12. Nienawidzę moich rodziców

176 13 6
                                    

Kim byli moi rodzice?

Nigdy nie umiałem prosto ich określić już jako dziecko głowiłem się nad tym wszystkim aż w końcu w wieku jedenastu lat kiedy dostałem się do Hogwartu i zderzyłem z rzeczywistością w końcu zrozumiałem.

Z wszystkich emocji najlepiej przedstawiali nienawiść. Byli nienawiścią przebraną w szaty miłośc, która w dodatku wierzy że jest miłością.

Bo oni nie chcieli być źli, wiedziałem że wierzyli że wszystko robią dla naszego dobra. Ich zdaniem każdy wymierzony w nas cruciatus czy inna okropna klątwa, według nich to było dobre, słuszne i potrzebne.

Dlatego tak długo ich nie rozumiałem, bo deklarowali nam miłość, a następnie krzyczeli, torturowali i zamykali w piwnicy bez jedzenia.

Tacy są i tacy byli.

Dlatego Syriusz uciekł, bo rozumiał to lepiej niż ja. Kiedy matka poklepała mnie po główce dała buziaka i powiedziała że mnie kocha padałem jej w ramiona nie zważając na to co robiła wcześniej. Byłem naiwnym dzieckiem dla którego każdy taki gest był cenny ponieważ nie dostawałem tego zbyt często.

Zawsze musieliśmy się też nienagannie prezentować. Ja i Syriusz musieliśmy być idealni we wszystkim co robiliśmy. Najgorsze było to że przez większość mojego życia naprawdę wierzyłem że to wszystko jest normalne.

Miałem na sobie garnitur, czarny dopasowany garnitur z zawieszanym schludnie krawatem i perfekcyjnie ułożonym kołnierzykiem. Był szyty na miarę z najlepszego msteriału. Włosy uszesałem tak aby żaden okropny kręcony kosmyk nie mógł wyrwać się z pod gumki do włosów. Maska obojętności leżała na mojej twarzy tak jak powinna tam spoczywać. Rano zakryłem wory pod oczami korektorem pożyczonym od Evana którego miałem nadzieje nikt nie zauważy. Nie chciałem kolejnej rzeczy do której ktoś mógł by się przyczepić.

Spojrzałem na przyjaciela który prezentował się podobnie do mnie. Oboje nie byliśmy gotowi na wyjście z pociągu w prost do naszych rodzin.

- Trzymaj się - szepnołem mu do ucha przytulając go jeszcze raz, a po chwili odsunołem się i już bez słowa ruszyłem na peron.

- Regulus - usłyszałem wrzask kiedy tylko stanołem na ziemi, zmarszczyłem brwi i obróciłem się w stronę krzyczącej osoby.

- James - zdążyłem tylko powiedzieć zanim tamten mnie pocałował.

Nie wierzyłem jak bardzo oboje byliśmy zdesperowani, aby być blisko siebie, bo wiedzieliśmy że to nie potrwa już długo.

Dopiero kiedy ktoś szarpnął mnie za ramiona zrozumiałem co właśnie zrobiłem. Pocałowałem Jamesa na oczach tych wszystkich ludzi, właściwie to on pocałował mnie, ale to nie było istotne. Ważne było go że moi rodzice tu byli i musieli to widzieć tak jak wszyscy inni.

Rozpłakałem się nie chcąc puścić rąk mojego chłopaka kiedy ojciec ciągnął mnie w tył jak nic nie wartą szmacianą lalkę. Miałem gdzieś to że niszczę ich jebaną reputację że dostanie mu się za to w domu i miałeś gdzieś wszystkie konsekwencje, chciałem być z nim chociaż ten ostatni raz, a nawet to nie było mi dane.

- Wyglądasz pięknie Reg - wyszeptał James, a potem puścił moje ręce.

Odwaliłem scenę stulecia, niestety zrozumiałem to dopiero gdy siłą zostałem wciśnięty na tylną kanapę samochodu przez mojego Ojca.

Przeklinałem wszystko i wszystkich w myślach za to co się działo.

Może Orion Black nie odzywał się słowem całą drogę, ale to zwiastowało tylko i wyłącznie ciszę przed burzą.

- Spujrz na mnie - powiedziała matka.

Siedziałem na kanapie w salonie, a ona mierzyła mnie swoim okrutnym spojrzeniem.

Uniosłem głowę pokonany posyłając jej najbardziej śmiercionośne spojrzenie jakie zdołałem.

- Co to miało u diabła być? - spytała nie oczekując odpowiedzi - my z ojcem stajemy dla ciebie na głowie, załatwiamy ci miejsce w szeregach czarnego Pana, a ty? Puszczasz się z byle kolesiem. Jesteś męską dziwką - zwyzywała mnie - myślałam że nie tak cię z ojcem wychowaliśmy. Myślałam że zaznaczyliśmy jasno, że wybiliśmy ci z głowy bycie pedałem, a ty masz gdzieś cały nasz wysiłek i poświęcenie które ci dajemy. Wstyd mi za ciebie. - Jej słowa sprawiały że czułem się winny. Czemu do cholery czułem się winny choć nie zrobiłem nic złego? - Zniszczyłeś naszą reputacje, to przez ciebie ojciec musi teraz łazić i wszystko tuszować.

Poczułem przeszywający mnie ból. Byłem przezwyczajony do tej klątwy, lecz dalej nie na tyle by powstrzymać łzez i krzyków bólu.

Czułem jagby ktoś przykładał mi rozrzarzony do czerwoności metal do całego ciała. Wiedziałem też że w pewnym momencie na moim ciele pojawiły się też rany cięte. Wiedziałem że otrzymałem parę ciosów z różnych stron że coś nieprzyjemnie wbiło mi się w tętnice udową, zaczynając okropny krwotok. W pewnym momencie dusiłem się swoją własną krwią, ale ciągle coś nie pozwalało mi umrzeć, a to była jedyna rzecz o której teraz naprawdę marzyłem.

W końcu wszystko się rozmazało, a ja zapadłem w sen, niestety taki z którego da się obudzić.

Przez następne parę dni nie dostałem zupełnie nic do jedzenia, po trzech dniach zemdlałem nagle na schodach i stoczyłem się z nich jak piłka, a potem było już tylko gorzej. Po tym wszystkim dalej bolał mnie każdy skrawek ciała, a nikt nie miał zamiaru ulrzyć mi w cierpieniu.

Na czas świąt wylądowałem w piwnicy do której nikt ani razu nie zajrzał. Byłem sam, było mi zimno, byłem głodny i spragniony, wszystko mnie bolało, miałem ochotę po prostu się powiesić, ale wytrzymałem. Wytrzymałem aby umrzeć godnie, a nie jako męczennik w swoim własnym domu.

______
 
Ten rozdział mi się zgubił gdzieś po drodze, przepraszam

Pamiętnik // jegulusWhere stories live. Discover now