Ophelia nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Jej głowa buzowała, a serce przyśpieszyło. Czuła się dziwacznie i tylko to słowo pasowało do jej stanu. Odczuwała ten dziwny rodzaj przesycenia, który jest tak wielki, że człowiek ma ochotę skakać i krzyczeć ze szczęścia. Miała w głowie tak wiele myśli, że nie potrafiła ich w niej utrzymać. Pośpiesznie wyciągnęła telefon i otworzyła notatnik. Zaczęła zapisywać wszystko co było na tyle wyraźne, że dziewczyna mogła to rozpoznać. Były to urywki dialogów, kilka pomysłów na scen, a nawet jeden zarys fabuły. Nie mogła uwierzyć jak to wszystko powstało. Tak jakby muzyka przepływała przez jej ciało i pobudzała mózg do działania. Czuła wibracje, czuła dreszcze. Wszystko było dziwne, ale tak cudowne, że nie mogła złapać oddechu.
Notowała i niedowierzała. To nigdy nie przychodziło do niej tak łatwo. Nagle jej palce zatrzymały się nad telefonem i nie wykonały kolejnego ruchu. Jej głowa opustoszała i stała się ciężka. Przepełniona pustką, która rozrywała jej skronie.
Uniosła głowę do góry i zobaczyła, jak muzycy schodzą ze sceny. Ile to musiało trwać? Widziała jak pośpiesznie opuszczają salę. Jedynie Bruno podszedł do blondyna i coś do niego mówił. Ten drugi nie wyglądał na zadowolonego.
Nie mogła uwierzyć.
Gdy grali jej głowa była przepełniona pomysłami. Gdy przestawali nagle wszystko z niej umykało. Tak jakby posiadali klucz, który w sekundę otwiera i zamyka ten jeden zakamarek jej głowy.
To musiał być jakiś rodzaj magii.
Mężczyźni rozmawiali przez chwilę, a potem Bruno zszedł ze sceny i wyszedł z sali. Ophelia również chciała wyjść, ale została przyłapana. Spojrzenie Victora wbiło ją w ziemie. On wciąż stał na scenie, a ona stała między rzędami krzeseł na widowni. Wpatrywali się w siebie przez kilka chwil. Mężczyzna musiał mieć naprawdę dobry wzrok, skoro dostrzegał ją w takim półmroku.
— Znam twoją siostrę.
Wyrzuciła z siebie, bo to rozpoczęcie rozmowy było równie dobre co każde inne, które miała w głowie.
— Współczuję.
— Eleanor jest świetna — powiedziała szybko. Bo naprawdę była. Eleanor to typ człowieka, które chcesz spotkać na swojej drodze i zatrzymać na zawsze.
— Kiedy nie jest twoją siostrą — powiedział. — Jesteś tu w jakimś konkretnym celu czy po prostu mam wezwać ochronę?
— Ja...— zająknęła się lekko. — Nie wiedziałam, że nie wolno wchodzić na próby.
— Bo wielki napis "wstęp wzbroniony" o tym nie świadczy?
— Nie widziałam żadnego napisu.
— Morderca też może się tak tłumaczyć. Nie wiedziałem, że broń zabija, więc jestem niewinny.
— Porównujesz moje wtargnięcie do morderstwa? — zapytała niedowierzając. Nie była niewinna, ale jak wejście do zamkniętego obiektu mogło równać się z popełnieniem zbrodni?
— Skończmy tą niemądrą rozmowę i powiesz co tu robisz?
— Eleanor powiedziała, że masz tu próby — nie sądziła, że uda się jej tym usprawiedliwić, ale każda próba jest lepsza niż żadna.
— To dalej nie tłumaczy, dlaczego tu jesteś.
— Bo mam do ciebie prośbę — powiedziała na wydechu.
Nigdy nie miała problemu z kontaktami międzyludzkimi. Nie była w nich mistrzynią, ale potrafiła rozmawiać z ludźmi. Nawiązywać nowe znajomości i nie czuła jakieś wielkiego zawstydzenia. Ale teraz czuła się inaczej. Naruszyła pewne zasady i teraz musiała się z tego wytłumaczyć. A twardy wzrok mężczyzny wcale jej nie pomagał. Nie chciała być pięciolatką karaną przez nauczyciela o zbyt głośne zachowanie na lekcji.
CZYTASZ
The Melody Book | +16
RandomOphelia Edwards wydała swoją pierwszą książkę, gdy miała osiemnaście lat. Osiągnęła ogromny sukces, gdy książka przekroczyła milion sprzedanych egzemplarzy na całym świecie. Dziewczyna poprzysięgła sobie, że nigdy więcej nic nie napisze. Niestety po...