10. Myśl, myśl, myśl!

1.5K 96 46
                                    

pedri





– Jazda, pizdeczki! - wydarł się Sergio Alegre, asystent trenera i największy buc, jakiego widział świat. – Środek boiska to nie kółko różańcowe, Torres! Zbierz dupę w troki, albo mecz zaczniesz na ławce!

Siedzący tuż obok mnie Gavi, symulując problemy żołądkowe, przełknął głośno ślinę, słysząc w słuchawce ton, jakim wydarła się na mnie Pilar. Byliśmy w tym gównie razem po sam nos, ale tylko ja jak zwykle zgarniałem za to baty. Gdy wreszcie za trzecim razem zdołałem się dodzwonić do jaśnie panienki, zjebała mnie od góry do dołu, wyzywając od idiotów, nieodpowiedzialnych debili i setki innych epitetów, których wolę tu nawet nie przywoływać. Gavira steraczł mi nad uchem, przysłuchując się tej wiązance, co jakiś czas prawie kwicząc ze śmiechu jak zarzynana świnia.

– Tak to nawet ja cię nie obrażam - skwitował tuż po tym, jak nacisnąłem czerwony guzik na ekranie swojej komórki, dla zasady uderzając go w tył głowy. – Zmieniam zdanie, jednak ją lubię. Mogę nagrać jak dostajesz wpierdol od Pilar?

– Mogę nagrać jak zbierasz swoje zęby z podłogi, kiedy wkurwię ci z półobrotu? - odciąłem się, ze złością chowając telefon do kieszeni spodni.

Pablo był genialny w symulowaniu wszelkich chorób. Po tym, jak przez bitą godzinę nie wychodził z kibla udając rozwolnienie, a w rzeczywistości przeszedł chyba ze sto poziomów w Candy Crush, nawet ja byłem skłonny uwierzyć w to, że leci z niego jak z kranu. Dopiero gdy przylazł na boisko, uczaplając się obok mnie jak kwoka na grzędzie, zrozumiałem jak cwany był w rzeczywistości.

– Obaj mamy przesrane - skomentował markotnie, opierając głowę o barierkę.

Jestem, kurwa, pewien, że dwukrotnie obeszliśmy każde miejsce na stadionie, w którym mógłby schować się ten nadwyraz energiczny dwulatek. Większość obszarów takich jak trybuny czy toalety na piętrach poza meczami było pozamykane, co znacznie okrajało zakres naszych poszukiwań. Wspólnie przetrząsnęliśmy szatnię, tunel i odchodzące od niego korytarze, łazienki, kantorek ze sprzętem, prysznice i każde pojedyncze miejsce, które mogłoby spodobać się ciekawskiemu Santiago. Zajrzeliśmy we wszystkie pieprzone dziury, w które nie zaglądają nawet sprzątaczki, ale dzieciak przepadł jak kamfora. Gavira nawet dla dobra sytuacji zanurkował w koszu pełnym piłek, żeby upewnić się, że nie ma tam naszej zguby i jedynym co znalazł, były jakieś skarpetki wątpliwej świeżości. Dałbym sobie uciąć rękę przy samym łokciu, że należały do niego, bo Pablo rozrzucał swoje ciuchy wszędzie, gdzie tylko było to możliwe i nie zliczę ile razy z obrzydzeniem wyciągałem jego gacie z mojej szafki.

To wiadomo nie od dziś - zanucił, wyrywając mnie z otępienia. – Jeśli masz kłopoty myśl, myśl, myśl!

– Co ty, do cholery, ro...

– Cii, nie przeszkadzaj! - uniósł palec wskazujący w górę. – Po to, żebyś wpadł jak detektyw na ślad...

– Gavi...

Myśl, myśl, myśl! - trzykrotnie postukał się w głowę w rytm piosenki z Kubusia Puchatka.

Nie wiedziałem, jakim cudem udało mu się przeżyć osiemnaście lat swojego życia z mózgiem wielkości piłeczki do ping ponga, ale widocznie tyle wystarczyło, by zostać Złotym Chłopcem minionego roku. Być może nie był zbyt błyskotliwy, ale przy nim czułem się dwa razy mądrzejszy niż byłem w rzeczywistości i po prostu czasem miło było patrzeć na to, jak przegrzewają mu się styki, gdy sytuacja wymaga logicznego myślenia. Choć teraz, siedząc przy mnie, wyglądał na naprawdę skupionego, byłem gotów sprzedać swoich starych na targu za to, że w jego głowie małpa cyrkowa napierdalała właśnie talerzami w rytm kankana.

Houston, we have a problem | pedri Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz