♣︎27♣︎

184 14 4
                                    

Chciał roztrzaskać to lustro na kawałki. Nawet jeśli miał poharatać sobie dłonie.

Nie mógł na siebie patrzeć.

Niedawno wyszedł spod prysznica, na głowie dalej miał pożyczoną od ciotki opaskę, która zgarniała część jego dłuższych ciemnych loków do tyłu. Resztki ciepłej wody, nie startej ręcznikiem, spływały mu po plecach i ramionach. Teraz, gdy był nagi i opierał się o umywalkę przed lustrem, mógł z łatwością dostrzec każdą ze swoich blizn. Paskudnych blizn.

Wiktor powiedział, że blizny są piękne. Powtarzał mu to, kiedy wykonywał pierwszą z wielu brutalnych kar, jakich Will doznał w swoim szesnastoletnim życiu. Chłopak trzymał się tej myśli przez lata. Zazwyczaj jednak blizny były zasłonięte przez wielkie siniaki, krwiaki lub otarcia, więc Will nie przywiązywał do nich tak wielkiej wagi. Jednak teraz, gdy po siniakach nie zostało ani śladu, widział dokładnie wszystkie blizny i rany. I nie czyniły go one pięknym.

Czyniły go szkaradnym.

Nienawidził miejsc, gdzie Wiktor sparzył jego skórę zapalniczką. Z początku nie chciały się goić, ciągle pojawiały się nowe pęcherze i wszystko cholernie swędziało. Nie powinien był ich drapać. Teraz na ciele miał malinowe plamy z pomarszczoną skórą, pokrywające dużą część jego lewej piersi, mostek, obojczyki oraz kilka mniejszych w okolicach prawego sutka. Nie mówiąc już o długim paśmie czerwieni wijącym się po wewnętrznej części jego lewego uda. Tego szczególnie nienawidził.

Jego wzrok przesuwał się dalej. Blizny po samookaleczeniu na wewnętrznej części jego ramienia. Kolejne ich skupisko ciągnęło się od nadgarstka lewej ręki aż do łokcia. Zgrubiałe linie przecinały siebie nawzajem, każda z bladym i wystającym grzbietem. Było kilka świeżych, sprzed tygodnia. Ściskało go w żołądku na myśl, że niedługo miały przyjąć formę taką, jak poprzednie. Żadna nie chciała zniknąć całkowicie. Rany na jego ciele prawie zawsze zmieniały się w blizny.

Jego wzrok zjeżdżał niżej, omijając niektóre blizny, których okoliczności powstania nie chciał pamiętać. Na samą myśl o nich czuł nieprzyjemne uczucie w żołądku.

Spojrzał na swoje biodra, wystające kości i krwawe szramy tuż pod nimi. Ślady po paznokciach Wiktora. Pamiętał, jak głębokie były niegdyś te bruzdy. Ich zasklepienie zajęło kilka tygodni, ciągle się otwierały i rozkrwawiały. A wtedy Will tracił oddech, bo znowu miał wrażenie, że Wiktor trzymał go brutalnie i krzywdził, a on, przerażony, wyrywał się.

Spojrzał na swoje krocze, ale zaraz odwrócił wzrok.

Jeśli mógł oszukiwać siebie, że jego wspomnienia są tylko wymysłem jego bujnej wyobraźni, a blizny tylko fatamorganą, nie mógł powiedzieć tego samego o swoich miejscach intymnych. Kiedyś eksperymentował ze swoim ciałem i czerpał z tego przyjemność. Teraz, kiedy próbował się dotknąć, momentalnie czuł znajome dłonie Wiktora zaciskające się na jego członku. Pod powiekami pojawiała mu się jego twarz i uśmiech, coraz szerszy, gdy coraz bardziej podporządkowywał sobie dogorywającego z bólu chłopaka. I widział to za każdym razem, gdy próbował cokolwiek zrobić.

Nie potrafił się dotknąć bez ogarniającego go strachu, wstydu i poczucia winy. Wiedział, że już nigdy nie będzie normalny w tym aspekcie. Razem z godnością, Wiktor odebrał mu i to.

Uderzył w bok szafki, by rozproszyć myśli. Ból pulsował w jego pięści. Wziął kilka głębokich oddechów, starając się przegonić paskudne myśli. Nie potrafił. Spróbował więc się skupić na czymś innym niż jego dotyk. Nie musiał sobie o nim przypominać; i tak pamiętał o nim każdego dnia. W śnie czy na jawie, wspomnienia nigdy nie chciały odejść. Chyba nie zamierzały.

Kwiaty z twojego ogrodu || BoyxBoyWhere stories live. Discover now