Rozdział VI

116 6 0
                                    

Poranek okazał się dla mnie jednym z łaskawszych poranków jakie miałam od dawna. Wstałam w pełni wypoczęta. I zupełnie nie wiem co było tego przyczyną – to, że Adalyn postanowiła pospać o wiele dłużej niż zwykle, czy mój komfort psychiczny. Bo to, że zainteresował się mną ktoś poza Smithami właśnie taki komfort mi dawało. I nieważne jak bardzo Liam był wkurwiający. Jeszcze do niedawna nie chciałam mieć z nim kontaktu. Po wczorajszym wieczorze jednak wiedziałam, że był dla mnie namiastką dawnego życia. Powrotem do czegoś, za czym tęskniłam. Był jak starszy brat. Uśmiechnęłam się na wspomnienie Liama czytającego książki mojej córce. A zaraz po tym przyszło nieprzyjemne uczucie. Uczucie poczucia winy i tęsknoty. Może nie powinnam była izolować się od mamy, bliźniaków i Willa? Może to był błąd. A później przyszło wspomnienie ojca, jego słów i jego możliwości. Moje dobre samopoczucie, z którym wstałam szybko odeszło w zapomnienie.

Podeszłam do okna i odsłoniłam zasłony – mimo jesieni dzień zapowiadał się pięknie. Nie ukrywam, że dwie ostatnie pory roku do moich ulubieńców nie należą – nienawidzę zimna – mimo to, mają swój urok. Do salonu wbiegłam Adalyn komunikując głośno i dobitnie „jeść!". Uśmiechnęłam się i pocałowałam ją w czoło. Już miałam pytać na co ma ochotę, kiedy dostałam SMS-a od Laury.

- Ciocia Anna zaprasza nas na śniadanie – powiedziałam radośnie.

Na reakcję Ady nie musiałam długo czekać. Podskoczyła radośnie i już była przy drzwiach zupełnie nie przejmując się, że nadal jest w piżamie. Chwyciłam córeczkę za rękę i poprowadziłam ją do jej małej, ale uroczej sypialni. Róż to zdecydowanie ulubiony kolor Ady co było widać wszędzie – od komody po pościeli na łóżku. W pokoju panował też porządek. Z nieukrywaną dumą dostrzegłam, że wypracowałyśmy sobie świetny system rytuałów i chociaż nie zawsze było łatwo, to podstawą naszej relacji jest miłość i współpraca. A ta współpraca wpływała właśnie na to, że było mi łatwiej jako samotnej matce.

Zaczekałam, aż Ady sama sobie wybierze ubranie. Od kiedy tylko zyskała możliwość samodzielnego dokonywania wyborów, pozwalałam jej na to w niektórych kwestiach. W końcu dzieci nie często mają prawo wybierać, bo są dziećmi, ale w sprawach takich jak wybór ubrania, czy tego na który plac zabaw chce iść, nie widziałam powodu decydować za nią. Chociaż czasem w duchu te wybory nie zawsze mi się podobały, ale chyba taka rola rodziców – akceptować. Kiedy Ady stwierdziła, że już wie w co chce się ubrać uśmiechnęłam się. Dzisiejszy strój skomponowała z jakąś częścią zmysłu artystycznego. Wybrała sukienkę w kolorze purowego różu, białe conversy i biały sweterek zapinany na guziki. Wyglądała jak prawdziwy aniołek. Pocałowałam ją w czoło. Sama ubrałam się dość szybko. Zawołałam Ady i poszłyśmy do Smithów.

Zapukałam do drzwi i niemal od razu otworzyła mi roześmiana Laura.

- Wchodźcie – zawołała. Wujek Patric w tym czasie wycierał łzy śmiechu, a ciocia Anna z niedowierzaniem kręciła głową.

- Widzę, że dobry humor dopisuje wam od samego rana – skomentowałam z uśmiechem na ustach.

- Lari pochwal się swoim wysublimowanym smakiem – zawołał wujek wpatrując się w córkę.

- Oszukiwałeś, więc nie ma się czym chwalić – Laura usiadła obok niego, niby obrażona, ale uśmiech nie chciał zejść z jej twarzy. Sama rozbawiona popatrzyłam pytająco na ciocię.

- Od rana między tym dwojgiem trwa batalia. Lari upierała się, że jako zawodowa baristka jest w stanie rozpoznać każdą kawę, w szczególności tą droższą od tańszej. Założyli się nawet o 10 dolarów.

- Właśnie! Lari, czekam na pieniądze. Nie sądziłem, że tak łatwo wzbogacę się od samego rana – przerwał wypowiedź cioci rozbawiony wujek.

- Oszukiwałeś! – krzyknęła Laura – zapomnij, że coś ci dam.

Przeznaczenie. Znajdź mnieWhere stories live. Discover now