Rozdział 3

1.2K 32 3
                                    

Mężczyzna popatrzył na zegarek. Była 16:57, więc za 3 minuty rozpoczyna się jego spotkanie. Był już w połowie drogi, jego czarne auto zaraz powinno stanąć pod ogromną restauracją. Był to lokal tylko dla osób z dużą ilością pieniędzy, co można było zauważyć już na zewnątrz. Pozłacane kolumny, czerwone ściany, duże okna. Większość ludzi by pomyślało że stoją przed hollywodzką salą kinową, brakowało tylko czerwonego dywanu. Brunet cały czas myślał o swojej wybrance, która miał nadzieję stoi już pod którąś z tych kolumn. Pogoda była wietrzna, choć rano zapowiadało się na naprawdę słoneczny dzień. Dlatego idąca dziewczyna była trochę zawiedziona, tym bardziej że jej sukienka była naprawdę cienka i bursztynookiej było zimno. Dreptając tak trzymała swoje ręce na ramionach, trąc je raz po raz by troszkę się rozgrzać. Cel był już niedaleko, więc uradowana przyśpieszyła tempo. Prawdopodobnie jest już spóźniona, ale było to dla niej praktycznie normą. 

Tymczasem czarny samochód właśnie zaparkował na idealnie zadbanym parkingu. Wyszedł z niego rozruszony Vince, który ukrycie naprawdę cieszył się z tego spotkania. Tylko jego młodszy brat wiedział o jego obiekcie westchnień, co i tak było dla niego szokiem. Will nie sądził że (jak to myślał) losowa mieszczanka będzie dla jego bliskiego taka ważna. Ale jak to powiadał "Serce nie sługa, braciszku" z zawsze tym samym uśmieszkiem, którego Brunet okropnie nie lubił. Jednak nawet on nie wiedział, jaką obsesję ma na punkcie Lucy. Z myśli wyrwał go krzyk.

- Vincent, jestem już! - krzyczała zdyszana dziewczyna, jednocześnie machając rękoma jakby miała zaraz zostać zjedzona przez rekina (prędzej to ona zje rekina lol)

- Witaj, Lucy - mężczyzna uśmiechnął się do niej, idąc w jej stronę. Widząc to dziewczyna stanęła i grzecznie poczekała na przyjaciela. 

- Vincent mam meega problem - powiedziała gdy do niej doszedł. 

- Jaki? - Podnosząc brew spojrzał na jej błyszczące oczy. 

- Wyrzucili mnie z pracy! - krzyknęła kopiąc powietrze. W tej chwili wszyscy w okolicy się na nij spojrzali, przez co Vincent poczuł się niekomfortowo. 

- Spokojnie Lucy - zwrócił się do niej łapiąc ją za ramie. Ta jedynie na niego spojrzała jakby zabił jej całą rodzinę i pociągnęła go do lokalu. 

- Czasami jej naprawdę nie rozumiem - pomyślał zmieszany, spoglądając na rozwścieczonego gargulca ciągnącego go do restauracji. 

Po minucie już zajęli miejsca przy stoliku w samym kącie, ponieważ jak to powiedziała bursztynooka "Tam są kanapy!". Rzeczywiście, kanapy były i to bardzo wygodne.

- Co chciałabyś - spytał dziewczyny na przeciwko, która zasłoniła całą swoją twarz menu. 

- Na pewno carbonarę, zawsze ją bierze - pomyślał.

- Tego grillowanego łososia! - powiedziała uśmiechając się szeroko, jakby już zapomniała jak zdenerwowana była kilka minut temu. Twarz Vincenta pobladła. Nigdy w życiu się nie pomylił! Tym bardziej jeśli chodzi o Lucy!

- Coś nie tak Vince? - zapytała.

- Przecież nie lubisz łososia. - powiedział, próbując ukryć swoje zdenerwowanie. Miał rację, Lucy zawsze mówiła że łosoś jest obrzydliwy.

- Poprawka, nie lubiłam - zachichotała - ale ostatnio zjadłam zupkę...

- Chińską?

- Tak, i była z suszonym łososiem - Mężczyzna aż dostał dreszczy wyobrażając sobie jak to musiało smakować - i było dobre!

- Dobrze, rozumiem - trochę się rozchmurzył i zawołał kelnera.

- Ja chcę łososia z grillaaaa - powiedziała jak dziecko w stronę starszego kelnera, który jedynie się uśmiechnął - i czerwone winko - dodała szczerząc się.

- Ja poproszę...

Reszta popołudnia, a później wieczoru minęła naprawdę przyjemnie. Oczywiście Lucy była jedną nogą w zaświatach, ale nikomu to nie przeszkadzało. Było już grubo po 21, dlatego Vincent zdecydował się podwieźć dziewczynę do domu. Podczas spaceru do samochodu kilka razy szatynka się przewróciła, co skutkowało płaczem ze śmiechem na raz. W końcu brunet wziął ukochaną na ręce, gdy ta krzyczała by ją zostawił. 

- ZOSTAW MNIE STARA RURO! - krzyczała w niebogłosy, ale silniejszy mężczyzna po prostu wpakował ją do samochodu gdzie zasnęła. 

Był już pod blokiem. Wystukał zapamiętany kod by otworzyć drzwi i szedł po schodach.

- Nawet nie wiesz jak cię kocham, Lu...

- Co tam gadasz - półprzytomna lekko rozszerzyła oczy przyglądając się mężczyźnie.

- Nic nic - odpowiedział nerwowo. Będąc pod drzwiami wszedł cicho, choć i tak wiedział że współlokatorki nie ma w domu. Znając te mieszkanie jak swoją kieszeń automatycznie skierował się do pokoju dziewczyny. Położył ją na bujanym łóżku i pocałował w czoło, przykrywając ją kołdrą. Stał jeszcze tak chwilę patrząc na śpiącą bursztynooką, ale gdy usłyszał jakieś kroki postanowił szybko wyjść z mieszkania. Okazało się że źródłem kroków była sąsiadka z naprzeciwka, starsza pani wychodziła zapalić by nie zakopcić sobie mieszkania. Korzystając z ciemności brunet szybko czmychnął do swojego auta.


I jak się wam podoba? 

747 słów

To uczucie - Vincent MonetWhere stories live. Discover now