Czy tak źle być Grangerami?

811 33 1
                                    

- Jakie masz plany na sylwestra? – Spytał, przerywając ciszę, która zapanowała w pokoju po seksie. Podciągnęła się, podpierając o wezgłowie łóżka i poprawiła kołdrę.

- Pewnie Ginny, Harry i Ron. – Wzruszyła ramionami, oglądając go uważnie, jak usiadł na skraju i zaczął szukać bielizny. – Niezmiennie od dziesięciu lat. – Parsknęła.

- Nie chcesz tego zmienić? – Kiedy już założył dresy i koszulkę znów wszedł pod kołdrę, jednak podobnie jak ona, usiadł obok.

- Zależy, co proponujesz. – Odchyliła głowę. – Szczerze wątpię, żeby jakkolwiek mnie to obeszło. Oni balują, ja czekam na sen.

- Cóż, Malfoyowie organizują bal sylwestrowy. – Zesztywniała.

Obróciła głowę w jego stronę. Spokojnie patrzył na nią, lustrując jej reakcję.

- Nie. – Szepnęła. – Nie idę do Malfoyów. Moja noga, nigdy nie przejdzie przez próg ich przeklętego dworku. – Szarpnęła się, szukając rzuconych majtek.

- Dwór w Wiltshire jest ich oficjalną siedzibą, fakt. – Mruknął zza jej pleców. – Jednak zabawy tego typu, nie wiadomo czemu, urządzają zawsze w Devonie.

- Ale raczej nie rezygnują z uroczego towarzystwa Lucjusza Malfoya. – Dogryzła, wkładając bluzę przez głowę.

- Przyjaźnisz się z jego synem. – Złapał się za nasadę nosa. – Dostałem zaproszenie na bal, Hermiono, ty także. – Obróciła się do niego zdziwiona, na co tylko wzruszył ramionami. – Towarzystwo praktykanta jest normalne, zwłaszcza, jeśli mistrz jest uznany za przyjaciela rodziny. A ja jestem ojcem chrzestnym Dracona. – Jej ramiona opadły, gdy wypuściła poddańczo powietrze.

- Nie mam nawet w co się ubrać. – Jęknęła, opadając na materac.

- Pójdziemy na zakupy. Kupisz sobie coś ładnego. – Sięgnął po odłożoną wcześniej książkę i otworzył na zaznaczonej wcześniej stronie.

Przegryzła wargę. Z jej funduszami robiła się krucho. Miała oszczędności z płatnych praktyk numerologicznych, dostawała stypendium za dobre wyniki w nauce i rodzice wysyłali jej zapomogę, dzięki czemu nie musiała pracować. Jednak przez święta, a zwłaszcza przez obsydianowy kolczyk pewnego mężczyzny, który nie był wcale taki tani, skoro był smoczym obsydianem. Po prostu... nie miała pieniędzy na tak zbędny wydatek jak sukienka na jakiś durny bal.

- Nie potrzebuje zakupów, coś pożyczę. – Mruknęła, wstając z zamiarem sięgnięcia po swoją lekturę.

- Nie dyskutuj. – Uciął. – Idziesz na ten durny bal przeze mnie, chce żebyś kupiła sobie sukienkę. Z mojej skrytki. – Zaznaczył, podnosząc na nią na chwilę czarne oczy. Jej policzki zakrył róż, a brwi zmarszczyły.

- Uparty dupek.

***

Patrzył na zegarek wiszący w holu. Mieli pół godziny do oficjalnego początku przyjęcia, A Granger, chyba jak każda kobieta już czterdzieści minut temu krzyknęła, że potrzebuje jeszcze tylko chwili.

Niech go Merlin kopnie i avadą strzeli.

Wczoraj po awanturze, którą finalnie rozegrali co do budżetu na suknie, Bambi zabrała matkę i wyszła z domu z nieograniczonym dostępem do jego skrytki u Gringotta. Kiedy natomiast wróciła, spojrzała na niego groźnie i trzasnęła drzwiami od pokoju. Dopiero Jane opowiedziała, oczywiście chichocząc, że chodziła po Pokątnej i złorzeczyła na niego. Czyli norma.

Co dla Severusa było dobre.

Lubił święta. A tegoroczne wprowadziły zamęt i powiew nowości, co chyba żadne do tej pory. I to go przerażało. Siedział niemal dwie godziny nad płytą nagrobną matki, nie wiedząc, czy wrócić do Grangerów. Nie zasługiwał na to. Nie zasługiwał na miłe docinki Williama, na troskę Jane. Nie zasługiwał na prezent świąteczny od nich, chociażby był to zwykły szalik. Nie pamiętał, kiedy czuł... rodzinne ciepło.

W pośpiechu /Sevmione/Where stories live. Discover now