Rozdział 12

639 31 4
                                    

Vincent pov.

Po tym dosyć nieudanym dniu limuzyna odwiozła mnie i Elizę do domów, chociaż widziałem w mimice kobiety że nie jest zadowolona z tak "szybkiego" końca naszego niby firmowego spotkania. Ja za to byłem wprost wniebowzięty że mogłem od niej odetchnąć, i może nie była taka zła, ale jej wzrok wzbudzał u mnie niesmak.

- Tylko Lucy może tak na mnie patrzeć... - myślałem podczas naszej drogi powrotnej która minęła w całkowitej ciszy, i chociaż się pożegnaliśmy słownie, to było to tak szybkie że zaliczyłbym to pod ciszę. Po dani pieniędzy taksówkarzowi wróciłem prędko do domu, i aby ominąć prześmiewcze komentarze braci szybko uciekłem do swojej sypialni. Następnego dnia wstałem tak jak zawsze, ubierając się i kierując się do kuchni by zjeść coś pożywnego na śniadanie. Była godzina 8:23, więc nie spieszyło mi się. Dzisiaj miałem posiedzieć w domu, i raczej tylko podpisywać jakieś papiery, więc miałem dużo czasu na odpoczynek i przemyślenie wszystkiego co się wczoraj działo. Martwiłem się o moją relację z Lucy, jednak w sercu dalej czułem nadzieję że szatynka będzie utrzymywać ze mną kontakty. Po tym jak zjadłem moje bardzo pożywne śniadanie, czyli jajecznicę z papryką która znalazłem na blacie, poszedłem do mojego biura i zacząłem papierkową robotę. Przez następne dwie godziny nie wychodziłem z mojego gabinetu, jednak w końcu zdecydowałem że skontaktuje się z moją ukochaną. Wybrałem numer bursztynookiej i po kilkunastu sekundach usłyszałem jej głos w słuchawce.

- Niom, co tam?- Zapytała, słabo było ją słychać, pewnie była na spacerze.

- Nic ciekawego, zastanawiałem się co robisz - odpowiedziałem szczerze, odchylając się trochę do tyłu, próbując trochę ochłonąć. Mój oddech był dosyć szybki, i czułem jak moja klatka piersiowa szybko podskakuje i opada. Sam aż tak bardzo wiedziałem skąd ten stres, przecież Lucy nie obraziłaby się na mnie za jakąś głupia kolację z "partnerką biznesową" czy coś.

- Nic, nic specjalnego... - powiedziała, z jej głosu mogłem odczuć że jest zmęczona, jakby przebiegła jakiś maraton -...Jestem na spacerze z Jackiem, świetny gość, nie wiem czy go kojarzysz...

- Uh... - nerwowo się zaśmiałem, czy ten gość naprawdę wybrał się z nią na spacer? Mój brzuch ścisnął się jeszcze bardziej, a krew mi się zagotowała, ścisnąłem pięści - N-Nie, nie znam.. Jacka... - mruknąłem przez zęby, jeśli tak się da, po czym westchnąłem cicho - I tak, pewnie jest, naprawdę... Miły.

- Noo...! Poczekaj, idzie tu, zamówił mi hot doga, wiesz? Ale z niego zarąbisty koleś! Dobra, narka! - Rozłączyła się, a ja powoli odłożyłem telefon, cały czas patrząc się przed siebie, zdenerwowany wyraz twarzy to nie był jedyny znak moich emocji związanych z tym spacerem. Ale wiedziałem że to nie był tylko zwykły spacer, coś czułem że ten Jack czegoś chce od Lucy. Jednak, plotka musiała się rozejść. Uznałem że znowu wrócę do kamienicy gdzie zamieszkuje Lucy, i spotkam się z tą samą kobietą co wtedy. Nie minęło pięć minut a już gotowy szybkim krokiem wyszedłem z gabinetu, kierując się do garażu, a następnie do mojej czarnej bm-ki. Z hukiem wlazłem do samochodu i pojechałem do mojego celu, po czym zamknąłem samochód i wszedłem do bloku, szukając starszej pani. Siedziała tym razem na dachu, był on udostępniony dla mieszkańców, ale nic ciekawego tam nie było. Jednak ona tam siedziała, pałac jak zawsze papierosa.

