5. Będzie mój

230 17 2
                                    

Widziałem go nad jeziorem. Miałem zrezygnować z wypraw w jego ulubione miejsce. Na jakiś czas mi się udało, ale musiałem tam wrucić.

Siedział sam co nie zdarzało się zbyt często, bo wszędzie miał znajomych. Nigdy nie musiał szukać osoby z którą mógłby pogadać, bo cóż, zawsze znajdowała się sama. Był popularny, z jednej strony zazdrościłem mu tego miejsca w hierarchii, a z drugiej zupełnie nie. Jeśli jest się na szczycie, najłatwiej spaść na sam dół, a ja zbyt bałbym się tego upadku żeby muc na nim być.

Obserwowałem dokładne ruchy jego ręki kiedy kamienie z chlupotem wpadały do wody. Może chciał puszczać kaczki? Jeśli tak to nie wiedział jak to robić, albo zupełnie mu nie szło, bo żaden kamień nie odbijał się od niebieskiej tafli.

Podniosłem płaski kamień z ziemi i żuciłem go w charakterystyczny sposób od dołu. Odbił się dwa razy od tafli po czym wpadł do wody.

Brązowe oczy odrazy powędrowały że zdziwieniem w moją stronę.

- Źle to robisz - powiedziałem cicho - lepiej wstań i wybierz lżejszy i bardziej płaski kamień, potem musisz się tylko dobrze zamachnąć i - rzuciłem kolejnym kamieniem tak że tym razem odbił się aż trzy razy.

Ale James tylko na mnie patrzył tymi brązowymi oczami.

- Ładnie ci w zielonym - wypalił nagle przeczesując nerwowo swoje włosy, ale uśmiechnął się i mrugnął do mnie.

- Eee dzięki - powiedziałem starając się ukryć czerwień na moich policzkach, oglądając w tym czasie mój zielony sweter.

Niby wiedziałem jak wygląda, ale po jego słowach wydawał się inny. Dużo ładniejszy.

- Nauczycz mnie? - spytał błagalnie poprawiając okulary i uśmiechając się do mnie tak że nie mogłem mu odmówić.

Nauczyłem Jamesa Pottera puszczać kaczki, ale nie było to łatwe zadanie. Nie był dobrym uczniem.

- Stań tak i patrz, rzucasz tym kamieniem o tak od dołu tak żeby się odbił - zaprezentowałem jeszcze raz - a nie jagbyś chciał przjebać smakerusowi - dodałem zrezygnowany.

- Jasne - powiedział i przez chwilę myślałem że wie o co chodzi, ale potem wziął sobie największy kamień i walną nim o wodę.

Zostałem ochlapany przez wielką falę.

- Idiota - powiedziałem wkurzony i zacząłem żucać w niego malutkimi kamyczkami, a on tylko rżał - co się śmiejesz? - spytałem zdenerwowany.

Nie mógł się uspokoić więc korzystając z tego że stoi na krawędzi jeziora po prostu podszedłem i zepchnąłem go do wody.

Wywinął orła i wpadł pod wodę, ale było na tyle płytko że nie zanurzył się całkowicie.

Teraz to ja parsknołem śmiechem. Jego mokre włosy wyglądały koniecznie przyklejone do twarzy. Kojarzył się z jakimś bagiennym potworem cały uwalony błotem.

Wyciągnąłem do niego rękę żeby pomóc mu wstać, ale on pociągnął ją do siebie i też wylądowałem głową w jeziorze.

Teraz też on parsknął znowu nieopanowanym śmiechem.

Było przyjemnie tak siedzieć mokrzy w jeziorze, cali brudni od błota oraz glonów i po prostu się śmiać z siebie nawzajem.

Lubiłem tę chwilę z nim jak każdą inną, każda była po prostu magiczna.

Po jakimś czasie wygramoliliśmy się z jeziora dalej parskając śmiechem.

Żuciliśmy na siebie nawzajem odpowiednie zaklęcia sprawiając że wruciliśmy do stanu z przed kąpieli w jeziorze. Tylko włosy Jamesa była oklapnięte i wyglądały naprawdę komicznie.

