko prześwitujące ciało. Następnie podniósł się na równe nogi i wręcz wyrwał broń z ręki blondyna uniemożliwiając mu drogę ucieczki, przy czym drasnął go dosyć mocno w szyję.

- Nieźle. Ale to nadal za mało - Jednym ruchem odebrał swoją własność i popchnął go na jedne z szafek. Nie czekając na reakcję wbił miecz w jego klatkę piersiową, co widocznie zaskoczyło bruneta. Ale on nie zaprzestał wykonywania kolejnych ataków. Odepchnął go i wyciągnął ostrze ze swojego ciała jakby była to tylko mała drzazga.

Tych wymian ognia nie było końca... w zasadzie w pewnym momencie przestałam się orientować kto kogo atakuje, ale nie przestałam śledzić ich wzrokiem. Nie miałam zamiaru ich również powstrzymywać, ponieważ wiedziałam, że to słuszna walka.

Lecz w końcu, Amane upadł. Teru nie zwlekając przytrzymał butem jego głowę i ponownie wbił miecz w plecy. Amane wrzasnął, a ja lekko drgnęłam. Na twarzy blondyna pojawił się tylko szeroki uśmiech.

I nagle — krew. Krzyki. Błyski. Brzmiąca w głosie agonia.

Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Byłam w transie. Widok krwi mnie obrzydzał... ale zarazem to wszystko mnie.. fascynowało. To okropne a zarazem cudowne uczucie przepełniało całe moje ciało.

- ..To jeszcze nie koniec. Wrócę do ciebie, [T.I.]~ - Usłyszałam głuchy głos Amane, aż w końcu jasność przysłoniła mi widok.

I zapadła cisza. Po pomieszczeniu rozchodziło się tylko tykanie zegara, który niedawno wybił północ. Teru widocznie zadowolony zaistniałą sytuacją schował broń i zwrócił się w moją stronę.

- W końcu będziesz miała spokój, co?

- Taa..-

Po chwili niezręcznej ciszy odwrócił się na pięcie z zamiarem odejścia jednak niespodziewanie na kogoś wpadł.

- Teru-? Co ty tu-

- Kou-? - Zwrócił się do niego wyższy chłopak - Co ty tu robisz o tej porze?

- O to samo mogę zapytać ciebie.

Wygląda na to, że się znają. I są całkiem podobni do siebie. Czyżby byli braćmi-?

- Zapytałem pierwszy.

- Nie, ja zapytałem.

- Ale nie dokończyłeś pytania, więc mów.

- Ehh... wiesz- tak się składa że~ długo nie wracałeś więc...

- Skąd wiesz, że wyszedłem? Śledziłeś mnie?

- Posłuchaj, po prostu wracaj do domu, zrób sobie herbatkę i pomóż mamie ze śniadaniem, pa, pa~ - Młodszy z blondynów wypchnął Teru za drzwi i zamknął je, po czym odetchnął z ulgą.

|Tsᴜᴋᴀsᴀ x Rᴇᴀᴅᴇʀ| „Mine only." ✔️Où les histoires vivent. Découvrez maintenant