9 „Bum"

473 19 94
                                    

-O czym myślisz? Zapytał mnie Vince, który nadal miał rękę na moim ramieniu.

-O niczym.

-Powiedz.

-No i nadal jest z ciebie wścibski mały Vince. Powiedziałam z uśmiechem, odwracając się do niego tak, abyśmy byli na przeciwko siebie, a potem dotknęłam palcem wskazującym czubka jego nosa.

Nic nie powiedział ani nie zrobił, jakby go to nie rozbawiło, ale jebać jego humor, mnie rozbawiło. A bardziej rozbawiła mnie jego reakcja. Czyli brak reakcji.

-No i nadal głupiutka mała Aurora. Teraz to on dotknął palcem czubka mojego nosa, a ja się rozzłościłam, bo pokonał mnie moją własną bronią. I to jeszcze z tym swoim poważnym tonem.

-Nie jestem głupiutka. A nawet jeśli, to jest lepsze, niż bycie wścibskim!

Spojrzałam na jego rękę, którą wcześniej mnie obejmował (a dokładniej moje ramię) i zobaczyłam sygnet, który już trochę wcześniej rzucał mi się w oczy.

-Uważam, że obie wymienione teraz rzeczy są złe na tym samym poziomie. Nie sądzisz?

-Nie.

-Czujesz się ze mną bardzo śmiało. Jedyna osoba, jaka potrafi mi zaprzeczyć, to moi bracia. I mój tata.

-Bo nie jestem twoim przydupasem?

-Mam ci przeliterować słowo "słownictwo"?

-Nie, nie jestem głucha jak ty.

Spojrzał na mnie ze zmieszaniem, nie rozumiejąc, o co mi chodzi. Zachichotałam, bo nie zrozumiał obelgi na samego siebie.

-I słuchaj, masz przyjąć Hailie jak najlepiej i dać jej jak najlepszy przykład. Być na kolacjach, a nie unikać ich przez sprawy warte byle gówno. Bo ona może pomyśli, że posiłki nie są potrzebne. Dawać jej najlepszych korepetytorów, gdyby czegoś nie rozumiała w nauce. Pilnować, żeby nikt ani w szkole, ani w domu jej nie dokuczał. Gdyby coś zbroiła, nie dawać jej żadnych kar, tylko po prostu pokręcić paluszkiem. No i ewentualnie powiedzieć jej wtedy, jak trzeba coś robić. Gdyby była chora ma być pod jak największą opieką, czyli powiedzieć to mi i bym się nią zajęła. I będę z nią gadała o wszystkim. Bo ja jako jedyna będę ją rozumieć. Ale nie zmienia to faktu, że ty też masz postarać się ją zrozumieć. Może być ciężko, ale jesteś Vincentem. A Vincent potrafi wszystko, bo ma wsparcie. A takie samo wsparcie masz dać Hailie.

-No, teraz uważam, że gdyby to słyszała, to by cię na pewno polubiła.

-Wiem. Idę, od dzisiaj znów zaczynam pracę po rodzicach.

Wysłałam mu buziaka w powietrzu, a potem wyszłam z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Pomyślałam o spotkaniu z Ellie i mruknęłam pod nosem jakieś słowo którego sama nie znałam. To chyba miało być przekleństwo. Poszłam do swojego pokoju i ogarnęłam wszystkie wizyty klientów, co poszło mi szybciej niż myślałam. Poszłam się myć i założyłam jakąś losową piżamę, a potem zasnęłam.

-Cześć, Auroro!

-Dzień dobry!

Rodzice mojego przyjaciela ciepło mnie powitali. Kiedy Vincent gdzieś na chwilę poszedł, zapytali mnie o sprawy z rodzicami. Jak tak na to patrząc, to tylko oni wiedzieli o moich problemach rodzinnych. Ale gadając z nimi, zapomniałam o moich prawdziwych rodzicach. Kiedy rozmawiałam z państwem Monet, czułam się, jakby to oni byli moimi rodzicami. Dobrze wiedziałam, że nie wiem, rodzice by mnie wydziedziczyli, mogłabym skoczyć im w ramiona, a oni by mnie chętnie przyjęli. Tak mi się przynajmniej zawsze wydawało. I nadal wydaje.

Goodbye To Happiness [Vincent Monet]Where stories live. Discover now