1

111 12 15
                                    


Cornelius

Moje życie dzieli się na pięć kolorów.

Czerwony – ważne!
Pomarańczowy – szkoła.
Żółty – Komitet organizacyjny Yorkshire Hill. 
Zielony – rodzina.
Turkusowy – Luke, June i Violet. Trio Yorkshire Hill. 

Jednak od początku roku szkolnego na mojej liście pojawił się nowy kolor.

Złoty – University of Harvard. 

Długo zastanawiałem się nad idealnym kolorem, który określałby ten uniwersytet. Szukałem czegoś eleganckiego. Próbowałem nawet wymyślić jedyny w swoim rodzaju, wyszukany i szlachetny kolor. Ostatecznie padło na złoto – często kojarzone z luksusem, władzą i prestiżem. Czyli dokładnie to, czego spodziewam się po Harvardzie (O ile spośród tysięcy kandydatów wybiorą właśnie mnie).

  ― Cor, jak miło cię widzieć! ― piszczy Violet, największa kujonka, jaką znam. Wyciągam podręcznik od rozszerzonej historii i z hukiem zamykam czerwoną szafkę. Brązowowłosa dobiega bliżej mnie i owija swoje ramiona wokół mojej szyi. Z teatralnym westchnięciem przyciągam do siebie dziewczynę, którą ostatni raz widziałem dwanaście godzin temu. Każdego dnia zachowuje się, jakby minęła cała wieczność. 

  ― Świetna spódnica, zupełnie w twoim stylu ― odsuwam się i spoglądam w dół, mierząc wzrokiem spódnicę Violet sięgającą po same kostki. W kwestii dziewczyn zespół Yorkshire Hill ma szczególne wymagania. No chyba, że byłabyś córką dyrektora. Wtedy mogłabyś nosić to, co ci się żywnie podoba.

Tak się składa, że dyrektor żadnej córki niema, więc różnorodność w strojach na naszych korytarzach nie istnieje.

Violet ponownie skraca dystans pomiędzy nami.

  ― Jest obrzydliwa ― cedzi wprost do mojego ucha ― To jak, gotowy na kartkówkę z historii? ― Trzeba przyznać, że zmienianie tematu przychodzi jej bardzo naturalnie. 

Violet nawet nie pyta mnie o następną lekcję, bo zna mój cały plan na pamięć.

Biorę głęboki oddech i opieram się o szafkę z numerem 68. Przyznam się, że celowałem w liczbę o jeden większą, ale nigdy nie zapomnę, jakiego szoku doznałem cztery lata temu, kiedy dowiedziałem się, że taki numerek w naszej szkole w ogóle nie istnieje. Według niektórych źródeł (czyt. June, głowy komitetu Yorkshire Hill) został permanentnie usunięty nie tylko z szafek, ale i z drzwi. Z tego powodu nasze szkolne laboratorium zostało obdarowane numerem 68A.

Już mam odpowiadać na jej pytanie, ale głos z tyłu z zaskoczenia mnie wyprzedza.

  ― Cornelius Green jest zawsze gotowy! ― krzyczy Luke, z butelką płynu w ręku. Po wzięciu łyka krzywi się natychmiast, a ja już wiem, że wcale nie jest to woda. ― Jedyny gej, który umie w matmę. Jezu, miej go w swojej opiece! ― unosi ręce w górze, inscenizując scenę modlitwy.

  ― Luke ― przykładam mu dłoń do buzi. Odkąd wpisałem na bio, że jestem gejem, przestałem robić ze swojej orientacji sekret, lecz w szatni szkolnej plotki roznoszą się same, mimo że dyrektor surowo ich zabrania. Ponoć idzie się za nie do piekła.

Lub na dywanek do Berkshire'a.

  ― Proszę, powiedz, że to nie to, o czym myślę.. ― dodaje Violet ściszonym tonem, patrząc na butelkę. Zabieram obślinioną dłoń z ust Luke'a i wycieram ją o swoje czarne jeansy. W regulaminie dozwolone są tylko niebieskie, gdyż zdaniem Berkshire'a czarne są podmiotem szatana. Nie zdziwię się, jak...

  ― Luke Moore i Cornelius Green. Zapraszam panów do gabinetu dyrektora. ― Jak na zawołanie  sekretarka Wilson przemawia z głośników wiszącymi dokładnie nad naszymi głowami. Dopiero teraz orientuję się, że obok nich przyczepiona jest kamerka niewielkich rozmiarów.

