ROZDZIAŁ 3

1K 156 4
                                    

Ophelia nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Jej głowa buzowała, a serce przyśpieszyło. Czuła się dziwacznie i tylko to słowo pasowało do jej stanu. Odczuwała ten dziwny rodzaj przesycenia, który jest tak wielki, że człowiek ma ochotę skakać i krzyczeć ze szczęścia. Miała w głowie tak wiele myśli, że nie potrafiła ich w niej utrzymać. Pośpiesznie wyciągnęła telefon i otworzyła notatnik. Zaczęła zapisywać wszystko co było na tyle wyraźne, że dziewczyna mogła to rozpoznać. Były to urywki dialogów, kilka pomysłów na scen, a nawet jeden zarys fabuły. Nie mogła uwierzyć jak to wszystko powstało. Tak jakby muzyka przepływała przez jej ciało i pobudzała mózg do działania. Czuła wibracje, czuła dreszcze. Wszystko było dziwne, ale tak cudowne, że nie mogła złapać oddechu.

Notowała i niedowierzała. To nigdy nie przychodziło do niej tak łatwo. Nagle jej palce zatrzymały się nad telefonem i nie wykonały kolejnego ruchu. Jej głowa opustoszała i stała się ciężka. Przepełniona pustką, która rozrywała jej skronie.

Uniosła głowę do góry i zobaczyła, jak muzycy schodzą ze sceny. Ile to musiało trwać? Widziała jak pośpiesznie opuszczają salę. Jedynie Bruno podszedł do blondyna i coś do niego mówił. Ten drugi nie wyglądał na zadowolonego.

Nie mogła uwierzyć.

Gdy grali jej głowa była przepełniona pomysłami. Gdy przestawali nagle wszystko z niej umykało. Tak jakby posiadali klucz, który w sekundę otwiera i zamyka ten jeden zakamarek jej głowy.

To musiał być jakiś rodzaj magii.

Mężczyźni rozmawiali przez chwilę, a potem Bruno zszedł ze sceny i wyszedł z sali. Ophelia również chciała wyjść, ale została przyłapana. Spojrzenie Victora wbiło ją w ziemie. On wciąż stał na scenie, a ona stała między rzędami krzeseł na widowni. Wpatrywali się w siebie przez kilka chwil. Mężczyzna musiał mieć naprawdę dobry wzrok, skoro dostrzegał ją w takim półmroku.

— Znam twoją siostrę.

Wyrzuciła z siebie, bo to rozpoczęcie rozmowy było równie dobre co każde inne, które miała w głowie.

— Współczuję.

— Eleanor jest świetna — powiedziała szybko. Bo naprawdę była. Eleanor to typ człowieka, które chcesz spotkać na swojej drodze i zatrzymać na zawsze.

— Kiedy nie jest twoją siostrą — powiedział. — Jesteś tu w jakimś konkretnym celu czy po prostu mam wezwać ochronę?

— Ja...— zająknęła się lekko. — Nie wiedziałam, że nie wolno wchodzić na próby.

— Bo wielki napis "wstęp wzbroniony" o tym nie świadczy?

— Nie widziałam żadnego napisu.

— Morderca też może się tak tłumaczyć. Nie wiedziałem, że broń zabija, więc jestem niewinny.

— Porównujesz moje wtargnięcie do morderstwa? — zapytała niedowierzając. Nie była niewinna, ale jak wejście do zamkniętego obiektu mogło równać się z popełnieniem zbrodni? 

— Skończmy tą niemądrą rozmowę i powiesz co tu robisz?

— Eleanor powiedziała, że masz tu próby — nie sądziła, że uda się jej tym usprawiedliwić, ale każda próba jest lepsza niż żadna. 

— To dalej nie tłumaczy, dlaczego tu jesteś.

— Bo mam do ciebie prośbę — powiedziała na wydechu.

Nigdy nie miała problemu z kontaktami międzyludzkimi. Nie była w nich mistrzynią, ale potrafiła rozmawiać z ludźmi. Nawiązywać nowe znajomości i nie czuła jakieś wielkiego zawstydzenia. Ale teraz czuła się inaczej. Naruszyła pewne zasady i teraz musiała się z tego wytłumaczyć. A twardy wzrok mężczyzny wcale jej nie pomagał. Nie chciała być pięciolatką karaną przez nauczyciela o zbyt głośne zachowanie na lekcji.

The Melody Book | +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz