10. Bo tamten moment był ważny

178 12 0
                                    

- James - powiedziałem jego imię kiedy  wpadłem na niego tuż przy przed wejściem do pokoju wspólnego kiedy tylko pędem z niego wypadłem.

- Regulus - powiedział ciemnowłosy gryfon cicho zachrypniętym głosem, wziął głęboki oddech, miał coś powiedzieć, widziałem to w jego oczach, ale rozmyślił się i zaczął mnie gdzieś ciągnąć.

Wyją swoją pelerynę niewidkę i wyprowadził nas pod nią po za zamek. Jezioro wyglądało niezwykle, w jego tafli odbijały się maleńkie punkciki na niebie, które choć tak się wydawało, w rzeczywistości wcale nie były małe. Wyglądało to jakby ktoś wsypał do jeziora brokat.

- Nigdy nie byłem tutaj w nocy - wyszeptałem podchodząc do wody coraz bliżej - pięknie tu - uśmiechnołem się do niego.

Od zawsze lubiłem takie klimaty, gwiazdy były częścią mnie, choć często przywodziły na myśl najgorsze wspomnienia.

- Reg, jesteś moją gwiazdką - powiedział z uśmiechem - patrzę na ciebie i nie umiem myśleć już o no niczym, jesteś ważny, ważniejszy niż Quidditch, a uwierz to znaczy naprawdę dużo, ważniejszy niż moja miotła, niż przyjaciele, a może to po prostu inny sposób bycia ważnym? Nie wiem i pewnie nigdy przenigdy się nie dowiem, wiem za to że ratujesz mnie kiedy mam utonąć w tym wszystkim co się teraz dzieje. Bez ciebie Reg już dawno bym utonoł jak kolwiek masz ochotę to interpretować, ale ty choć sam ledwo się trzymasz podtrzymujesz też mnie, a ja podtrzymuje ciebie, a przynajmniej się staram. O to chodzi w dobrej relacji żeby trzymać siebie nawzajem. Dobrze było się z tobą przyjaźnić, bo jesteś naprawdę wspaniałym przyjacielem Reg, ale moje serce przy tobie bije szybciej i nie mogę dłużej się z tobą przyjaźnić. Czasem jest już tak że lubi się kogoś za mocno i to się nazywa miłość Reg.

Chciałem zrozumieć o co tu chodziło, ale nie umiałem. Z perspektywy czasu wiem jak oczywiste było to co powiedział, ale w tamtym momencie patrzyłem na niego nic nie pojmującym wzrokiem.

- James? - spytałem po prostu, a on nie przejęty kontynuował.

- Mógłbym to ująć w tych dwóch słowach których ludzie używają przy takich okazjach, ale to było by za mało, bo słowa kocham cię nie wyrażają tego wszystkiego co do ciebie czuję, nawet żaden pocałunek nigdy tego nie wyrazi, ale z braku potrzebnego wyrażenia powiem po prostu kocham cię Reg i nie wiem ile będzie dane nam razem spędzić, ale chce wykorzystać każdą darowaną mi chwilę, bo nie jestem w stanie żyć bez ciebie.

- James - znowu powtórzyłem jego imię nie mając pojęcia co mu odpowiedzieć.

Słowa nigdy nie były moją mocną stroną.

- Też cię kocham bez względu na konsekwencje - powiedziałem, choć przy jego wyznaniu musiało zabrzmieć to słabo - jesteś najcenniejszą osobą jaką ktoś postawił na mojej drodze, będę z tobą choć to wydaje się nie możliwe w każdym aspekcie tego słowa.

Obiecałem mu to i obietnicy planowałem dotrzymać.

Nie wiedziałem czym było to uczucie, miłość, bo jeśli znaczyło to przełożenie czyjegoś dobra i szczęścia nad swoje, czy chcęć wspierania tej osoby bez względu na podjętą decyzję, dawania jej wszystkiego nie oczekując niczego w zamian, w takim razie kochałem Jamesa Pottera. Kochałem go bez względu na wszelkie skazy i każdy błąd jaki popełnił i jeszcze przyjdzie mu popełnić. Kochałem go tak jak nikogo nigdy puźniej i wcześniej.

Przycisnąłem moje wargi do tych jego, tym razem jako pierwszy inicjując pocałunek. Miał rację żaden pocałunek nie był w stanie przekazać tego wszystkiego co każdy z nas czuł wobec tego drugiego. Najbliższymi określeniem jak potem zdałem sobie sprawę nie była sama miłość, ale uwielbienie, uwielbienie które dawało nam fałszywe poczucie że byliśmy niezniszczalni. Byliśmy krusi, ale żaden z nas nie był świadomy jak łatwo było nas zniszczyć.

- Kocham cię Jami, kocham cię najbardziej na świecie - powiedziałem, a po moim policzku popłynęła łza szczęścia.


Pamiętnik // jegulusWhere stories live. Discover now