Rozdział VII

96 7 0
                                    

Można wyróżnić wiele rodzajów ciszy: przyjemna, relaksująca, pozwalająca na skupienie umysłu. W mieście, w którym żyłam każda cisza była na wagę złota. Być może dlatego tak bardzo ją uwielbiałam. Jednak cisza jaka zapadła w tym momencie między mną a Liamem była uciążliwa, wręcz sprawiała mi dyskomfort.

Wbił we mnie wzrok pełen irytacji i sprawiał wrażanie jakby powstrzymywał się od wybuchu.

- W skali od 1 do 10 jak bardzo jesteś pierdolnięta? – zapytał naciskając na każde słowo.

Pochłonięta zabawą Adalyn podniosła głowę wpatrując się w niego zdziwionymi oczami, ale on zdawał się jej nie zauważać. Zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi, ale nie chciałam się kłócić. Nie przy Ady.

Złapałam córeczkę za rękę, tłumacząc jej, że to już czas spania. O dziwo nie protestowała, chyba zdawała sobie sprawę, że rozmowa, którą będziemy prowadzić z Liamem w żadnym stopniu nie będzie dla niej atrakcyjna.

Gdy Adalyn już zasnęła leżałam jeszcze dłuższą chwilę na jej łóżku. Myślałam o swojej decyzji, która być może nie była dobrze przemyślana, ale na pewno szczera. Myślałam też o reakcji Liama. Sam przecież wypominał mi, że odcięłam się od bliskich. Dlaczego teraz tak się zdenerwował? Żeby się tego dowiedzieć musiałam z nim porozmawiać. Wszystko wskazywało na to, że ta rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Wzięłam trzy głębokie wdechy, żeby się uspokoić i wyszłam z pokoju.

Liam siedział dokładnie w takiej samej pozycji, w jakiej zostawiłam go wcześniej. Opierał się plecami o kanapę i wpatrywał w ścianę obojętnym wzrokiem. Zdawał się w ogóle nie zauważyć, że weszłam do pokoju.

- Liam? – przywołałam go niepewnie. Jeszcze nie rozumiałam o co mu chodzi, ale miałam nadzieję, że niedługo się dowiem.

- Jesteś pewna? – zapytał ciągle patrząc w ścianę.

- Tak, jestem pewna – odpowiedziałam, bo domyśliłam się o co pyta, i usiadłam obok niego.

- Zajebiście – skomentował i nie odezwał się już ani słowem. Zirytował mnie tym bardzo. Przechodził wahania nastroju jak mała dziewczynka, a ja nic z tego nie rozumiałam.

- Możesz mi powiedzieć o co ci chodzi? – warknęłam.

- O jajco.

- Aaaa świetnie – zwołałam podniesionym głosem – możesz już iść. Nie musisz u nas zostawać. Nie wypiłam dużo, mogę zostać sama z dzieckiem – odpowiedziałam zrywając się z podłogi. Liam też gwałtownie wstał, ale nie ruszył ku wyjściu. Zamiast tego wbił we mnie wściekłe spojrzenie.

- Czy ty widzisz jakie to dziecinne? Najpierw spierdalasz i każdy się martwi gdzie jesteś. Twoja matka nie śpi po nocach. Will nie umie sobie z tym radzić. Szukają cię, tęsknią, próbują rozumieć. A później zjawiam się ja, a ty każesz mi siedzieć cicho. Poznałem twoją historię, więc siedziałem cicho. Wiesz ile razy okłamałem Evansa? Ja już kurwa nawet tego nie liczę. Kłamałem dla ciebie. A teraz mała, rozpieszczona Williams nagle zmienia zdanie! – nie krzyczał, ale jego podniesiony głos wystarczył, żebym kuliła się w środku. Był naprawdę wściekły.

- Myślałam, że się ucieszysz – powiedziałam cicho.

- Nie no kurwa cieszę się bardzo! – wyrzucił ręce w powietrze, cały czas tasakując mnie wściekłym spojrzeniem.

Staliśmy tak wpatrując się w siebie – on wściekły, a ja przestraszona. Kiedy zobaczył, że nie mam nic więcej do powiedzenia pokiwał głową.

- Kończę pracę o czternastej. Przywiozę ci go – powiedział już spokojnym głosem i wyszedł z domu. A ja jeszcze długo stałam na środku pokoju próbując zrozumieć, dlaczego ten wieczór skończył się właśnie tak.

Przeznaczenie. Znajdź mnieWhere stories live. Discover now