♣︎7♣︎

929 42 23
                                    

Ktoś nacisnął klamkę i drzwi zaczęły się otwierać. Will automatycznie zerwał się ze stołka. Znowu poczuł się jakby zagrożony. Spiął całe ciało chcąc być gotowy na ewentualny cios od wychowawcy. To musiał być Wiktor.

Ale nie był.

W drzwiach stanęła mała dziewczynka, na oko pewnie ośmio, może dziewięcioletnia, w długiej, białej sukience. Na stopach miała sandałki z niebieskimi wstążkami. Dziwne buty.

- No chodź! - krzyknęła do niego dziewczynka, podskakując. Dzwoneczki przy jej bucikach cichutko zabrzęczały. - Mamusia powiedziała, że mam jak najszybciej cię przyprowadzić!

Co to miało znaczyć? Dziecko? Tutaj?

Will posłusznie wstał i niepewnie zaczął podchodzić do dziewczynki. Cokolwiek miało się z nim stać, wolał słuchać poleceń. Gdy tak robił, czekała go mniejsza kara. Wychodził na tym po prostu lepiej, niż gdyby miał stawiać opór.

Kiedy podszedł do niej bliżej, zobaczył, że na twarzy ma jakieś dziwne brązowe kropki. Malutkie, głównie na nosie i policzkach. Malowała je sobie? Po co?

- Idź już - powiedziała Marla, kobieta z ognistoczerwonymi włosami. - Nie możesz tutaj zostać.

- Chociaż pewnie byś chciał... - szepnęła cicho pulchna kobieta w koku.

Marla rzuciła jej ostrzegawcze spojrzenie; pulchna kobieta natychmiast zamilkła.

- Idź. TERAZ.

Nie krzyczała, ale podniosła głos. Will zadrżał. Zawsze bał się, gdy ktoś mówił do niego głośniej niż zazwyczaj. Okropny nawyk. Jednak zawsze po krzyku przychodził kopniak albo inne uderzenie. Nie potrafił nie wyczekiwać najgorszego.

Will szybko wstał i szybkim krokiem wyszedł na korytarz. Dziewczynka podążyła za nim. Gdy wyszli z pokoju, drzwi zamknęły się za nimi z hukiem.

- Ale pani Marla dzisiaj niemiła! - fuknęła dziewczynka, wydymając policzki. - A zazwyczaj daje mi ciasteczka!

To brzmiało, jakby dziewczynka spędzała tu czas bardzo często. Dlaczego, skoro nie była więźniem i mogła wyjść na dwór?

Will tego nie rozumiał. Gdyby on mógł wyjść z podziemi, nigdy już by tam nie wrócił, nieważne, co by się stało. Nigdy.

- Zazwyczaj?

- No! Kiedy odbieram takich jak ty i prowadzę ich do mamusi.

Takich jak ty. To zabrzmiało, jakby ludzie tutaj byli z natury gorsi. Chociaż nie, naprawdę tak było. Już to, że się tutaj znajdowali, klasyfikowało ich jako gorszych. Byli przecież wystarczająco głupi, bądź naiwni albo niepotrzebni, skoro byli przetrzymywani pod ziemią.

Dziewczynka pewnie nie chciała być niemiła. Pewnie po prostu ktoś nauczył ją tak mówić. Była przecież tylko dzieckiem; nie mogła do końca rozumieć, co mówi.

Ale pomimo tego, iż właśnie go obraziła, dosyć przyjemnie się z nią rozmawiało. Tak... spokojnie. Ona nie była Wiktorem, nie krzyczała, nie oczekiwała bezwzględnego posłuszeństwa. Nie groziła, że użyje siły.

Była trochę taka, jak on. Ciekawa świata i łagodna. Jedyna różnica polegała na tym, że Will nauczył się już, iż świat nie zawsze jest przychylny młodym osobom. Już nie jedno widział, nie jednego doświadczył.

Ta dziewczynka była tak nieświadoma, że zrobiło mu się jej żal. Wiedział, że jeżeli o coś zapyta, wszystko mu wypapla, jak to dziecko. Normalne dziecko.

- A co robi twoja.... - nie mógł się zmusić do wypowiedzenia tych słów. Były dla niego zbyt dziwne, zbyt nienormalne, zbyt sztuczne. On nigdy nie miał kogoś takiego.

Kwiaty z twojego ogrodu || BoyxBoyWhere stories live. Discover now