Obudziło go pragnienie. Potem nadszedł ból głowy. Z mruknięciem narzucił na głowę kołdrę, żeby światło przestało mu w końcu przeszkadzać.
- Widzę, że się obudziłeś? – Usłyszał cichy głos Bambi. Wychylił się spod kołdry i otworzył powoli oczy. Pokój nie był tak jasny, jak bał się, że będzie. Rozejrzał się skołowany, boleśnie świadomy guzików wbijających mu się w klatę.
- Zasłoniłam żaluzje. – Wytłumaczyła. Usłyszał szmer i zobaczył jej twarz, gdy przy nim uklękła. – Masz wodę. – Podała mu butelkę, co przyjął z wdzięcznością. Dźwignął się na łokciach i wypił zbawienie. – Muszę przyznać, że nigdy nie spodziewałam się, że zobaczę cię w takim stanie. – Zażartowała i dźwignęła się na nogi.
- Merlinie. – Jęknął, kiedy głowa wybuchła nowym bólem przy ułożeniu jej na poduszkach. – Myśmy skończyli tą trzecią...
- Tak. – Prychnęła, siadając na łóżku i podkładając kolana pod brodę. – Ojciec chciał wyciągać pozostałości z barku ale zasnął w połowie obliczania strategii. Ty za to padłeś, kiedy szukałeś różdżki, żeby przyzwać ten barek.
- Ale, jeśli pamiętam, oddałem ci ją. - Zmarszczył brwi. Już wtedy musiał być pijany.
- Owszem, ale nie przyjmowałeś tego do wiadomości. – Zaczesała włosy.
- Pełna kompromitacja. – Wypuścił powietrze z płuc i zapatrzył się w biały sufit.
- No co ty. – Bambi wywróciła oczami. – Mój ojciec się porzygał.
- Myślałem, że zaznajomiłaś go z magicznymi alkoholami. – Mruknął, przypatrując się jej. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak bardzo nie chciało mu się wstawać.
- Skucha. – Rozłożyła ręce. – Rzadko znoszę do domu alkohole, jakoś nigdy mnie o to nie prosili.
Patrzył w sufit, rozkoszując się ciszą. Słyszał, że Bambi układa się w nogach łóżka, jednak nie zwracał na to zbytniej uwagi. Po raz pierwszy od kilkunastu lat... odpoczywał. Nawet jeśli na kacu. Zmarszczył brwi. Przespał całą noc. Bez koszmaru, bez wstania w środku nocy. To było dla niego na tyle nowe uczucie, że nawet tego nie zauważył.
- Nie czujesz się z tym niezręcznie? Że udajesz mojego chłopaka? – Wzdrygnął się, wybudzając z półsnu, na jej cichy szept.
- Było najlogiczniejsze. – Odparł, narzucając przedramię na oczy. – Byłem szpiegiem, Granger, odgrywanie ról nie stanowi dla mnie problemu.
- Zaprosiłam cię, żebyś odpoczął, nie grał. – Burknęła. Uniósł trochę głowę, zerkając na nią.
- Spicie się do nieprzytomności to cudowne otwarcie sezonu świątecznego.
***
William Granger patrzył nieufnie na kubek zielonej herbaty, który dostał przed chwilą od żony. Krótkie włosy miał w nieładzie, a ciemna skóra była wyjątkowo blada. Zresztą, Severus także zbladł, bardziej niż zazwyczaj.
- Naprawdę macie eliksir na kaca? – Spytał ojciec, a jego głos brzmiał dość mizernie.
- Zasadniczo to nie, nie mamy. – Westchnęła Hermiona. Upiła łyk swojej herbaty i sama usiadła przy stole. – Mamy eliksir na odtrucie organizmu z toksyn i znormalizowanie metabolizmu. – Wytłumaczyła fachowo.
- Co finalnie kończy się brakiem kaca. – Burknął obrażony Severus, na co tylko przewróciła oczami. Po trzech godzinach leżenia i jednym seksie później łaskawie postanowił wstać i od razu się obraził za brak eliksiru wzmacniającego.
![](https://img.wattpad.com/cover/340491275-288-k945363.jpg)
YOU ARE READING
W pośpiechu /Sevmione/
FanfictionHermiona staje się ofiarą swojej wynaturzonej ambicji i jedynym ratunkiem okazuje się jej były profesor. Severus zawsze był sam, ale nie samotny. Gdy w końcu i to go dosięga, ratunkiem okazuje się irytująca gryfonka... ale do tego on się nie przyzna...