Rozdział 35

33 1 0
                                    

Podoba mi się wszystko, czego dowiedziałam się dziś o Sanie- jego różne upodobania i talenty, to, jak odnosi się do rodziców, atmosfera panująca w jego domu. Jak to ujął tata Yeosanga:" Dobrze się czuje we własnej skórze". Tak, San jest panem siebie. Jest typem lidera, nie naśladowcy. Nic dziwnego, że przyciąga ludzi.-Byłaś kiedyś na plebanii w Haworth?- pyta San, zamykając swojego laptopa i zbierając porozrzucane podręczniki.-W domu sióstr Bronte? Nie, ale bardzo bym chciała. Wszystkie były niezwykłe, zwłaszcza Charlotte.-Byłem tam kilka lat temu na szkolnej wycieczce, więc nie miałem czasu, żeby wszystko dokładnie obejrzeć- urywa, a potem cięgnie dalej:- Powinniśmy się tam wybrać, Y/N. Moglibyśmy pójść na wrzosowiska, zobaczyć co zainspirowało taką namiętną wizję.- Spogląda na mnie a ja czuję falę gorąca na szyi.- Bardzo chciałbym się tam z tobą znaleźć. Tym razem jestem pewna- to nie jest zwykła uprzejmość z jego strony. Chyba dobrze odczytuję sygnały, jakie mi wysyła? Podobam się Choi Sanowi.-I co ty na to?- pyta nieśmiało, obserwując moją twarz.- Chciałabyś?Serce wali mi tak mocno, że na pewno je słychać. Waham się, chociaż nie wiem dlaczego. Jest superprzystojny, mądry, troskliwy i mamy ze sobą tyle wspólnego. Mógłby chodzić z każdą dziewczyną, ale poprosił właśnie mnie! Na co ja czekam?-Tak, chętnie.Staram się zachować spokój, ale moje usta rozciągają się w szeroki uśmiechu.-Doskonale.Uwodzicielski ton jego głosu sprawia, że po plecach przebiega mi rozkoszny dreszcz. Przełykam z trudem ślinę i zaczynam pakować swoje rzeczy.-Lepiej już pójdę.-Jesteś pewna, że nie chcesz zostać dłużej?Jestem zbyt przejęta, żeby zostać. Na pewno palnę coś głupiego i wszystko zepsuję.-Nie, muszę wracać do domu, ale dzięki, San. Dziękuję za pomoc z wypracowaniem i ... no wiesz, za to, co powiedziałeś- plotę bez ładu i składu.-Cała przyjemność po mojej stronie, Y/N. Do jutra.Pochyla się i całuje mnie w policzek.Kiwam głową bez słowa. Zamykam za sobą drzwi pokoju, schodzę po schodach i staję nieruchomo w holu, przyciskając dłoń do policzka, w który mnie pocałował, ale zaraz przypominam sobie, że zostawiłam u niego na podłodze ładowarkę do laptopa.Odwracam się, wchodzę z powrotem na górę i pukam do drzwi Sana, na wpół zawstydzona, na wpół podekscytowana, że znów go zobaczę.-Sorki.- Wystawiam głowę zza drzwi.- Zostawiłam u ciebie ładowarkę.Nie odpowiada. Siedzi wyprostowany z boku łóżka ze zwieszoną głową.-San?Kucam u jego stóp i zaglądam mu w twarz. Jego zaszklone oczy są otwarte, ale wpatruje się martwym wzrokiem w podłogę.-San!- wołam wystraszona.- Nic ci nie jest? Co się stało?Do pokoju wpada Rob.-Wszystko w porządku?-San... jest jakby w transie.Rob klęka i delikatnie dotyka pleców syna.-San?- mówi cicho.-Tato!- San podrywa głowę i przenosi wzrok z ojca na mnie- Y/N?- pyta zdziwionym tonem.- Fajnie cię widzieć.Wstaję... zakłopotana.-Nic ci nie jest, San?- pytam łagodnym tonem.-Nie. Dlaczego masz taką zmartwioną minę?- Marszczy brwi.Nie wiem co powiedzieć.Jego tata wyprowadza mnie z pokoju.-Musi po prostu odpocząć- szepcze.-  W szpitalu uprzedzono nas, że coś takiego może się zdarzyć. Ostatnio trochę się przeforsował.-Uśmiecha się, ale dostrzegam na jego twarzy niepokój.- Nie potrafi zwolnić-Zabierzecie go znów do szpitala?- naciskam.-Tak- odpowiada powoli.- Zabierzemy.

Nowy ChłopakOnde histórias criam vida. Descubra agora