- Dzień dobry, psze pani. - przywitałem się, kłaniając się lekko, a ona tylko uśmiechnęła się i skinęła głową.

- No witam witam, co cię tu znowu sprowadza? - Zapytała, gasząc peta i wrzucając go do swojej małej, podręcznej popielniczki.

- Czy już ten chłopak, o którym wcześniej mówiłem...

- Ten ćpun? - nie spodziewałem się że kobieta to zapamięta, ale przytaknąłem.

- Tak, ten... Narkoman. Czy on już jest tutaj, w sensie, w mieszkaniu. - zapytałem, podchodząc bliżej i opierając się także o metalową skrzynkę, a raczej skrzynie, która stała tutaj bez celu.

- Przyjechał, ta. Ale wyszedł gdzieś z tą młodą dziewczyną, miła w sumie jest, ale strasznie zamotana, czy ja wiem czy coś osiągnie w życiu... - połknąłem ślinę, powstrzymując się od sprzeciwienia się kobiecie, jednak zirytował mnie opis mojej Lucy, szczególnie ostatnie zdanie. - Wracając, tak, przyjechał. Jednak trochę się boje, mam nadzieję że się wyprowadzi, nie chcę mieć jakiś psycholi pod jednym dachem. Rozmawiałam z resztą pań... - zaczynało robić się ciekawie, skupiłem się jeszcze bardziej, przymrużając oczy i kierując cała moją uwagę farbowanej blondynce. - i uznałyśmy że jest to niedopuszczalne. Będziemy w stanie zawiadomić policję, jeśli przyjdzie na to czas. Na razie trzymamy się na baczności.

- Myślę że policja będzie zbędna, jednak tak, to bardzo chwalebna postawa, i cieszę się że będzie pani chciała się pozby... W sensie, wyrzucić chłopaka z tej kamienicy. Należy się pani szacunek - usmiechnalem się tylko, jednak ona zakaszlała, lub zaśmiała się, lub oba na raz, nie wiem, i poklepała mnie po ramieniu. - Zatem, ja już będę się zbierał. Jeszcze pewnie tu wrócę. - oznajmiłem i podniosłem się, po czym opuściłem dach. Schodziłem po schodach szybko, chciałem uniknąć konfrontacji z Lucy, ale zauważyłem ją przy mieszkaniu tego Jacka. Rozmawiali, śmiali się... Schowałem się i podsłuchałem ich rozmowę.

- Więc, ten koncert... - zaczęła Lucy - jest w sobotę w końcu?

- Tak, tak. Będę grał na gitarze, oczywiście, mam nadzieję że zjawisz się na backstage'u by mnie ekskluzywnie zobaczyć - mrugnął do niej, a ona się zaśmiała.

- Nie rób z siebie niewiadomo jakiej gwiazdy, ale z chęcią zobaczę ciebie jeszcze niespoconego, z uczesanymi włosami.

- Dobrze, i pamiętaj, o 21 się zaczyna, ale bądź wcześniej. - powiedział, po czym poklepał ją po głowie o wszedł do swojego mieszkania, a ona skierowała się do swojego. Ledwo udało mi się przed nią uciec, ale wszystko jest możliwe, i gdy zobaczyłem jak drzwi od jej mieszkania się zamykają, bezpiecznie wróciłem na dół. Wsiadając do samochodu rozejrzałem się jeszcze kilka razy, zanim odjechałem z tupetem...

Heeej! Wybaczcie za MEGA długą przerwę, ale miałam dosyć ciężki czas przed zakończeniem roku. Jednak już jestem, i niedługo pojawi się special, jednak czekam czy jeszcze ktoś nie będzie chciał czegoś dopisać do pytań. Dalej nie mam dostępu do kompa, więc pewnie jest trochę błędów, będę wdzięczna jeśli mi o nich napiszecie! Pozdrowionka, bekon!

985 słów

To uczucie - Vincent MonetWhere stories live. Discover now