8 „Interesujące."

506 13 61
                                    

Stresowałam się w chuj. A w sumie to za mało powiedziane. Myślałam, że mi zaraz serce wypadnie. Maya słyszała moje wyznanie miłości. I to kurwa Vincentowi.

-Cóż, Auroro...

W myślach właśnie modliłam się o swoją godność i o to, żeby Maya się nie nabijała. Miałam ochotę się rozłączyć, ale Vincent by to zauważył. Czy ja już mówiłam, jak bardzo nienawidzę Mai? Chyba tak. Ale powtórzenie się nie zaszkodzi. Nienawidzę cię Maya.
Stałam grzecznie czekając na odpowiedź, jakbym była dzieckiem i prosiła tatę o lizaka. I tak mi ich nie kupował. Potem kończyło się to fochem, a na wieczór przytulaniem się. Ale i tak go nie cierpiałam. Całym sercem nie cierpiałam moich rodziców. Niech giną w piekle. Fakt, dzięki nim mam zajebisty gust w kolorach, ale i tak niech się jebią. Gdy dalej tak w myślach klnęłam na moich rodziców, z zamyśleń wyrwał mnie Vince.

-Znasz już moją odpowiedź, poznałaś ją kilka godzin temu.

-No ale jak ja mam to teraz potraktować? Będziemy się całować, ustalać związek, czy jak?

Jeśli on coś teraz odpierdoli, to przysięgam, że Maya będzie się z tego nabijała, a kiedy już pozna się z Hailie, zacznie jej to od razu opowiadać dwadzieścia cztery godziny na dobę i siedem dni w tygodniu. Ku mojemu zdziwieniu, poczułam jego chłodne ręce na mojej talii. Jezu, jak dobrze, że nie wpadłam na pomysł aby rozmawiać z Mayą na kamerkę i wstawić telefon do kieszeni. Poczułam w telefonie lekką wibrację, którą na szczęście tylko ja usłyszałam. Maya się rozłączyła. Zajebiście, nie wiem czy to sarkastyczne czy nie. Vincent mnie pocałował. Mogłam się już tego spodziewać. Odwzajemniłam pocałunek, chociaż niezbyt byłam w całowaniu dobra. Chyba. Nigdy się z nikim nie całowałam, bo żaden chłopak przez moją pozycję nawet nie odważył się do mnie podejść. Albo kiedy zgłaszałam się na lekcjach, wszyscy którzy też podnosili ręce, od razu je opuszczali. Maya z tego co pamiętam miała nauczanie domowe, czego jej zawsze strasznie zazdrościłam. Położyłam ręce na jego policzkach, poczułam, jak na moich za to malują się rumieńce. Ależ ja nie cierpiałam się rumienić, to wyraża przecież słabość. A wyrażania słabości jeszcze bardziej nie cierpiałam. Pocałunek trwał nadal, aż nam obu zabrakło już tchu. Nasze usta się od siebie odłączyły.

-Kiedy wyjechałaś, słyszałem rozmowę moich rodziców. Mówili, że bardzo szkoda, że wyjechałaś i okazało się, że nie bez powodu się wtedy poznaliśmy. Nie chcieli nas wziąć bo "potrzebujemy przyjaciół". Taki był plan. Chcieli złączyć pokolenie Harrisów i Monetów. Chcieli, abyśmy za siebie wyszli.

O ja pierdolę, ale jazda.

-O k...

-Nie. Możesz postarać się nad swoim słownictwem?

-Słuchaj, jak ja byłam na studiach, to mnie grupa ludzi nauczyła przeklinać w chu... Nauczyła mnie bardzo dużo przeklinać i już się przyzwyczaiłam.

-Nie zamieniaj się w tą... Specjalnej troski trójkę.

-Czyli?

-Dylana, Shane'a oraz Tony'ego.

-O, co do tego trzeciego, to mówił mi, że się we mnie zakochał.

-Nie zwracaj na niego uwagi, ma tylko chwilowe zauroczenie, a nawet jeśli, jest między wami za duża różnica wieku. Poza tym, Tony to taki chłopak, który chce dziewczynie... Dobrze wiesz co. I potem ją zostawia.

-Wygląda na takiego. I nie kręcą mnie chłopacy palący papierosy. Fuj. A potem się jeszcze z takimi całujesz i oni mają taki ohydny zapach z ust, ble.

Vincent uniósł kąciki ust minimalnie w górę. Przy braciach się tak nie zachowuje, to dziewczyny tak na niego wpływają, czy po prostu ja?

Goodbye To Happiness [Vincent Monet]Where stories live. Discover now