Epilog

924 73 13
                                    

Od zakończenia Pucharu Kalifornii minęły cztery miesiące. Zaskoczeniem dla mnie było to, że go wygrałam. Jak się później okazało, Ronnie, Colson i Andy to zaplanowali. Radke brał wieczorem kluczyki do mojego samochodu, a Biersack ścigał się za mnie. Był to pomysł Kellsa, jak się później dowiedziałam. Takim sposobem nie utraciłam tytułu Królowej Kalifornii. Wszyscy zapomnieli, że sama się tak nazwałam kilka lat temu. Nawet jeżeli puchar nie byłby w moich rękach, to i tak nazywałabym się Królową.

Nadal się nie dowiedzieliśmy, kto wysłał mi te nieszczęsne zdjęcia. Nie była to robota Ronniego, ani nikogo z Rebelsów. Ktoś inny maczał w tym palce, prawdopodobnie związany z wyścigami.

Między mną, a Andy'm układało się dobrze. Ograniczyliśmy wpływ wyścigów na nasze życie. Niektóre trasy były niebezpieczne, nikt nie chciał ryzykować swojego życia. Ja nadal zajmowałam się sklepem, a po pracy pomagałam Andy'emu w warsztacie. Brunet nadawał nowe życie starym, wyścigowym samochodom. Miał dobry pomysł na biznes. Poza tym, widok tych starych klasyków w nowych wersjach to też było coś.

Miałam wychodzić z domu i jechać do sklepu, ale ktoś zadzwonił na dzwonek. Zmarszczyłam brwi. Nikogo się nie spodziewałam, przynajmniej nie o tej porze. Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi. Zdziwiłam się, gdyż zobaczyłam funkcjonariusza LAPD.

- Pani Max Wentz? - zapytał mężczyzna.

- Tak, to ja - odpowiedziałam niepewnie.

- Funkcjonariusz Hepburn, LAPD. Pani znajomy, Ronald Radke miał wypadek samochodowy - powiedział poważnym tonem. Zamarłam. Niemożliwe, przecież on zawsze jeździł przepisowo! - Jest pani osobą, którą trzeba było o tym poinformować.

- Co z nim? - zapytałam trzęsącym się głosem.

- Jest w szpitalu Świętego Wincentego.

- Dobrze, dziękuję.

- Z tego co wiem, jest z nim okej, z samochodem gorzej - uśmiechnął się blado - do widzenia.

- Do widzenia - odwzajemniłam uśmiech i zamknęłam drzwi. Trzęsącymi się rękami wyjęłam z torebki telefon, a następnie wysłałam wiadomość do Pete'a, że nie przyjadę do sklepu. Później napisałam do Andy'ego o wypadku Radke. Wybiegłam z domu. Bałam się o niego. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Wsiadłam w samochód i skierowałam się w stronę szpitala.


Wpadłam do sali, w której leżał Ronnie. Kamień spadł mi z serca w momencie, kiedy zobaczyłam go przytomnego.

- Boże, Ronald - powiedziałam i przytuliłam go lekko - co się stało?

- Jechałem drogą i znikąd pojawiło się jakieś białe auto. Wepchnęło mnie na drzewo i odjechało - powiedział. Usiadłam na krześle, które stało obok łóżka.

- Tak po prostu? - zapytałam zdziwiona.

- Tak. Dobrze, że Camaro ma długi, ciężki przód. Mogłoby się to skończyć o wiele gorzej - skrzywił się.

- Co ci jest?

- Mam złamaną nogę i dwa żebra. Zostawili mnie tu na obserwację. Jutro powinienem wyjść - uśmiechnął się lekko, co odwzajemniłam.

- Nieźle się wystraszyłam, gdy przyszedł do mnie policjant - powiedziałam zgodnie z prawdą. Od zawsze przejmowałam się Radke, nawet wtedy, gdy było między nami źle.

- Zadzwoniłbym, ale mój iPhone nie żyje - zaśmiał się. Obydwoje spojrzeliśmy w kierunku drzwi, gdyż otworzyły się. Ujrzeliśmy Andy'ego.

- Stary, co się stało? - zapytał od razu brunet. Przeszedł przez salę i zajął miejsce na łózku.

- Jakieś białe auto zepchnęło mnie na drzewo. Jest okej, gorzej z Chevroletem.

- Coś na to poradzimy - uśmiechnął się Biersack. W tym momencie usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS. Wyjęłam z torebki mojego iPhone'a i weszłam w wiadomość, która była z zastrzeżonego numeru.


Nadchodzi nowa era wyścigów. Już wkrótce zaczniemy rządzić tym miastem.

~Anonymous Racers.


- Chyba wiem, kto spowodował twój wypadek, Ronnie - rzekłam. Byłam nieco przerażona tym, że ktoś mógł tak po prostu zepchnąć kogoś na drzewo. Podałam mu telefon. Przeczytał wiadomość, a następnie dał urządzenie Andy'emu, który zmarszczył brwi i skrzywił się podczas czytania.

- Nie wiem, co o tym sądzić - Biersack przeczesał palcami swoje przydługie włosy, które opadały mu na oczy.

- Nie dadzą rady, nie z wami - stwierdził Ronnie. Uśmiechnęłam się blado. Może i byliśmy dobrzy z Andy'm w tym, co robiliśmy, ale od jakiegoś czasu wiedzieliśmy, kiedy przestać.

- Nie wiemy, z kim mamy do czynienia - powiedziałam niepewnie. Tak, nie byłam pewna swoich możliwości. W ciągu mojej wyścigowej kariery rzadko pojawiał się ktoś, kto mógłby mi zagrozić. Dlatego nie wiedziałam, czy jestem wystarczająco dobra.

- Podejrzewam, że wkrótce się dowiemy - rzekł Andy.

- Wracam do wyścigów jak pozbędę się tego gówna - Ronnie skinął na swoją nogę w gipsie.

- Na razie nie ryzykuj. Oni mogą być niebezpieczni, skoro chcieli się ciebie pozbyć -stwierdziłam.

- Na razie nie mamy o czym mówić - stwierdził Andy - To, że ktoś wysłał coś takiego nie oznacza, że zaraz przystąpi do akcji - uśmiechnął się. Miał stuprocentową rację. Nie mogliśmy mieć pewności co do tego,kiedy zdecydowaliby się zaatakować na wyścigach. Na razie wszystko było w porządku i nie powinniśmy się nadmiernie przejmować.


________


Dzień Dobry! :D

Skończyłam pisemne matury, zostały jedynie dwa ustne i jestem wolna ^^ Postanowiłam zakończyć Invincible. Planuję jednak sequel (epilog do niego nawiązuje), ale to, czy on powstanie, zależy głównie od was. Ostatni rozdział ma zaledwie 18 głosów. Drugą część Invincible zaczęłabym pisać już w wakacje, czyli od ostatniego tygodnia maja/od początku czerwca.

Dziękuję za wszystkie głosy i to, że byliście z Max, Andy'm i resztą towarzystwa przez te kilka miesięcy :)

Na razie zapraszam na Angel Eyes (gdyby ktoś jeszcze nie dotarł, link zewnętrzny), Just Like You oraz Valentine. Podejrzewam, że rozdziały najczęściej będą na AE, gdyż piszę na spontanie. Valentine również planuję niedługo zakończyć. Nie mogę skłamać, straciłam ten zapał, który miałam na początku pisania tamtego ff.

Pozdrawiam, widzimy się na Angel Eyes :)




Invincible × Biersack ✓Where stories live. Discover now