ROZDZIAŁ 8

973 148 22
                                    

— Jak się czujesz?

— Jakby coś po mnie przejechało — El wymamrotała. — Nie powinnam tyle pić.

Ophelia roześmiała się pod nosem. Mogła sobie wyobrazić w jakim stanie jest Eleanor. Ona sama wypiła nie więcej niż pięć drinków, a poranek był dla niej ciężki. Jednak prysznic szybko postawił ją na nogi. Złapała za swoją torebkę, która leżała na siedzeniu obok i sprawdziła, czy wszystko ma.

— Ale mimo bólu głowy i dziwnego skręcania w żołądku, to stwierdzam, że wieczór był udany — dziewczyna wyrzuciła z siebie, a potem jęknęła przeciągle. — Szkoda, że wyszłaś wcześniej.

— Tak — Ophelia automatycznie poczuła jak kilka kropel potu pojawia się na jej czole. — Źle się czułam.

— Victor był miły?

— Co?

Panika przyśpieszyła prace jej serca.

— Odprowadzał cię, tak? Lily mówiła, że się zaoferował.

— Um, tak, tak.

— Był dla ciebie miły? Wiem, że czasem potrafi być prawdziwym dupkiem.

— Był miły — powiedziała szybko.

Bardzo miły.

Bardzo miły do momentu, gdy zostawił mnie na klatce schodowej. Chwile po tym jak myślałam, że mnie pocałuje. Oh i zrobił dziurę w ścianie.

Starała się nie myśleć o tym zdarzeniu. Wczoraj wieczorem, w nocy i o poranku. Robiła wszystko, żeby o tym nie myśleć. Ale im bardziej próbujemy wyrzucić coś z naszej głowy, tym bardziej to się w niej zadomawia. A myśl o pocałunku znalazła sobie idealny kącik do zamieszkania.

Czuła, jak rumieniec wkrada się na jej policzki.

— To dobrze, bo inaczej musiałabym skopać mu tyłek, a naprawdę nie mam teraz na to siły — El wydała z siebie głośne westchnienie. — Niedługo kwiecień.

— Mhm — Ophelia wiedziała do czego prowadzi ta rozmowa, więc postanowiła ją skończyć. — Muszę kończyć. Mam spotkanie.

— Jasne — Eleanor odparła, a po krótkim pożegnaniu rozłączyła się.

Ophelia oparła głowę o zagłówek i wzięła kilka głębokich oddechów. Kwiecień był coraz bliżej, a książkę musiała oddać pod koniec miesiąca. Miała nieco ponad sześć tygodnie, żeby ją skończyć, a prawda była taka, że nawet jej nie zaczęła. Oczywiście miała kilka scen, dialogów. Ale nie prowadziły one do niczego istotnego. I na pewno nie były wystarczające, żeby pokazać je wydawnictwu.

Przymknęła powieki i wzięła kolejne głębokie wdechy. Da radę. Przecież sześć tygodni to naprawdę sporo czasu.

Zabrała swoje rzeczy i wysiadła samochodu. Za pięć minut miała spotkać się z lekarzem prowadzącym, który zajmował się jej mamą. Zamknęła samochód i ruszyła w stronę wejścia do prywatnej kliniki. Przywitała się z recepcjonistką i poprosiła o wskazanie gabinetu doktora Granta. To od niego dostawała ostatnio wiadomości związane z formą leczenia jej mamy i postępów. Tych, których nie było. I to najbardziej ją zmartwiło, więc o to jako pierwsze zapytała mężczyznę.

— Proszę się nie martwić. To normalne.

— Normalne? Jest u was już od jakiegoś czasu.

— Oczywiście i to wiele jej dało — mężczyzna zapewnił ją. — Udaje nam się utrzymać pani mamę w stabilnym stanie, a to bardzo istotne dla dalszego leczenia. Żeby z nią rozmawiać i prowadzić terapię potrzebujemy, żeby miała jak najbardziej jasny umysł. Wcześniej miewała napady złość, a czasem nawet agresji. Od jakiegoś czasu udaje nam się ich unikać i tym samym stwarzamy sobie pole do pracy nad poprawa stanu pani mamy.

The Melody Book | +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz