— Jak się czujesz?
— Jakby coś po mnie przejechało — El wymamrotała. — Nie powinnam tyle pić.
Ophelia roześmiała się pod nosem. Mogła sobie wyobrazić w jakim stanie jest Eleanor. Ona sama wypiła nie więcej niż pięć drinków, a poranek był dla niej ciężki. Jednak prysznic szybko postawił ją na nogi. Złapała za swoją torebkę, która leżała na siedzeniu obok i sprawdziła, czy wszystko ma.
— Ale mimo bólu głowy i dziwnego skręcania w żołądku, to stwierdzam, że wieczór był udany — dziewczyna wyrzuciła z siebie, a potem jęknęła przeciągle. — Szkoda, że wyszłaś wcześniej.
— Tak — Ophelia automatycznie poczuła jak kilka kropel potu pojawia się na jej czole. — Źle się czułam.
— Victor był miły?
— Co?
Panika przyśpieszyła prace jej serca.
— Odprowadzał cię, tak? Lily mówiła, że się zaoferował.
— Um, tak, tak.
— Był dla ciebie miły? Wiem, że czasem potrafi być prawdziwym dupkiem.
— Był miły — powiedziała szybko.
Bardzo miły.
Bardzo miły do momentu, gdy zostawił mnie na klatce schodowej. Chwile po tym jak myślałam, że mnie pocałuje. Oh i zrobił dziurę w ścianie.
Starała się nie myśleć o tym zdarzeniu. Wczoraj wieczorem, w nocy i o poranku. Robiła wszystko, żeby o tym nie myśleć. Ale im bardziej próbujemy wyrzucić coś z naszej głowy, tym bardziej to się w niej zadomawia. A myśl o pocałunku znalazła sobie idealny kącik do zamieszkania.
Czuła, jak rumieniec wkrada się na jej policzki.
— To dobrze, bo inaczej musiałabym skopać mu tyłek, a naprawdę nie mam teraz na to siły — El wydała z siebie głośne westchnienie. — Niedługo kwiecień.
— Mhm — Ophelia wiedziała do czego prowadzi ta rozmowa, więc postanowiła ją skończyć. — Muszę kończyć. Mam spotkanie.
— Jasne — Eleanor odparła, a po krótkim pożegnaniu rozłączyła się.
Ophelia oparła głowę o zagłówek i wzięła kilka głębokich oddechów. Kwiecień był coraz bliżej, a książkę musiała oddać pod koniec miesiąca. Miała nieco ponad sześć tygodnie, żeby ją skończyć, a prawda była taka, że nawet jej nie zaczęła. Oczywiście miała kilka scen, dialogów. Ale nie prowadziły one do niczego istotnego. I na pewno nie były wystarczające, żeby pokazać je wydawnictwu.
Przymknęła powieki i wzięła kolejne głębokie wdechy. Da radę. Przecież sześć tygodni to naprawdę sporo czasu.
Zabrała swoje rzeczy i wysiadła samochodu. Za pięć minut miała spotkać się z lekarzem prowadzącym, który zajmował się jej mamą. Zamknęła samochód i ruszyła w stronę wejścia do prywatnej kliniki. Przywitała się z recepcjonistką i poprosiła o wskazanie gabinetu doktora Granta. To od niego dostawała ostatnio wiadomości związane z formą leczenia jej mamy i postępów. Tych, których nie było. I to najbardziej ją zmartwiło, więc o to jako pierwsze zapytała mężczyznę.
— Proszę się nie martwić. To normalne.
— Normalne? Jest u was już od jakiegoś czasu.
— Oczywiście i to wiele jej dało — mężczyzna zapewnił ją. — Udaje nam się utrzymać pani mamę w stabilnym stanie, a to bardzo istotne dla dalszego leczenia. Żeby z nią rozmawiać i prowadzić terapię potrzebujemy, żeby miała jak najbardziej jasny umysł. Wcześniej miewała napady złość, a czasem nawet agresji. Od jakiegoś czasu udaje nam się ich unikać i tym samym stwarzamy sobie pole do pracy nad poprawa stanu pani mamy.
CZYTASZ
The Melody Book | +16
RandomOphelia Edwards wydała swoją pierwszą książkę, gdy miała osiemnaście lat. Osiągnęła ogromny sukces, gdy książka przekroczyła milion sprzedanych egzemplarzy na całym świecie. Dziewczyna poprzysięgła sobie, że nigdy więcej nic nie napisze. Niestety po...