Gnomy są odporne na avadę

922 36 15
                                    

- Przeklęte kłaki. – Warknęła i zamaszyście związała swoje włosy gumką, którą zawsze trzymała w pogotowiu na nadgarstku. Płaszcz leżał rozłożony obok, tuż pod torbą.

Jednym z zasadniczych plusów Uniwersytetu imienia Nimue był skwer pod taki ilością różnorakich zaklęć, że trwała na nim nieprzerwana wiosna. Dzięki temu Hermiona i wielu innych studentów, którzy akurat mieli okienko w zajęciach, mogli odetchnąć od zimowej zawieruchy poza murami szkoły. I pomyśleć, że nawet Hogwart nie miał czegoś takiego.

Czytała jedną z długiej listy pozycji do przeczytania. Za godzinę miała ostanie zajęcia podczas dnia, a następnie musiała biec do apteki niedaleko wydziału, by odebrać zamówienie dla Severusa, żeby potem biec do jego mieszkania bo eliksir, który teraz ważyli nie mógł czekać zbyt długo. Jeszcze tylko jeden wieczór w towarzystwie zamkniętego Snape'a i będzie mogła w spokoju pojechać do rodziców. Sama.

Zmarszczyła brwi, kiedy cień zakrył jej biel stronnic.

- Nie udawaj, panno Najświętsza. – Ten szyderczy głos mógł należeć tylko do jednej osoby. Hermiona nie uniosła głowy. Nie dała poznać, że w ogóle zauważyła obecność Carter. Póki ją ignoruje, póty tamta nie ma powodu by długo nad nią stać. – Nie udawaj, głuchy by mnie słyszał. – Warknęła, jednak Hermiona nie dała się wytrącić. Próbowała rozmawiać z dziewczyną w cywilizowany sposób, a tamta to zignorowała i nazwała dziwką. Cóż, więcej nie wyciągnie ręki na zgodę.

Jednak Carter chyba też nie chciała rezygnować, bo usiadła obok Hermiony. Morgano, za jakie grzechy.

- Naprawdę jesteś uparta co do ignorowania ludzi. – Zaśmiała się dźwięcznie. – Zwłaszcza tych, co mówią ci prawdę prosto w oczy, co? – Zaświergotała, a była gryfonka musiała bardzo mocno zacisnąć dłonie na książce, by nie przywalić nią w twarz dziewczyny z roku. – Och, naprawdę Hermiono, nie wiem czemu myślisz, że chce dla ciebie...

- Hermiono! – Dzięki ci Merlinie! Podniosła głowę i zamrugała zaskoczona, widząc idącego w jej stronę Dracona Malfoya. – Przepraszam, że musiałaś czekać. – Uśmiechnął się urzekająco. Pamiętała, że uśmiechał się tak do Astorii, zanim zaczęli się spotykać. – Idziemy? – Wzął jej torbę, a ona w końcu zrozumiała. Skurczybyk ją ratował. I była mu cholernie wdzięczna.

- Jasne, tylko musisz mi oddać torbę. – Uśmiechnęła się do niego, spakowała książkę i wstała, zgarnaiąc płaszcz i ruszając z nim w bliżej nieokreślonym kierunku.

- Brawo Granger! – Usłyszała za sobą.

- Ignoruj. – Mruknął Malfoy, a ona właśnie to miała zamiar robić.

- Widzę, że pniesz się co raz wyżej nie dość, że dajesz się obracać Severusowi Snape'owi to jeszcze Dracon Malfoy. Niedługo pewnie dziekan trafi to trójkącika. – Torba i płaszcz upadły na ziemię, kiedy obróciła się z krzykiem ku rywalce.

***

Coś było definitywnie nie tak. To była pierwsza myśl Severusa, kiedy wszedł do mieszkania. Odwiesił płaszcz i wszedł do salonu. To, co Bambi miała zrobić z eliksirem było krótkie i zasadniczo powinna dość szybko z tym skończyć, więc spodziewał się, że będzie na kanapie. Jednak mebel był pusty. Usłyszał obecność kogoś w jadalni, a następnie cichutki syk Bambi. Natychmiast dobył różdżki i skierował się w tamtą stronę. Jego praktykantka siedziała przy stole podczas gdy jego chrześniak, Dracon Lucjusz Malfoy, nachylał się nad nią.

- Nie ruszaj się, ty uparta wilo. – Syknął blondyn, gdy Bambi widocznie się rzuciła.

- To może rób to delikatniej, niewychowany gumochłonie. – Odpyskowała mu.

W pośpiechu /Sevmione/Место, где живут истории. Откройте их для себя