Epilog

1.8K 148 62
                                    

pedro


pół roku później...




– Za piękne panie, może jeszcze przyjdą! - wydarł się Gavi tuż nad moim uchem, za co od razu dostał w łeb. – Ała! No dobra, za nasze piękne panie i za to, że boski Pablo Gavira jest nadal na wydaniu!

– Za darmo bym cię nie wziął - prychnąłem, patrząc jak mój kumpel unosi butelkę piwa w górę. – Cholera, nawet jakby mi za to dopłacili, pajacu.

– I wzajemnie, Pepi - zmrużył oczy, wytykając język. – Nadal nie wierzę, że wytrzymaliście ze sobą dłużej niż trzy miesiące bez wydrapania sobie oczu.

Cóż, sam jeszcze w to do końca nie wierzyłem - zwłaszcza, że dokładnie od dnia, w którym po raz ostatni widzieliśmy Albę, mieszkaliśmy pod jednym dachem. Być może już po prostu dotarliśmy do takiego momentu, że po ostrej wymianie zdań oboje zaszywaliśmy się w przeciwnym końcu domu, a być może po prostu kary za morderstwo były już zbyt wysokie. Tak czy siak, razem z Pilar udało się nam wytrwać dokładnie pół roku bez większych problemów, za to z całkiem nowymi doświadczeniami. Ja dowiedziałem się czym jest karbownica do włosów oraz dlaczego powinienem zaobserwować na Instagramie Selenę Gomez a nie Hailey Bieber, a Pilar wreszcie zrozumiała jak obsługuje się pada i to, że koszulki należy układać w szafie, a nie zwijać je w trąbę i rzucać gdzie popadnie. Było to całkiem ciekawe doświadczenie i sądzę, że każdego kolejnego dnia uczyliśmy się wzajemnie czegoś nowego, co pozwalało nam obojgu dobrze funkcjonować w tym związku.

Rozejrzałem się po przeszklonym tarasie szukając wzrokiem mojej kobiety, ale prawdopodobnie nadal wisiała z kimś na telefonie, bo z ogrodu było słychać jej śmiech. Z westchnieniem otworzyłem zimną puszkę coca-coli, biorąc duży łyk.

– Ej, ale posłuchajcie tego - Ansu był już tak nafurany, że ledwo trzymał się na nogach, ale widocznie nie przeszkodziło mu to w wypiciu połowy kolejnego browara naraz. – Kiedy sracie, to wasze dupy łączą się rurami z dupami innych srających osób i tworzycie jedną, wielką całość.

– O Boże, zaczyna się - stęknęła siedząca obok niego Sira.

– Posrane - szepnął Pablo, który widocznie uważał to za kolejne niesamowite odkrycie w swoim życiu. – Dzięki, Fati, teraz już nigdy siedząc na kiblu nie pomyślę o niczym innym.

– Ja tam zawsze czytam etykiety płynów do mycia podłóg - wtrącił Torres, na co jego dziewczyna aż uderzyła się wnętrzem dłoni w czoło. – No co? Wy tak nigdy nie robicie? Mój ulubiony to ten lawendowy, bo...

– Zamilcz waść, wstydu oszczędź - Martinez z niedowierzaniem pokręciła głową, ale znałem już tych kurwibąków wystarczająco długo, by znać te czy podobne odklejki.

Był to jeden z zupełnie typowych wieczorów w naszym domu. Ferran uniósł swój kieliszek po brzegi wypełniony wódką, wznosząc toast za wszystkich miłośników lawendowego płynu do płytek, Frenkie miał już tak dobrze, że tłumaczył coś Alejandro po holendersku, a Gavira trząsł właśnie tyłkiem do Jai Ho Pussycat Dolls, mówiąc coś o swoich z dupy wziętych orientalnych korzeniach. Problem w tym, że Pablo po alkoholu był nawet Polakiem, bo po jednej z naszych ostatnich imprez Robert nauczył go piosenki zaczynającej się od: "a ja mam kaca", a ten idiota zainstalował sobie nawet Duolingo, żeby gnoić mnie w dwóch językach.

Houston, we have a problem | pedri Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz