3. Zasada numer dwa i trzy

1.6K 98 37
                                    

pilar



– Gonzalez, załóż te gacie, albo zrobię zdjęcie twojej gołej dupy i wstawię na instagrama - mruknęłam, kiedy przez uchylone drzwi łazienki ujrzałam nagi tyłek Pedro.

– Kiedyś ci to nie przeszkadzało.

– Ale teraz przeszkadza - sapnęłam, wchodząc do kuchni.

Ta noc należała do jednych z najcięższych w moich życiu, znacznie przebijając tę, podczas której wyrzygiwałam ostatnie wnętrzności, gdy ktoś w klubie dosypał mi prochów do drinka. Santiago budził się średnio co godzinę z głośnym wrzaskiem, więc na zmianę wstawaliśmy, by go uspokajać. Gdzieś około czwartej nad ranem zmieniliśmy taktykę i zaczęliśmy ciągnąć zapałki o to, kto tym razem idzie ukołysać go do snu albo zmienić zasraną po pachy pieluchę. Kiedy zaś przed szóstą udało mi się zasnąć, jakieś dwadzieścia minut później obudził mnie budzik Gonzaleza, którego w tym całym zamieszaniu zapomniał wyłączyć. Jeszcze w życiu nie sądziłam, że kiedykolwiek będę chciała wepchnąć mu ten pieprzony telefon w dupę i zadzwonić pod jego numer dla lepszego efektu.

– Powinnaś już dawno wyjebać tę kanapę - skrzywił się, wchodząc do kuchni. Tym razem wokół bioder miał przepasany ręcznik, choć nie wiem, dlaczego spojrzałam w tym kierunku. Jego włosy znów były mokre, co mogło oznaczać tyle, że podczas gdy ja odsypiałam zarwaną nockę, on zdążył już wykonać poranny trening. – Serio, Pilar, jest chujowa.

– Zawsze możesz spać na podłodze.

– Wolałbym w twojej sypialni, gatito.

Zasasa numer dwa brzmiała: zakaz spania w jednym łóżku i jakiegokolwiek fizycznego kontaktu. Gonzalez zdążył złamać ją już co najmniej pięć razy. Sześć, jeśli liczyć fakt, że gdy stanął za mną, pijąc wodę ze szklanki, perfidnie uszczypnął mnie w tyłek.

Pierwsza doba naszego wspólnego wyzwania przypadła na sobotę i był to jedyny dzień, w którym Pedri nie miał ani treningu, ani meczu, więc spokojnie mógł się oddać opieką nad naszym dzieckiem. Nawet, jeśli nie było ono nasze. Na zegarze wybiła właśnie ósma rano, a on otworzył moją lodówkę w poszukiwaniu składników na śniadanie.

– Dzieci jedzą owsianki? - zapytał, unosząc brew.

– Nie wiem, wygoogluj to. Może byś się łaskawie ubrał?

– Coś ci się nie podoba?

– Masz jakiś fetysz obnażania się przed swoją byłą?

– Moja była najchętniej widziałaby mnie nagiego w swoim łóżku, ale nie chce powiedzieć tego na głos. Pieprzyć to, robimy omlet.

Drewniana łyżka uderzyła o jego gołe plecy i z głośnym trzaskiem upadła na płytki. Wspominając o jego osiągającym wartości horyzontalne ego, mówiłam zupełnie poważnie. Odwrócił się, mierząc mnie rozbawionym wzrokiem, ale w żaden sposób tego nie skomentował, sięgając po patelnię. W chwili, gdy wybijał już któreś z kolei jajko do szklanki, doszedł nas głośny krzyk Santiago.

– Twoja kolej - powiedzieliśmy niemal w tym samym momencie.

– Zapomnij - sapnęłam, przepychając się do kuchenki. – Przez twój pieprzony budzik mam nockę z głowy.

– Jesteś pewna, że to przez budzik?

– Jazda, tatuśku! - zawołałam, uderzając go w żebra ścierką. Przez podskok, z jakim próbował odskoczyć w bok, do tej pory owinięty wokół jego bioder ręcznik spadł na ziemię. Uderzając się wnętrzem dłoni w czoło, doszłam do wniosku, że najbliższe trzy tygodnie będą najcięższymi w moim życiu. Obserwowałam, jak Gonzalez tanecznym krokiem podnosi go, zwija w rulon i przeciąga nim sobie po plecach niczym bohater jakiejś niskobudżetowej parodii 50 twarzy Grey'a, a po tym znika w drzwiach mojej sypialni.

Houston, we have a problem | pedri Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz