ROZDZIAŁ 4

993 167 7
                                    

— Mam wszystko — powiedziała i otworzyła tekturową teczkę. — Wniosek, wszystkie aktualne badania mamy i potwierdzenie wykonania przelewu. Całość zaliczki.

— Świetnie — kobieta za biurkiem wzięła dokumenty i pobieżnie je przejrzała. Uniosła głowę i posłała ciepły uśmiech w kierunku Ophelii. — Znam przypadek Pani matki, jestem w stałym kontakcie z jej lekarzami. Leczenie zaczniemy od przyszłego tygodnia, do tego czasu przeniesiemy ją do naszej kliniki i razem z lekarzami opracujemy indywidualny program leczenia.

— W porządku.

Ophelia była zestresowana, ale jeszcze bardziej podekscytowana.

Leczenie może sprawić, że jej mama do niej wróci. Znowu będą mogły rozmawiać godzinami. Dzielić się sekretami i plotkować. Znowu odzyska swoją najlepszą przyjaciółkę. Potrzeba do tego tylko tego leczenia, tylko trochę czasu. Całą noc obgryzała paznokcie i zastanawiała się czy na jej drodze pojawi się kolejna przeszkoda. Zazwyczaj tak właśnie było.

Miała przeszkodę na drodze, pokonała ją i wtedy pojawiało się coś innego. Kolejne koszty, kolejny brak miejsc lub brak osób. Zawsze było coś z czym znowu musiała sobie radzić. Ale teraz, siedząc w gabinecie doktor Scott, czuła, że wszystko może dobrze się ułożyć. Oczywiście leczenie było ryzykowne, bo dość innowatorskie. Ale widziała wyniki i była w tym wszystkim szansa dla przypadku jej mamy. 

— Czy Pani mama jest świadoma, że zostanie przeniesiona do naszej kliniki?

— W tym stanie moja mama niczego nie jest świadoma — wymamrotała, a jej policzki zapiekły. — Mówiłam jej o tym, tak samo jej lekarz prowadzący. Ale...wątpię, żeby była świadoma, że to nastąpi. Słucha, ale...

— To normalne, pani Edwards — kobieta powiedziała bardzo spokojnym i ciepłym głosem. — Proszę się nie martwić. Pani mama trafi do najlepszych specjalistów. Efekty leczenia widoczne są już po kilku tygodniach. Niewielkie, ale są. A to daje nadzieje i podtrzymuje na duchu. Pod koniec leczenia wyniki znacznie się poprawiają.

Dziewczyna pokiwała głową.

Próbowała uwierzyć we wszystko, ale wciąż miała delikatne wątpliwości.

Nigdy nie brała niczego za pewnik.

Uzupełniły ostatnie dokumenty i Ophelia opuściła klinikę. Wyciągnęła telefon, by napisać do Lily i umówić się z nią na kawę, ale na ekranie zobaczyła jedną nieprzeczytaną wiadomość.

Eleanor: Chcą, żebyś wystąpiła w telewizji śniadaniowej. Jutro zamierzają wyruszyć z promocją książki. Wrócisz do świata żywych.

Ophelia: Jak można promować coś co jeszcze nie istnieje?

Eleanor: Zadaję sobie to samo pytanie.

Dziewczyna wzięła głęboki oddech i ruszyła w kierunku swojego samochodu. Spodziewała się, że to nastąpi, bo zobowiązała się do tego w umowie. Praktycznie nie brała udziału przy promocji pierwszej książki, a ta odbiła się głośnym echem. Nie rozumiała, dlaczego tym razem musi to robić. Wydawnictwo świetnie sobie radziło. Jednak nie miała takiego komfortu, żeby im odmówić. Potrzebowała pieniędzy i musiała pójść na wiele ustępstw.

Nigdy nie czuła się za dobrze przed kamera. Udzieliła dwóch czy trzech wywiadów, ale to tyle. Zazwyczaj El pisała jej to o czym ma mówić i jakoś udawało się jej przez to przejść. Teraz nie mogła przewidzieć tego co się wydarzy. Wydawnictwo pewnie wyciśnie z niej wszystko. I to nie tak, że ich winiła. To było ich zadanie, ich praca.

Wsiadła do swojego samochodu i dostała powiadomienie o kolejnej wiadomości.

Eleanor: Victor kazał ci przekazać rozpiskę prób. I mówił coś o żelkach.

The Melody Book | +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz