Rozdział XI

95 8 2
                                    

Upodobania bywają zmienne. Nie sądziłam jednak, że aż tak. Przekonałam się o tym kiedy pierwszy raz od ucieczki z rodzinnego domu nastał koniec października. Kiedyś moją ulubioną chwilą Halloween było przebieranie się i chodzenie po domach, wykrzykując beztrosko „cukierek albo psikus!". Teraz moją ulubioną częścią tego święta jest moment, kiedy się kończy. Nie bez powodu moje mieszkanie było przybrane prawdopodobnie w najbardziej skromny sposób. Zupełnie nie tak, jak robią to Amerykanie. Trzy dynie, jeden plastikowy kościotrup – to właściwie wszystko na co się zdobyłam. A zrobiłam to głównie z myślą o Adalyn.

W Nowym Yorku to święto – jak z resztą każde inne – zaznaczało się na każdym kroku. Właściwie to święto zaznaczało się na każdym kroku w całej Ameryce. Ciężko szukać domu, który nie był udekorowany. Jedne bardziej upiorne, inne mniej – ale każdy miał coś w sobie. Muszę przyznać, że do tej pory nie wychodziłam z domu w tę noc – Ady była za mała. W tym roku obiecałam sobie, że będzie inaczej.

Chwyciłam Adalyn za rękę i wyszłyśmy z domu. Ulice jeszcze nie były zatłoczone – nie ma co się dziwić, była dziewiąta rano. Popatrzyłam w stronę mieszkania Smithów, a później sprawdziłam dokładną godzinę na zegarku. No tak, Laura nie byłaby sobą, gdyby się nie spóźniła. Zimny wiaterek łaskotał nas w policzki a Adalyn przeskakiwała z jednej nogi na drugą.

Kiedy drzwi mieszkania Smithów otworzyły się, uśmiechnęłam się pod nosem. Laura zdecydowanie dopiero co wstała. Mimo zaspanych oczu ubrana była – jak zwykle – nienagannie. Nawet zdążyła upleść włosy w dwa warkocze. „Ania z Zielonego Wzgórza" – pomyślałam i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

- Co cię tak bawi? – zapytała schodząc po schodach.

- Cieszę się, że cię widzę – odpowiedziałam podchodząc do niej i przytulając ją.

Ady natychmiast pociągnęła Laurę za rękę i zadała jedno, rzeczowe pytanie.

- Gdzie Daniel?

Laura uśmiechnęła się i pokręciła głową.

- Wy naprawdę nie możecie bez siebie żyć. Daniel śpi. Nie jestem dla niego taką sadystką jak twoja mama dla mnie i nie budzę go przed świtem.

- Jesteś sadystką? – zapytała Ady patrząc mi w oczy i przechylając główkę.

- Nie jestem, a dziewiąta rano nie jest przed świtem. W każdym razie nie według mojego zegarka – odpowiedziałam na co Laura spojrzała na mnie wymownie. Ruszyłyśmy.

Miałyśmy w planach spacer po mieście. Mimo, że już nie kocham tak Halloween jak kiedyś, musiałam przyznać, że oglądanie kreatywności Amerykanów było fascynujące. Chociaż ciężko stwierdzić co bardziej przemawiało przez ich twórczość – kreatywność, czy chęć pokazania się sąsiadom. Przekonałam samą siebie, że chodzi o to pierwsze. Wszystkie te dekoracje przyciągały uwagę. Właściciele jednych domów stawiali na przyjazne duszki czy wycięte dynie, inni układali bohaterów horrorów przed swoimi drzwiami. Ady podziwiała wszystko. Pobiła nawet swój rekord w trwaniu bez odzywania się.

- To powiesz mi dlaczego z nim pojechałaś? – ciszę przerwała Laura.

Wpatrywała się we mnie tymi swoimi intensywnymi, zielonymi oczami. Wiedziałam, że to pytanie wcześniej czy później musi paść. Sama nie wiedziałam co jej odpowiedzieć, więc powiedziałam jedyne co przyszło mi do głowy.

- A dlaczego miałam nie jechać?

- Może dlatego, że cię olewa, bawi się tobą, ma Julię – wyliczała wzburzona Laura.

- Ale to nie mój chłopak i nie musi się do mnie odzywać i może mieszkać z Julią – odpowiedziałam starać się przybrać obojętną barwę głosu.

Przeznaczenie. Znajdź mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz