ROZDZIAŁ 6

1K 162 19
                                    

Ophelia zawsze uważała, że to Jackson jest dobrze zbudowanym mężczyzną. Miał szerokie barki, był wysoki i zawsze jak siadała za nim w szklonej ławce, to zasłaniał jej cały widok. I nigdy nie uważała, że Victor taki jest. Przez większość czasu obserwowała jego plecy. Stał na scenie, która była od niej oddalona o kilka metrów, więc wydawał się człowiekiem o bardzo standardowej budowie ciała. Za każdym razem, gdy rozmawiali ona siedziała, więc naturalnym było, że był od niej wyższy. Więc przez cały ten czas odnosiła wrażenie, że Victor ma maksymalnie metr osiemdziesiąt.

Myliła się.

Dostrzegła to dopiero, gdy udali się do baru. Victor i Jackson szli obok siebie i wtedy zauważyła pierwszą wskazówkę. Victor był wyższy od Jacksona o ponad pół głowy. Kolejna wskazówka pojawiła się, gdy usiedli przy stoliku. Victor musiał siedzieć na brzegu, bo jego nogi nie mieścił się pod stolikiem. Wcześniej widziała go tylko w towarzystwie Bruno, ale wtedy nie interpretowała tak różnicy w ich wzroście. 

I wtedy zaczęła uważniej przyglądać się mężczyźnie. Wciąż był szczupły i każda jego części ciała były proporcjonalne. Wyglądał dobrze, naprawdę dobrze. Nie wiedziała czy ta myśl należy do niej czy do tego drinka, którego właśnie skończyła. Przeprosiła Eleanor, która siedziała na drugim końcu kanapy i ruszyła w kierunku baru. Wszyscy inni mieli jeszcze swoje alkohole, więc to ona musiała pić w zawrotnym tempie. Prawdopodobnie robiła to, bo potrzebowała odprężenia. Ustała przy barze czekała aż barman obsłuży mężczyznę przed nią. Oparła się biodrem o wysoki barowy stołek i przymknęła na chwilę oczy. Otworzyła je, gdy poczuła przy sobie czyjąś obecność. Jej spojrzenie spotkało się w czarnym materiałem, który okazał się koszulą. Zadarła głowę do góry i spojrzała na twarz Victora.

Był wysoki. Mógł mieć ponad metr dziewięćdziesiąt.

I właściwie to nic nieznaczący szczegół.

Choć nie tak nieznaczący, bo Ophelia miała słabość do wysokich mężczyzn. Do wysokich mężczyzn z szeroko rozbudowaną klatką piersiową i tak przenikającym spojrzeniem.

Ale to był brat Eleanor.

I był dupkiem przez większość czasu. 

— Przyszedłeś po piwo? — zapytała i nagle uświadomiła sobie jak głupio to zabrzmiało. A w jakim innym celu miał podejść do baru?

— Raczej nie, smakuje jak siki.

— A piłeś kiedyś jakieś?

— Touché — odparł. — Po prostu smakuje okropnie.

Przed nimi pojawił się barman, który zebrał zamówienie i zajął się przygotowaniem drinka dla dziewczyny i nalania wina dla Victora. Ophelia nie sądziła, że wino w tym miejscu będzie smaczniejsze od piwa, ale wolała się nie odzywać. Stali w niezręcznej ciszy, aż barman postawił przed nimi naczynia z alkoholem. Ophelia sięgnęła do swojej torebki, ale zanim wyciągnęła portfel, Victor zapłacił za ich napoje.

— Dzięki — powiedziała i złapała za kieliszek z drinkiem.

— I nie będziesz się kłócić?

— Bo za mnie zapłaciłeś? — zapytała. — Mogłabym, tak. Ale to raczej miły gest, prawda? 

Victor skinął głową i złapał za szkło. Wtedy Ophelia zobaczyła jego poranione dłonie. Knykcie były czerwone, a rany wyglądały na świeże. Jakby w coś mocno uderzał.

— To od uderzania w worek treningowy.

— Nie pytałam — wymamrotała zawstydzona. 

— Twój wzrok pytał.

The Melody Book | +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz