♣︎12♣︎

996 57 47
                                    

Drzwi otworzyły się ponownie, a po pomieszczeniu rozległ się dźwięk kroków, wzmacniany przez akustykę tego dziwnego pomieszczenia przypominającego piwnicę. Will wstrzymał oddech. Ta chwila nadeszła: zaraz pozna swojego Pana.

Koło ciemnoskórej dziewczyny stanął dosyć wysoki chłopak ubrany w czarne spodnie i szmaragdową koszulę, która była krzywo zapięta i zaplamiona czymś brązowawym, jakby sosem. Jasne włosy miał zmierzwione, a twarz wyraźnie zmęczoną: jego cera była blada, a oczy podkrążone. Will zauważył, że nieznajomy ma duży pieprzyk pod lewym okiem.

- Sara, o co... - zaczął mówić chłopak, po czym urwał.

Musiał zauważyć siedzącego na podłodze chłopaka, jego pogniecione eleganckie spodnie i nieco za dużą kamizelkę. Oczy nieznajomego spotykały się z tymi Willa. Przez ułamek sekundy Will mógł dostrzec, że były jasne jak lodowa pokrywa jeziora, a przynajmniej tak sobie zawsze wyobrażał ten odcień, kiedy czytał książki geograficzne, które miały niestety czarno-białe obrazki. Miał wrażenie, jakby oczy nieznajomego delikatnie błyszczały w świetle jarzącej się w pomieszczeniu żółtawej lampy. Zanim Will zdołał się porządniej przyjrzeć, ich kontakt wzrokowy się urwał.

Nieznajomy zlustrował go wzrokiem, nie omijając żadnej części ciała. Will czuł na swojej skórze jego parzące spojrzenie wszędzie tam, gdzie ubranie podwijało się, ukazując nagie oblicze w postaci upiorno jasnej karnacji. Znowu czuł się tak, jak w tamtym białym pokoju - przerażony i zawstydzony, niezdolny się ruszyć. Ramiona miał spięte ze stresu tak bardzo, że aż go bolały, podobnie szyja. Niższe partie ciała również były sparaliżowane ze strachu. Will chciał się móc jakoś zasłonić, jakkolwiek, jednak żadna z jego kończyn nie chciała nawet drgnąć.

- Sara - jego ton zabrzmiał zadziwiająco chłodno. - Co to ma znaczyć, do cholery jasnej?

Oddech utknął Willowi we krtani, kiedy usłyszał głos swojego nowego Pana. Nie potrafił stwierdzić, czy jest podekscytowany, czy przerażony. Jedno było pewne: właśnie zaczynał się nowy rozdział w jego życiu. Wiedział, że za żadną cenę nie może tego spieprzyć.

Nieznajomy odwrócił wzrok, przez co Will spuścił nieco napięcie z obolałych ramion, a paraliż zaczął powoli ustępować. Serce nadal biło mu nieznośnie szybko. Pan i Sara chwilowo przestali zwracać na niego uwagę, prowadząc rozmowę między sobą. Wymieniali zdania dosyć tak szybko, że aż niezrozumiale, wymawiając każdą literę ostro, przez co Will odniósł wrażenie, jakby się kłócili. Nie wiedział, czy ma rację, czy nie, ponieważ nie wsłuchiwał się w rozmowę. Starał się opanować swoje galopujące ze strachem myśli.

Ciemnoskóra dziewczyna westchnęła przeciągle i okręciła wokół palca jeden ze swoich purpurowych dredów. Srebrny koralik połyskiwał wśród jej włosów, skupiając na sobie uwagę Willa. Zafascynowała go ta ozdoba.

- Myślisz, że ja wiem? Schodzę do piwnicy po konfitury do tostów... a tu przywiązany do słupa chłop. No nie wiem, co? Co miałam zrobić?

Cisza jaka zapadała po wypowiedzianych przez dziewczynę słowach wydawała się pożerać umysł Willa. Było to zaledwie kilka sekund, jednak czas wydawał się rozciągać w nieskończoność.

- Ktoś tu nieźle zabalował - powiedział blondyn poważnie, patrząc na Willa. Chłopak poczuł jak jego policzki zaczynają delikatnie płonąć ze wstydu, a w żołądku zaciska się supeł. Zraz jednak wybałuszył oczy, ponieważ nieznajomy parsknął śmiechem, rozładowując trochę napiętą atmosferę. Will patrzył na Pana zaskoczony, czując jednocześnie jak uścisk w jego żołądku zaczyna nieznacznie słabną. - Myślałem, że już nikt nie został.

Sara podeszła w stronę Willa i kucnęła przed nim. Chłopak cofnął głowę, kiedy dziewczyna wyciągnęła ręce w jego stronę. Zacisnął mocno powieki. Nie chciał, żeby go dotykała.

Kwiaty z twojego ogrodu || BoyxBoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz