4

60 7 3
                                    




Cornelius

W Yorkshire Hill jest gwarno. Z głośników płynie spokojna muzyka, zagłuszona nieco przez rozmowy przy stolikach, ale gdyby dokładniej się przysłuchać, da się wychwycić pojedyncze słowa Chamber Of Reflection. Pora lunchowa zaczęła się niecałe dwadzieścia minut temu, a stołówka jest już pełna.

Luke zerka na talerz i wzdycha.

— Nie ma to jak płacić za obiady, które nie są nawet jadalne.

— Mów za siebie, frajerze — wtrąca się June z pełną buzią od makaronu spaghetti — Jak ci się nie podoba, to wystaw im negatywną opinię.

— Mogę im napluć...

— Luke... — Violet spogląda na niego wymownie.

— Dobra, żadnego plucia.

Siedzimy dokładnie przy tym samym stole, co w ostatni piątek. Z różnicą, że obok nas nie znajdziemy ani Chrisa ani Victorii ani cholernego Nicholasa.

— Język ci ucięli? — zauważa Luke — Coś za cicho dziś jesteś.

Odganiam od siebie wszelkie myśli o panu N. i w mgnieniu oka powracam rzeczywistości.

— Odechciało mi się przez ciebie cokolwiek jeść, Luke.

Violet chichocze na te słowa i wpatruje się w moje ledwo ruszone spaghetti. Luke przybiera naburmuszoną minę, którą po sekundzie maskuje ekscytacją wymalowaną na twarzy.

— Chcesz pójść dzisiaj wieczorem do baru ze mną i June? — zagaduje do mnie ciemnoskóry przyjaciel. — Potrzebujemy choć odrobiny rozrywki.

W głowie przywołuję swój harmonogram na dzisiejszy wieczór. Chciałem poświęcić go godzinnej rozgrywce w Simsy i nauce na olimpiadę historyczną. Nie wiem, kiedy się odbędzie, ale wydaje mi się, że jakoś dwa tygodnie przed końcem roku.

No.. ale kumplom się nie odmawia.

— A co z Violet? — Dziewczyna uśmiecha się, kiedy wspominam jej imię.

— Wybacz, dzisiaj nie mogę — przeprasza ze skruchą — Całą noc będę zakuwała na sprawdzian z fizyki. Chcę podwyższyć sobie ocenę.

Luke aż wyrywa się, aby krzyknąć "kujon", ale hamuje się, kiedy przypomina sobie, że Violet nienawidzi tego określenia. Wiele razy mówiła nam, że ona po prostu lubi się uczyć, a ja nie widzę w tym zupełnie nic złego. W końcu sam jestem najlepszym uczniem w tej szkole.

— Gdzie i o której?

***

Punkt siedemnasta odpinam pasy i wychodzę ze swojego małego czarnego Mercedesa, przyciskiem zamykając go na klucz. Teraz stoję już na kostce brukowej i jestem witany przez ogromny baner"Bar U Jerry'ego" .

Jak zwykle, zjawiłem się jako pierwszy.

Przed wejściem poprawiam jeszcze włosy, przeglądając się w ekranie telefonu. Odpinam kurtkę, wrzucam do ust miętówkę i wchodzę do środka. Chociaż w Yorkshire nie jest za wiele pubów do wyboru, w tym jestem dopiero drugi raz. Zwykle wychodziłem z June i Lukiem do naszego ulubionego baru z wegańskim jedzeniem, ale nie było to za często. O wiele bardziej wolę spędzać czas w ich domu. Jednak nie odmawiam zaproszeniom, ilekroć dostaję taką propozycję, bo lubię od czasu do czasu gdzieś wyjść i pobyć ze znajomymi.

W środku, jak na pub, jest dosyć przytulnie. Z głośników gra muzyka, konkretnie Got My Mind Set On You, na środku stoją dwa stoły bilardowe, a przy barze jest jeszcze w miarę pusto. Rozglądam się dookoła, próbując znaleźć kogoś z tej dwójki, ale na razie widzę pustkę. Wyciągam telefon, żeby napisać na czacie „już jestem" i zaczynam iść w stronę baru, żeby zamówić sobie piwo z sokiem.

— A dowodzik jest? — przewracam oczami na słowa barmana. Wyciągam z kieszeni dowód i z triumfalnym uśmiechem patrzę, jak mężczyzna w średnim wieku wpatruję się w moją datę urodzenia. — Wcale nie wyglądasz na dziewiętnaście lat.

— Sprzedałem duszę diabłu za wieczną młodość — decyduję się na nieśmieszny żart, rozluźniający atmosferę. Barman dostał banana na twarzy, więc zadziałało.

Opieram się pośladkiem o wysoki stołek barowy i czekam, aż barman do mnie podejdzie. Muszę opanować nawyk ze stołówki szkolnej, kiedy widzę zachlapania na stole i jedynie przecieram serwetką miejsce, gdzie chcę oprzeć dłoń. Rozglądam się za koszem, kiedy przy jednym ze stołów bilardowych dostrzegam czuprynę kręconych jasnych włosów, których właściciel podąża powoli w jego kierunku. Jestem w takim szoku, że nie zdążam się nawet odwrócić i zostaję zauważony.

— Hej... Hej, Cornelius? To ty? — słyszę zaskoczony głos Nicholasa. Zaraz potem Luke i June zjawiają się tuż obok i już nie ma odwrotu. — Masz chwilę?

— Cornelius! — wykrzykuje Luke z nutą euforii — I.. Nicholas? — unosi brew. June próbuje zrozumieć, co się właśnie dzieje.

— Och, widzę, że nie jesteś tu sam. Wybacz, pójdę już.. — Aż kamień spada mi z serca, kiedy młody Berkshire próbuje się wycofać.

— Nie, zostań! — zatrzymuje go Luke, a moja twarz przybiera purpurowego odcienia. — Z nami też możesz porozmawiać.

— Wolałbym jednak zrobić to na osobności.

Gryzę się w język przed powiedzeniem Lukowi, aby w końcu się zamknął.

— Cornelius — odzywa się w końcu June — Idź porozmawiać z Nicholasem, a potem do nas wróć.

Kiedyś ich, kurwa, zabiję.

Na całe szczęście Nicholas kręci głową.

— Nie, naprawdę, to nie będzie konieczne — Głos mu drży, więc odchrząkuje — Czy będzie szansa znaleźć cię jutro w szkole pomiędzy trzecią a czwartą lekcją? — pyta, mając nadzieję, że jego pytanie nie wzbudzi żadnych podejrzeń.

— Na czwartej lekcji mamy zebranie Komitetu, którego Nicholas jest członkiem — Blondwłosa przyjaciółka odpowiada za mnie. Nie dziwię się, bo kiedy zadał pytanie, przez cały czas milczałem. — Ale zawsze jesteś tam mile widziany. Jak każdy inny uczeń.

Nicholas Berkshire ewidentnie przytłoczony jest tą całą dobrocią. Widzę to po jego minie. Biedny chłopak nie wie, że June nie ma szczerych intencji i korzystając z wpływów jego ojca, chce go trochę wykorzystać.

— Postaram się dotrzeć na czas. Czwarta lekcja, prawda? — June odpowiada kiwnięciem głowy, a ja mam ochotę się zaśmiać.

Ta cała sytuacja jest tak irracjonalna, że mam ochotę wybuchnąć śmiechem.

— Muszę już iść — Nicholas wciska dłonie w kieszenie kurtki. Ciągle czuję na sobie jego spojrzenie, mimo że w ogóle nie skupiam się na wyrazie jego twarzy. — Do jutra.

— Do jutra! — przyjaciele odpowiadają chórem. Z wyjątkiem mnie. Och, Corneliusie Greenie, jesteś taki inny.

Kiedy Berkshire na dobre znika z pola naszego widzenia, June i Luke odwracają się w moją stronę z otwartymi gębami.

— Co tu się, za przeproszeniem, odjebało? — pada z ust czarnowłosego.

— Naprawdę, chciałbym wiedzieć.

Ale nie mówię im, że serio coś wiem. Victoria w pewien sposób mi zaufała. Chciałbym, aby jej sprawa nigdy nie wyszła na światło dziennie. Nawet w gronie moich najlepszych przyjaciół.

JESUS SEES EVERYTHINGWo Geschichten leben. Entdecke jetzt