Widzę po Luku narastające ukłucie paniki, ale ja przyzwyczaiłem się już do pouczających rozmów z samego rana. Już chcę zapytać się, czy w tej swojej butelce naprawdę przechowuje jakiś środek procentowy, ale wolę trzymać język za zębami, bo kto wie, czy w dodatku nie jesteśmy na podsłuchu.

  ― Idioci... ― szepcze Violet ― Chyba jednak ominie cię ta kartkówka ― dodaje na końcu, ale już ledwo słyszalnie.

𖥨┉

Zdobywam się na odwagę i pierwszy wyciągam rękę do drewnianych drzwi. Po zapukaniu natychmiast słyszymy stłumione "wchodźcie", zupełnie, jakby ktoś już tam na nas niecierpliwie czekał. Po raz ostatni patrzę na przyjaciela i z kamienną twarzą ciągnę za klamkę. 

W środku wszystko po staremu. Ogromne półki z książkami i dokumentami wciąż wiszą nad biurkiem Charlesa Berkshire'a. Zawsze, kiedy u niego siedzę, wyobrażam sobie, jak pewnego razu spadają na tę jego wielgaśną głowę. Jego wielka głowa nie oznacza, że jest mądry. Wszystkie jego komórki mózgowe przeprane tymi wszystkimi katolickimi głupotami. 

Siwiejący już mężczyzna odrywa się od komputera i patrzy w naszą stronę, poprawiając przy tym okulary. 

  ― Kto tym razem postanowił naruszyć święty regulamin naszej szkoły? Och, to znowu wy.. ― obdarowuje nas sceptycznym spojrzeniem.

  ― Luke jest tu po raz pierwszy, proszę pana ― poprawiam uprzejmie, ale mina Charlesa ewidentnie wskazuje na to, że moją małą uwagę zinterpretował jako coś bezczelnego. 

  ― Siadać.

Zajmuję swoje stałe miejsce, a Luke robi to chwilę po mnie. Siedzimy dosłownie obok siebie. Wszystko byłoby w porządku, gdybyśmy byli sami, bez Charlesa Berkshire'a na przeciwko, zaglądającego do naszych dusz.

Jeśli Luke naprawdę był pijany, to naprawdę szybko wytrzeźwiał. 

  ― Zdajecie sobie sprawę, dlaczego tu jesteście? 

Zapada niekomfortowa cisza.

  ― Chętnie wam przypomnę. Corneliusie, wnoszę o natychmiastową zmianę spodni. ― radzi rzeczowym, niemal oficjalnym tonem. — Czarny to kolor wiecznej ciemności, grzechu i szatana. Myślisz, że jemu by się to spodobało?

Wskazuje na wysadzany diamentami obraz Jezusa na ścianie. Och, no tak, bo przecież Jezus widzi wszystko.

  ― Niestety, ale nie mam ze sobą nic na zmianę ― udaję, że jest mi smutno ― A tak się składa, że w tym momencie omija mnie bardzo ważny test z historii, na który zakuwałem całą noc. Od niego zależy, czy dostanę się na olimpiadę historyczną. Czy możemy sobie darować tę gadkę o spodniach i pozwoli mi pan wrócić do klasy? Wszyscy wiemy, że to dzięki takim uczniom jak ja, nasza szkoła może się poszczycić pierwszym miejscem w każdym rankingu. ― kończę ściszonym tonem.

Luke poprawia się na krześle. Kątem oka widzę, że z trudem powstrzymuje atak paniki, bo wie, że zaraz przyjdzie jego kolej. Tymczasem dyrektor otwiera szeroko oczy.

  ― To.. ― mówi Berkshire, mrugając tak gwałtownie, jakby patrzył prosto w słońce. ― Następnym razem proszę o wybór innych spodni. Te są nieodpowiednie, szczególnie jeśli jest się jednym z członków komitetu organizacyjnego naszej szkoły. A ciebie, Luke, jeszcze kiedyś dorwę. Wyrzuć dobrze-wiesz-co do śmietnika, najlepiej z dala od naszej szkoły, bo inaczej urwę ci łeb! No już, zabieraj swojego kolegę i wracajcie na lekcję. Nie chcę was tu więcej widzieć!

Mija sekunda, dwie, i dyrektor Charles Berkshire zostaje w pomieszczeniu sam.

JESUS SEES EVERYTHINGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz