16/07

176 28 3
                                    



Miałam wrażenie, że od kilku miesięcy moje życie powracało do normalności. O ile oczywiście normalnością można było nazwać spędzanie czasu w gronie wampirzych znajomych. Ale naprawdę nie czułam się źle. Było coraz lepiej.

Do czasu.

W nocy znowu męczył mnie ten sam sen, który pojawiał się od wielu miesięcy. Właśnie z tego powodu nie przespałam jej większej części. A gdy w końcu nad ranem udało mi się zasnąć, obudził mnie William, który postanowił zrobić sobie sesję terapeutyczną. A żeby było jeszcze zabawniej — to ja byłam jego terapeutką. Zaczął zwierzać mi się z tego, że większość najpiękniejszych kobiet w Vancouver jest zajęta i żadna go nie chce. A gdy kolejny raz chciał zaprosić mnie na randkę, odmówiłam.

William był w porządku, ale czasami bywał zbyt natrętny. Zawsze kiedy marzyłam o spokoju, ten z butami właził w moje życie. Czasami faktycznie jego obecność przynosiła mi pewnego rodzaju ukojenie, jednak nie na długo, bo nie była w stanie zapełnić pustki. Tej pustki nic nie mogło zapełnić.

Tamten dzień był dobry. Mimo że spałam zaledwie kilka minut o czym zapewne świadczyły moje wory pod oczami, czułam się naprawdę w porządku. Zjadłam nawet obiad, co od jakiegoś czasu również było dla mnie rzadkością. Po zajęciach na uczelni poszłam na wolontariat do domu pogodnej starości. Przebywanie wśród starszych osób napawało mnie pewnego rodzaju spokojem.

Znowu rozmawiałam z panią Hammond. Była przeuroczą staruszką, która za każdym razem zasypywała mnie mnóstwem historii ze swojego życia. Tak jak ja kochała koty, więc bez problemu znalazłyśmy wspólny język. Za każdym razem, gdy się z nią widywałam wypytywała mnie o moich dziadków, Lucasa, studia i znajomych. Uwielbiałam ją.

Ale pani Hammond była poważnie chora. Miała nowotwór. Nie tylko ona. Nie wiem ile miesięcy jej zostało, ale podejrzewałam, że niewiele. Nie tylko jej.

Tamtego dnia nie płakałam. To był mój mały sukces. Kolejnym sukcesem było również to, że zjadłam kolację. Chyba było coraz lepiej.

Ale kiedy wieczorem udało mi się zasnąć, znowu męczył mnie ten sam sen. Nawiedzał mnie już od ponad czterystu dni.

Prawie półtorej roku. Szesnaście miesięcy.

484 dni.

*****

Nie zapomnij o gwiazdce </3

Kolejny rozdział będzie bardzo mocny i smutny, dlatego musicie się przygotować.

My Reborn - TOM IIWhere stories live. Discover now