2

7.6K 378 43
                                    

Melissa pov's

Od zawsze uważałam, ze zwierzęta są mi bliższe niż ludzie. Czułam się przy nich o wiele bardziej bezpiecznie oraz darzyłam je ogromnym zaufaniem.  Żadne zwierze nas nie zdradzi, ani nie zacznie działać przeciwko, jednak o ludziach nie mogę powiedzieć tego samego.

Ponownie zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. 

–Czemu nie mogłam urodzić się jako kot.

Ucieszyłam się na myśl, że nie we wszystkie soboty pracuje. Bycie swoim szefem miało jednak mnóstwo zalet. Mogłam wtedy zregenerować się dwa razy bardziej i przy tym zrobić mnóstwo rzeczy.

Moje wszystkie dni wyglądały niemal tak samo. Spędzałam osiem godzin dzienne w gabinecie, później wracałam do mieszkania i oglądałam Disneya. Tak właśnie wygląda dorosłe życie dorosłej Melissy Martin.

Jednak soboty różniły się od innych dni. W pracujące terminy spędzałam tam tylko cztery godziny. Później jechałam na pilates, a z niego do mieszkania, żeby zabrać wszystkie potrzebne rzeczy i kota.

Co soboty wracałam do domu rodzinnego na plaży. Całą rodziną spotykaliśmy się w domu, który znajdował się w Pacific Palisades. Droga zajmowała mi około czterdziestu siedmiu minut, ale od pierwszej lekcji jazdy uwielbiałam to robić. Kochałam błądzić i  poznawać nowe zakątki Los Angeles.

–Mel! -usłyszałam krzyk za drzwi! –W tej chwili masz wstać i mi otworzyć!

No właśnie Esther.  Blondynka ponad miesiąc temu wprowadziła zmiany do mojej co sobotniej rutyny. Przyprowadzała do mnie brata swojego narzeczonego na lekcje matematyki. Na początku myślałam, że to tylko pretekst, żeby nie widzieć swojej przyszłej teściowej, ale później poznałam Allana.

Był gorszy z matematyki niż Esther. Nigdy nie sądziłam, że takie słowa padną z moich ust.

–No wstałaś! -ucieszyła się na mój widok.

Moja przyjaciółka jak zwykle wyglądała przepięknie, nawet jeśli była dziewiąta rano w sobotę. Miała na sobie czarne garniturowe spodnie oraz do kompletu marynarkę, która kończyła się długością zaraz za stanikiem. Pod spodem miała biały top, który bardziej przypominał stanik oraz czapkę bejsbolową. Oczywiście musiała przynieś też milion rzeczy w swojej klasycznej torbie od chanel. Ubranie idealnie podkreślało jej ciało, a nawet dodawało kilka centymetrów wzrostu. Jednym słowem wyglądała jakby wróciła dopiero z fashion weeku.

–Zajmij się tam nim i waszymi matematycznymi czarami, a ja opowiem co znalazłam o mężczyźnie w tatuażach.

Na śmierć zapomniałam, że poprosiłam o to wczoraj Est.

–Ej Martin. -wtrącił Allan. –Kiedy przestaniesz być landryną?

Co za dzieciak. Był dosłownie powodem dlaczego nie chciałam mieć dzieci. Rozpieszczony licealista, który bawił się w sportowca i myślał, że cały świat pada mu u stóp.

–Jak ty przestaniesz być debilem matematycznym. -odgryzłam się.

–Dobra cisza! Mam o wiele ciekawsze ploteczki.

Byłam strasznie ciekawa co znalazła Est. Miałam w głowie od najgorsze do najlepszych scenariuszy, w końcu mógł być płatnym zabójcą, ale mógł być również piekarzem.

Pierdolnij się w łeb Melissa, piekarz, może jeszcze jeździ na jednorożcu Barbie.

–Twój mężczyzna w tatuażach zwany również Dwaynem Devilsem. -zaczęła blondynka z ekscytacją. –Jest kryminalistą!

–Co proszę? -zachłysnęłam się wodą.

No tak Esther uwielbiała żartować o wszystkim.

–Stara spokojnie, żartuje. -zaśmiała się. –Dwayne jest właścicielem kilkunastu kasyn w stanach, w tym trzech w Las Vegas oraz kilku w Europie.

Kasyna. Mogłam się domyślić, w końcu wyglądał na takiego. Typowy biznesmen, a tak na prawdę zarabia na okradaniu ludzi i później opowiada w wywiadach jak to było mu ciężko dojść do wszystkiego co ma.

–Słuchaj dalej. -wtrąciła. –Jest również właścicielem winnicy, tutaj w Los Angeles, a do tego ma własną markę alkoholi.

–Dobra Est koniec. -przerwałam przyjaciółce.

Nie mogłam dłużej tego słuchać. Nawet go nie znałam, a jedyna interakcja jaką mieliśmy dotyczyła jego psa. Nie powinnam jej prosić o wyszukanie tych informacji, był tylko człowiekiem, który potrzebował pomocy dla swojego psa.

–Był również karany. -wtrąciła szybko na co zatrzymałam się w półkroku. –Dwayne Devils był karany za nielegalne walki psów. -dokończyła.

Był zatrzymany za nielegalne walki psów. Doberman, któremu pomogłam przyjechał do mnie prosto z takiej walki.

Dwayne pov's

Moje wszystkie soboty wyglądały tak samo od czterech lat. Wstawałem o piątej rano, żeby od samego świtu siedzieć w biurze. Około dziesiątej wychodziłem do psów i jadłem śniadanie. Oczywiście z laptopem. O godzinie trzynastej piętnaście zapinałem ostatni guzik czarnej koszuli i opuszczałem winnice. I tak spędzałem kolejne pięć godzin w moich kasynach. Wieczorami wracałem do winnicy gdzie jadłem szybką kolacje razem z Valentino, a następnie siedziałem z psami na basenie. Mój każdy dzień był zaplanowany co do godziny.

Kiedyś usłyszałem, że szczęśliwi czasu nie liczą. Dlatego ja liczę.

Wychodząc z sypialni na moim telefonie wyświetliło się nowe powiadomienia.

Nowa wiadomość od: Val
Wstałeś? mam nadzieje, że tak, ponieważ pragnę cię poinformować, że do podjęcia decyzji zostało pięć dni.

Pierdolone Chiny.

Nie miałem czasu ani głowy do tego teraz. Musiałem zająć się księgowością i innymi papierkami. Zdecydowanie powinnienem zatrudnić jakąś asystentkę albo chociaż księgową. Jednak po chwili namysłu stwierdzam, że wole zrobić wszystko sam jak należy niż coś po kimś poprawiać.

Zdecydowanie byłem introwertykiem, a winnica była moim ulubionym miejscem. Szczególnie w nocy. Pięknie oświetlony teren z idealnie przyciętą trawą. Ogromny basen, krzewy winogrona i ja z moimi psami. Był również przepiękny widok na całe miasto.

Nagle zadzwonił mój telefon.

–Dzień dobry szefie. -zaczęła Chiara. –Do kasyna przyjechała Pani Cristall.

Nefera Art Cristall. Matka Valentino.

–Przekaż, że już jadę.

The pain you gave meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz