Rozdział XII

70 4 2
                                    

To co czułam w tamtym momencie było dla mnie jedną wielką zagadką. To uczucie w ogólne nie powinno się pojawić. Może powinnam się ucieszyć i stwierdzić, że Liam i Julia świetnie do siebie pasują. Może powinnam być obojętna. Może powinnam ucieszyć się, że mój przyjaciel jest na drodze do zakochania, albo może już się zakochał. A ja zamiast tego wszystkiego poczułam się zraniona. Dlaczego? Nie mam pojęcia.

Od dnia Halloween minął tydzień. Nie widziałam się z Liamem. Nawet raz nie przyjechał, nie zadzwonił, nawet nie napisał. Widocznie on mnie nie uważał za swoją przyjaciółkę i mojego braku w swoim życiu nawet nie zauważył. Być może zajęty był czymś ważniejszym, albo kimś...

Moje dni mijały na codziennej rutynie – kwiaciarnia, czas z Adalyn, kwiaciarnia, odwiedziny u Smithów, odwiedziny Willa. Cały czas bez zmian. Właściwie były tak intensywne, że nie pozostawiały mi zbyt wiele czasu na rozmyślania. Za to kiedy przychodziły wieczory a w moim mieszkaniu nie było słychać szczebioczącego głosiku, bo jego urocza właścicielka dawno już spała – wtedy przychodził czas na tęsknotę. Kolejnie niezrozumiałe dla mnie uczucie. Ale tak, tęskniłam za Liamem Brownem.

Kolejny weekend przywitał nas deszczem i zapachem rozmokłych liści. Ludzie w Nowym Yorku nadal się wszędzie spieszyli z tą różnicą, że do ich pośpiechu dołączyły atrybuty w postaci parasolek. Moją pierwszą myślą, zaraz po przechodzeniu było: „nie wstaję, leżę w łóżku cały dzień". Te jakże ambitne palny zaraz jednak zostały zniwelowane, przez pewną małą dziewczynkę, która wpadła jak piorun do mojego pokoju i zaczęła ciągnąć mnie za rękę.

- Mamo, mamo, mamo! – zawołała – bo zaraz się spóźnimy!

- Ciekawe dlaczego tak mocno nie pilnujesz punktualności, kiedy trzeba iść do przedszkola – zadałam pytanie zaspanym głosem i przekalkulowałam ile pozostało mi sekund błogiego trwania w ciepłym łóżku. Patrząc na moją córkę doszłam do wniosku, że zero. Pokręciłam głową i wyszłam spod kołdry. Założyłam na siebie szlafrok i ruszyłam do kuchni żeby przygotować śniadanie. Adalyn popatrzyła na mnie, jakbym była niespełna rozumu.

- Co ty robisz mamo? – zapytała

- Śniadanie – odpowiedziałam krótko. To jeszcze nie była dla mnie pora na długie rozgadywanie się.

- Przecież idziemy na śniadanie z wujkiem i ciocią – Ady zmarszczyła brwi, jakby poszukiwała w moim zachowaniu logiki.

- Idziemy dopiero za godzinę, chcę, żebyś coś zjadła – odpowiedziałam uśmiechając się pod nosem.

- Jeśli teraz się najem, to nie zjem nic na mieście – odpowiedziała i poszła do swojego pokoju wybierać sobie strój.

Nie chciałam się z nią kłócić. Jeśli chodzi o jedzenie nie byłam zwolenniczką wpychania go na siłę. Uznałam, że jeśli zgłodnieje, to drugie śniadanie zje bardziej obfite. Ja sama poczułam, że jednak muszę coś zjeść. Wgryzłam się w pierwszy kęs kanapki, kiedy zadzwonił dzwonek do mojego mieszkania. Wstałam z krzesła i ruszyłam do drzwi, ale wyprzedziła mnie Adalyn, która wybiegła ze swojego pokoju jak strzała. Otworzyła drzwi i zaraz rzuciła się na szyję Willowi, który absolutnie się tego nie spodziewał. Chłopak uśmiechnął się szeroko i odstawił Ady na podłogę.

- Jeszcze nie gotowa? – zapytał patrząc na mnie.

- Mama bardzo się guzdra – powiedziała Adalyn konspiracyjnym szeptem i pokiwała głową, tak jak kiwają matki mówiąc o swoim niesfornym dziecku. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem.

- Idę się umyć i przebrać. Laura i tak się spóźni – poinformowałam i ledwo zakończyłam swoje zdanie drzwi otworzyły się szeroko, sprawcą tego była oczywiście Laura Smith. Przed nią do naszego mieszkania wbiegł Daniel na którego widok oczy Ady zaświeciły, jakby nie widziała go co najmniej od roku, a nie od przedwczoraj.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 08, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Przeznaczenie. Znajdź mnieWhere stories live. Discover now