14

267 26 20
                                    

W brzuchu blondyna było stado motylków. Chłopak czekał jaki ruch zrobi George. Jego malinowe usta były idealne z bliska wyglądały jak tysiąc dolarów były strasznie zadbane.

- lubię cię, bardzo lubię.- powiedział chłopak odsuwając się od blondyna i uśmiechnął się miło.

Co mógł mieć chłopak na myśli mówiąc że go lubi?

- oh, też cię lubię.- odpowiedział lekko zmieszany Clay próbując nie pokazać po sobie że liczył na coś więcej.

Dwójka odsunęła się od siebie patrząc na siebie jeszcze chwilę. W końcu blondyn uznał że to czas na niego, odwracając się w swoją stronę, bez pożegnania.

Czuł się niezręcznie oraz dziwnie.
Nie wiedział czemu czekał na pocałunek. Dlaczego w ogóle pomyślał że chce być z nim w związku? Było to dla niego niezrozumiałe.

Obiecał sobie że się nie zakocha. Bał się miłości, znów ktoś odejdzie od niego a blondyn nie da sobie z tym rady.

Odwrócił się w stronę gdzie stał George, nadal tam stał. Mimo iż było już coraz ciemniej na dworzu zauważył w oczach chłopaka łzy.

Był cholernym dupkiem. Zranił słodkiego bruneta.

Powinien podejść do chłopaka czy raczej iść do domu? Mógł się narazić na ochrzan od ojca czy jednak było warto?

Było. Każda chwila z brunetem była dla niego cenna. Nic nie mogło by tego wynagrodzić.

Zatrzymał się nadal wpatrując się w bruneta. Dwójka nie zrobiła ani jednego kroku w swoją stronę.

- naprawdę mnie bardzo lubisz?- zapytał blondyn cicho, lecz na tyle głośno aby brunet usłyszał jego pytanie.

- bardzo.- głos George'owi drżał co było słychać.

Blondyn zrobił powolny krok w stronę bruneta, pierwszy, drugi, trzeci. Robił coraz bardziej pewniejsze kroki w stronę George'a.

- jak bardzo mnie lubisz?- spytał blondyn gdy był blisko twarzy George'a.

- ja cię..- zawiesił się na chwilę brunet, jakby coś w jego gardle uniemożliwiało mu powiedzenie czego kolwiek.-.. lubię. Lubię cię Clay. Lubię w tobie wszystko.

- też cię lubię George.- uśmiechnął się blondyn dając na ramiona bruneta swoje ręce.

- ale ja cię..- pomiędzy wyrazem zrobił głęboki wdech.-..lubie cię inaczej.

- to znaczy?- zapytał zdezorientowany Clay patrząc w oczy bruneta, które krążyły po jego twarzy tylko aby nie złapać kontaktu wzrokowego.

- nie ważne.- odpowiedział lekko zawstydzony jak i przygnębiony brunet odsuwając się od blondyna.- powinnem iść, mój tata raczej się o mnie martwi. Do zobaczenia jutro.- odwrócił się od Clay'a idąc w swoją stronę. Blondyn zauważył jak brunet przeciera bluza swoją twarz- najprawdopodobniej wycierając swoje łzy z oczu.

Było mu szkoda bruneta, naprawdę chciał powiedzieć brunetowi że też go lubi inaczej. Jednak bał się, nie wiedział czego ale czuł zaniepokojenie.

Był głupkiem.

Sam nie wiedział dlaczego nie pójdzie za George'm. Czuł że chłopak potrzebuje być sam.

Odwrócił się i zaczął kierować się w stronę swojego domu. Teraz nic mu tego nie przerwie.

Idąc przy ulicy poczuł że w kieszeni od jego spodni wibruje mu telefon. Wyjął urządzenie i skrzywił się widząc nieznajomy numer. Nacisnął zieloną słuchawkę, przykładając telefon do ucha.

- halo?- zapytał blondyn czekając na odezw kogokolwiek.

- dzień dobry czy dodzwoniłem się do Claytona Millers? Pan znajdujący się u nas na komendzie ma tak zapisanego syna, czy zgadza się pan z tym?- spytał mężczyzna z słuchawki.

- tak. Co się stało z moim tatą że jest na policji?- zapytał lekko zaniepokojony Clay.

- twój tata najpewniej zostanie zatrzymany w sprawie zamordowania pani Brown Millers. Czy jesteś pełnoletni?- powiedział mężczyzna ze spokojem w głosie.

Brown Millers? Dlaczego ta kobieta miała nazwisko jego ojca? Jego mama raczej nie miała nazwiska Brown. Blondyn nie był pewny, musiał sprawdzić to w mieszkaniu.

- tak jestem pełnoletni.- skłamał Clay, nie chciał nigdzie trafiać.

- dobrze, czy chcesz uczestniczyć w sprawie morderstwa twojej mamy? Jeśli tak, przyjedzie po ciebie samochód ponieważ nie znajdujemy się w Londynie tylko kilka kilometrów dalej.- powiadomił go policjant.

- mój tata zabił moją mamę?- zapytał lekko drżącym głosem blondyn. Nie wierzył w to co właśnie słyszał.

- takie jest przypuszczenie, sprawa ucichła. Nie mogę podać więcej informacji przez telefon przykro mi.- rzekł mężczyzna wzdychając.

- kiedy mój tata wróci do domu?- zadał głupie pytanie Clay.

- zapisze twój numer i będę na bieżąco dawał ci znać chyba że chcesz przyjechać do Birmingham.- odpowiedział policjant.

- oh, jest to troche daleko co robił tam mój ojciec.- powiedział blondyn.- Zrobimy tak jak pan mówił.

Chciał się cieszyć chwilą gdy będzie miał spokój od ojca.

- dobrze. Czy potrzebujesz pomocy lub dofinansowania przez okres, w którym twój tata będzie w areszcie. Nie masz mamy lecz też wątpię abyś miał jakieś zarobki.- zapytał mężczyzna.

- myślę że dam sobie radę. Poradzę sobie na spokojnie tylko mam jedną prośbę. Mógłbym się dowiedzieć co postanowi sąd?- spytał ciszej blondyn.

- jasne nie ma problemu. Do zobaczenia i składam szczerze kondolencje, przykro mi że nie masz mamy.- powiedział lekko przygnębiony policjant co było słychać przez słuchawkę telefonu.

- jasne, do widzenia.- chłopak rozłączył się od razu chowając telefon do kieszenii.

Był pewny że jego rodzicielka nie miała nazwiska Brown. Coś mu tu nie grało. Czyżby ojciec miał dwa romanse na raz?

Birmingham od Londynu leżał daleko dlatego blondyn nawet nie pchał się tam. Wolał zostać tutaj i mieć święty spokój przez chwilę.

Jednak czy nie był zbyt samolubny dla swojego taty? Mimo iż jaka krzywdę mu zdobił był to jego tata.

Z takimi myślami Clay doszedł do domu, odkluczając je, wchodząc do środka. Zamknął za sobą drzwi, rozbierając się z niepotrzebnych ubrań odkładając na swoje miejsce.

Był zmęczony całym dniem. Był beznadziejnym synem jak i przyjacielem.

Udał się w stronę łazienki, nikt się nie dowie, nikogo w domu nie ma. Clay wyjął żyletkę przypatrując jej się chwilę zastanawiając się gdzie naciąć się.

Zasłużył na to bardziej niż kto inny. Podwinął rękaw bluzy przykładając sobie ostrze do nadgarstka. Pierwsza kreska, druga, trzecia, czwarta..,.dwudziesta trzecia.

Blondyn odłożył ostrze na miejsce, wkładając zakrwawioną rękę pod wodę aby spłukać krew ze swojej uszkodzonej ręki.

Uśmiechnął się na ból towarzyszący mu. Nie miał zamiaru odkażać ran na jego ręce, gdy się upewnił że krew przestała lecieć, zasłonił swoimi rękawami rany wychodząc z łazienki.

Udał się do swojego pokoju, wchodząc do niego towarzyszył mu nieprzyjemny zapach więc uznał że odchyli na chwilę okno aby świeże powietrze wleciało do jego pokoju.

A Clay w tym czasie zaczął się ogarnianiem pokoju.

hejka.

breaking the rules [zakończone] || dnfWhere stories live. Discover now