Rozdział I

238 11 4
                                    


Nowy Jork o tej porze roku nie zaskakiwał niczym szczególnym. Te same wieżowce, te same drzewa, te same pędzące auta, ci sami ludzie, którzy wszędzie się gdzieś spieszą. Gdyby ktoś jeszcze trzy lata temu powiedział mi, że tu zamieszkam, jawnie bym go wyśmiała. To było ostatnie miejsce na mapie, gdzie chciałam się znaleźć. Życie bywa jednak bardzo nieprzewidywalne i przekonałam się o tym doskonale na własnej skórze.

Mimo wszystko muszę przyznać, że po tych trzech latach czułam się tu jak u siebie w domu. Chociaż początki to był dla mnie prawdziwy koszmar. Byłam sama, odcięta od każdego, kto był mi bliski, spanikowana, bo pod moim sercem rozwijało się nowe życie. A o to życie byłam odpowiedzialna tylko i wyłącznie ja. Do dziś zastanawiam się, co by się ze mną... co by się z nami stało, gdyby na mojej drodze nie stanęła Laura Smith i cała jej cudowna rodzina.

Wzdrygnęłam się na myśl o tym jak po kłótni z ojcem zdecydowałam się na wyprowadzkę z domu i ucięcie kontaktów ze wszystkimi. Moja decyzja nie byłaby aż tak radykalna, gdyby nie to, kto jest ojcem mojego dziecka. Zdenerwowana przyspieszyłam kroku. Dlaczego ja wciąż wracam do tego myślami? Teraz liczę się tylko ja i Adalyn, a to co zostawiłam w przeszłości, niech pozostanie przeszłością.

Zamyślona dotarłam do celu swoich codziennych spacerów – kwiaciarni Kim flowers. Nazwa mogłaby się wydawać oklepana, ale biorąc pod uwagę talent właścicielki, jej zamiłowanie do kwiatów i ilość zadowolonych i powracających klientów, można wnioskować, że tu na nazwę nikt nie zwraca uwagi. Sam wystrój zachęca ludzi do kupienia chociażby jednego kwiatka. Wielkie szyby ozdobione ogromną ilością róż oraz kompozycje kwiatów powystawiane na zewnątrz wyróżniają to miejsce i sprawia, że chce się tu być.

Weszłam do środka i przymknęłam oczy. Już od dziecka uwielbiałam zapach kwiatów. Mama zawsze miała ich pełno. Pamiętam jak nieustannie je zrywałam i robiłam własne kompozycje, a ona nigdy nie była o to zła, wręcz je uwielbiała. Za to ojciec – można o nim dużo powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest w nim chociaż trochę wrażliwości. Od zawsze uważał, że ja i chłopcy powinniśmy się uczyć z naciskiem na przedmioty ścisłe: „Liliana nie może przynosić wstydu swojemu mężowi, a wy chłopcy nie możecie doprowadzić naszej korporacji do upadku" – powtarzał tym swoim zimnym głosem. Bo taki był cały -  zimny.

Zamyślona podeszłam do stanowiska i przeczytałam notatkę od Kim. Na dziś miałam przygotować kilka kompozycji na zamówienie i posprzątać lokal – w sumie luźny dzień. Związałam włosy w kucyk i zabrałam się do pracy. Pierwszy klient przyszedł już 15 minut później. Cieszyło mnie to, że tak często wracają. Zadzwonił też kurier, że będzie za godzinę po wyznaczone kompozycje. Pracowałam jak w transie. Jednak gdy chciałam się wyprostować i jedynie na chwilę spojrzałam przez szybę i zamarłam. Nie mogłam uwierzyć, że widzę naprawdę jego. Obejmował jakąś dziewczynę i szeptał jej do ucha – cały Liam Brown. Nie zmienił się w ogóle: te same blond włosy, te same ciemne brwi, ten sam uśmiech. Z tą różnicą, że jego skóra już nie była idealnie gładka, a pokryta różnymi tatuażami. Stałam tak patrząc na niego z niedowierzaniem. Nagle i on podniósł głowę i spojrzał prosto na mnie. Przystanął na chwilę i patrzył zaintrygowany, uniósł jedną brew jakby analizował, czy się nie przewidział. Zaraz jednak dostał kuksańca w bok a ciemnowłosa piękność rzuciła mu zaintrygowane spojrzenie. Liam przeniósł wzrok na nią, uśmiechnął się, przytulił i poszli dalej.

Ciężko było mi wrócić do pracy, widok Liama był jak cios prosto w serce. Byłam pewna, że tu gdzie jestem, nikt mnie nie znajdzie. Kto z tych bogaczy zapuszczałby się akurat w tę dzielnicę? Kiedy uciekałam, wiedziałam, że Brown tu studiuje, ale – na Boga – Nowy Jork jest ogromny, jaka była szansa, że my się w ogóle spotkamy? Swoją drogą kontakt z Liamem zaczęłam tracić już dawno. Rodziny Williamsów, Brownów i Evansów zawsze trzymały się ze sobą, złączeni gęstą siecią biznesowych powiązań. Początkowy David i William Evansowie, Liam Brown i ja trzymaliśmy się razem. Ja i Will byliśmy dziećmi, a 5 i 6 lat starsi Liam i David mieli z nami doskonałą zabawę, podpuszczając nas na różne sposoby. Nie zapomnę kiedy „zorganizowali" nocną wyprawę w tajemnicy przed rodzicami. Ja i Will wyszliśmy nocą z domów i w swojej naiwności zmierzaliśmy w umówione miejsce – park na drugim końcu miasta. David i Liam tymczasem grali na konsoli nawet nie planując tam na nas czekać. Pamiętam awanturę jaka się wtedy rozegrała. Ojcowie byli wściekli, mieliśmy szlaban który ciągnął się w nieskończoność, a mimo wszystko – wpatrzeni w najstarszych z nas – nie powiedzieliśmy czyj to był pomysł. David i Liam odłączyli się od nas, gdy poszli do liceum, a później na studia. Woleli imprezować i zmieniać dziewczyny jak rękawiczki. Dzieciaki jak ja czy Will w ogóle ich nie interesowały.

Przeznaczenie. Znajdź mnieWhere stories live. Discover now