Usiadłem na brzegu jezior wpatrując się w zachodzące słońce, a on dosiadł się zaraz obok mnie. Nastała cisza, ale ta przyjemna, taka bez całej niezręczności, w której po prostu nie trzeba wypowiadać słów, bo obie strony idealnie się rozumieją.

- Lubię cię Regi - powiedział po prostu w końcu James, a mi zrobiło się cieplej na sercu.

Wydawało mi się że to może być jakiś nie śmieszny żart, ale odtracałem tę możliwość, bo on po prostu taki nie był. Bez względu na to co sądził, nie był całkowicie zły.

- Ja ciebie też Jami - powoedziłem w końcu z uśmiechem.

Znowu robiłem sobie nadzieję, ale nic nie mogłem na to poradzić, szczególnie kiedy moje marzenia były tak blisko.

- Spróbuj jeszcze raz - powiedziłem przerywając tę ciszę skinowszy głową na jezioro - może teraz się uda?

Wstał, może nie do końca przekonany, ale spróbował, a kamień łatwo odbił się od tafli dwa razy po czym wpadł do wody.

- Udało się Regi! - krzyknął szczęśliwy Gryfon.

- Widzię! - odkrzyknołem wstajac z uśmiechem na ustach.

On też się uśmiechał, tak szczerze i pięknie jak robi to przy przyjaciołach, a może nawet szczerzej, lepiej i cudowniej jeśli to było możliwe, bo ten uśmiech był tylko dla mnie, tylko i wyłącznie dla mnie. Mój uśmiech.

Potem puszczał kaczki, a ja obserwowałem jak mu idzie siedząc z tyłu na trawie, może nie udawało mu się za każdym razem, ale dobrze mu szło.

Kiedy zrobiło się już prawie całkiem ciemno wrucił do mnie i też usiadł na trawie.

- Jesteś dobrym nauczycielem Regi - powiedział z uśmiechem.

- A ty beznadziejnym uczniem - roześmiałem się wrednie.

Odwrócił głowę udając obrażonego.

- Już już nie obrażaj się - powiedziałem przewracając oczami - ale jako dobry przyjaciel - zawahałem się chwilę przy ostatnim słowie czując jak coś rozdziera mi serce - muszę mówić ci prawdę - zacytowałem Rosiera.

Przyjaźń z nim była lepsza niż nienawiść, była lepsza niż obojętność, lepsza niż wszystko inne niż miłość, więc postawiłem na tę kartę, skoro moja wymarzona opcja nie była dostępna.

- Przyjaciel? - spytał po chwili że zdziwieniem.

- Jak nie chcesz to nie - powiedziałem cicho zdenerwowany.

- Jasne że chcę się z tobą przyjaźnić Regi - powiedział z lekki uśmiechem przeczesując swoje włosy. Kochałem w nim ten tik nerwowy.

- To super przyjacielu - roześmiałem się starałem się żeby to było szczere, ale chyba niezbyt mi wyszło.

- Skoro się przyjaźnimy musimy spędzać ze sobą więcej czasu - powiedział powtarznie - więc, przyjacielu, czy uczynisz mi ten zaszczyt i wybierzesz się ze mną w przyszłą sobotę do Hogsmeade?

- Z wielką przyjemnością, przyjacielu - roześmiałem znowu tym razem szczerzej.

- To fantastycznie, bo dawno z nikim mi się tak dobrze nie rozmawiało, więc musimy się spotykać dużo częściej - powiedział patrząc mi w oczy - jesteśmy jak bratnie duszę Regi, po prostu się rozumiemy, to do soboty - pomachał mi i odszedł w stronę zamku za nim zdążyłem odpowiedzieć.

Długo wpatrywałem się jeszcze w ciemność kiedy znikną czując jak policzki mnie palą.

Ten okropny przypadek był tak naprawdę szansą którą zesłał mi los, tylko odemnie zależało czy ja wykorzystam czy zignoruje. Zdecydowanie wybrałem w tamtym momencie kiedy padłem na trawę pierwszą szansę obiecując sobie że James Potter będzie mój.

____________________

Przyszłam żebrać o gwiazdki (;

Miłego wieczoru wszystkim
















Pamiętnik // jegulusOnde histórias criam vida. Descubra agora