3 „Nie masz wyjścia."

1.2K 32 89
                                    

Wiem, jak dziwnie to zabrzmi, ale jestem wdzięczna Louise'owi. Gdyby nie on może nie spotkałabym Vincenta. Jeszcze nigdy się tak nie cieszyłam. Na zewnątrz byłam bezsilna, ale w środku skakałam ze szczęścia.

-Zostawcie ją, a ja być może puszczę was wolno.

-Nie ma mowy!

Vincent tylko pstryknął palcem, a od razu obok niego pojawił się jakiś umięśniony facet.

-Zajmij się nimi, a ja wezmę Aurorę.

-Tak jest.

-Po... Poradzę sobie.

Spróbowałam wstać, ale nogi zbyt mi się trzęsły. Upadłam i było jeszcze gorzej. Cholera jasna, od czego to?

-Przecież widzę, że nie możesz nawet wstać.

Podał mi rękę i złapałam ją, by pomógł mi ustać, ale ciągle się wywalałam. Vincent westchnął, i mnie podniósł. I szliśmy tak... W sumie to on szedł, do samego auta. Vincent usiadł za kierownicą, a ja obok niego. Zapięłam pasy i pojechaliśmy. Nastąpiła niezręczna cisza.

-Czyli wreszcie się spotkaliśmy...

-Tak. I jestem z tego bardzo zadowolony.

Cholera jasna, powiało nieszczerością, taki zadowolony a minę ma jakby usiadł na swoim gównie.

-Nie widać.

Westchnął.

-Aurora... Nadal zachowujesz się jak dziecko.

Co kurwa? Myślę że gdyby aktualnie nie kierował spojrzałby się na mnie i uśmiechnął sarkastycznie.

-Możemy zmienić temat?...

-Tak.

Spojrzałam na chwilę na drogę, a on skręcił w zupełnie inną stronę niż do mojego domu.

-Eee, to nie droga do mojego domu.

-Wiem.

-To gdzie jedziemy? I chwila... Skąd ty do cholery jasnej wiesz gdzie ja mieszkam?

-Aurora, wiem o tobie więcej niż myślisz.

Ja pierdolę, myślałam że stalkera mam już z głowy...

-Co kurwa? Nie widzieliśmy się 20 lat, dopiero co kupiłam mieszkanie, a ty już wiesz gdzie mieszkam? Możesz mi to wszystko wytłumaczyć?

-Później.

-Kuźwa, masz mi wszystko wytłumaczyć tu i teraz.

-Nie mam takiego obowiązku.

-To powiedz chociaż, gdzie jedziemy.

-Do nas.

-Do nas? Czyli do ciebie i do kogo?

-Potem wszystko ci wytłumaczę.

-Potem czyli?

-Gdy dojedziemy.

Zapadła między nami cisza. Do końca jazdy już nikt z nas się nie odzywał. Myślałam, że Vincent powita mnie milej po tym wszystkim... Dojechaliśmy do garażu który w sumie nie zrobił na mnie wrażenia. Niby wypas, ale ja to mogę sobie kupić z 5 takich garaży. Nadal nie czułam się zbyt na siłach, ale było zdecydowanie trochę lepiej. Teraz przynajmniej mogłam ustać i chodzić. Z tym drugim był trochę problem, ale się udało.

-Wchodź do domu.

Chciał otworzyć mi drzwi, ale sama to zrobiłam. Nie lubię być traktowną jak damę. Co dopiero od Vincenta. To jakieś dziwne uczucie. Przecież nadal jestem tą samą Aurorą, z którą jeszcze niedawno oglądał bajki do nocy. Dom był ogromny, ale przytulny.

Goodbye To Happiness [Vincent Monet]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz