12. Koza z nosa!

1.4K 104 70
                                    

pilar






– Chryste Panie, Pilar! Wyszliśmy na pieprzone piętnaście minut, a wy już...

– Mamy przesrane - powtórzyłam raz jeszcze, po raz tysięczny w ciągu ostatniej pół godziny.

Gdybym mogła wydrążyć dziurę w podłodze po tym, jak przeszłam kolejny kilometr niespokojnie krążąc od ściany do ściany w swoim salonie, to pewnie byłaby jeszcze głębsza niż gówno, w które wdepnęliśmy.

Pedri opadł na kanapę, wycierając rękawem koszulki spocone czoło. Był czerwony zupełnie jakby dwa razy pod rząd przebiegł maraton, a sapał niczym stara lokomotywa. Oparł się o zagłówek, próbując unormować galopujący oddech, w czym zupełnie nie pomagał mu gips na pół twarzy. Nadal wyglądał jak pingwin, w dodatku z narysowanym na nosie przez Gaviego penisem, ale nie wydawał się zdenerwowany. Już dawno twierdziłam, że pieprzony Pedro Gonzalez zachowałby spokój nawet wtedy, gdyby sufit zawaliłby mu się na łeb, ale nie przypuszczałam, że będzie tak też gdy zadzwonię do niego z płaczem w głosie.

– Wiesz co, Gonzalez? Ten bieg był nam dzisiaj tak potrzebny, jak zajączkowi dzwoneczek na kutasie podczas polowania - wysapał Gavi, opierając się łokciami o swoje uda. – Zaraz płuca przykleją mi się do dupy i...

Zanim jeszcze zdążył skończyć swoją błyskotliwą wypowiedź, dostał przez łeb od Pedro, w akompaniamencie głośnego śmiechu Santiago, który chyba uważał to za świetne widowisko.

– Co jest?!

– Zasada numer trzy brzmi: nie przeklinać przy naszym dziecku.

– Och, nikt już tu nie trzyma się tych głupich zasad - sarknął urażony. – Co się stało, Pilar? Rany, jesteś taka poważna, jakbyś co najmniej była w ciąży! - parsknął, patrząc na moją minę.

Sira zaśmiała się histerycznie, stojąc tuż za nim, a mi chyba reszki penne z kurczakiem po raz kolejny podeszły do gardła. Gavi nie był na tyle inteligentny, żeby zrozumieć aluzję, więc byłam spokojna o to, że nic nikomu nie wypapla. Ten szczeniak mielił językiem na prawo i lewo i byłam pewna, że za tydzień o naszej wpadce wiedziałby nawet król Malezji.

– To może my się zwiniemy - odchrząknęła Martinez, gestem głowy dając znać Pablo, żeby wyszedł razem z nią.

– No ej! Mieliśmy jeszcze zagrać w FIFĘ!

– Myślę, że w jednym z padów właśnie padła bateria - wymyśliła na prędce. Gavirze styki w mózgu niestety działały wolniej niż innym, więc gdy tylko zaoponował, że zawsze wozi zapasowe w swoim aucie, Sira prawie wytargała go za szmaty z domu, żegnając się pobieżnie.

– Czy Houston, mamy przejebane jest wyżej w naszym gównianym rankingu niż Houston, mamy problem? - zapytał. – Bo już nie wiem, jak mam się zachować.

– Wydaje mi się, że bije je na łeb.

– No to mamy przejebane - westchnął ciężko. – Co tym razem? Dzieciak jest, nic się nie pali, nikt nie umarł, nie jesteśmy na komendzie, nie...

– Jestem w ciąży.

– A to nie jest Prima Aprillis - parsknął, przeczesując swoją spoconą grzywkę. – Nie zginęliśmy też w wypadku, nikt poza mną nie skończył w gipsie, nie...

Houston, we have a problem | pedri Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz