6

56 5 4
                                    


Cornelius

Słyszę, jak ktoś uparcie próbuje mnie dogonić. Idę prosto, aby wydostać się z tej szkoły raz na zawsze. Właśnie teraz przestała liczyć się dla mnie jakakolwiek frekwencja, wzorowe zachowanie i celujące stopnie. Pieprzyć tę olimpiadę. Uczniowie Yorkshire Hill nie zasługują, bym ich reprezentował. 

 — Stój, Green — Moje nazwisko wybrzmiewa z ust dobrze znanej mi osoby. Nie mam zamiaru się zatrzymywać, jestem już blisko drzwi wyjściowych. Wystarczy tylko zejść ze schodów. Przyspieszam kroku — Powiedziałem, stój!

Miranda Jones to wiedźma. "Jakim, prawem, chodzisz jeszcze do tej szkoły, co?!" Mocne słowa jak na kogoś, kto nie jest w stanie zdać połowy przedmiotów bez przekupienia dyrektora.

Kiedy stawiam stopę na pierwszym schodku, czuję mocne szarpnięcie za ramię. Odwracam się. Wtedy mój wzrok pada na Nicholasa Berkshire'a trzymającego w ręku kilkaset kartek zszytych ze sobą. Nie jestem w stanie wyczytać ani jednego słowa, bo druk wygląda, jakby napisany był w Wordzie czcionką o rozmiarze 9.

— Czego ode mnie chcesz? — wybucham. Nicholas łapie mnie za ramiona. 

— Uspokój się, Green. 

— To już drugi raz z rzędu, kiedy mówisz do mnie po nazwisku — Usadawiam dłonie na jego ramionach, by sprawnym ruchem się od niego odepchnąć. — Przyszedłeś się ze mnie ponabijać? A może powiesz swojemu sta...

— Zamknij się, do cholery — syczy pod nosem — Jeśli ktoś zauważy nas razem, będę miał problemy.

W głowie zapala mi się czerwona lampka. Dlaczego miałby mieć problemy tylko przez rozmowę ze mną? Bo nie jestem posłusznym hetero chłopcem? Przysięgam, że Yorkshire Hill to najgorszy z możliwych wyborów, do jakiego się zgłosiłem. Po czasie zaczynam żałować, że nie wybrałem Mountain G. Tam przynajmniej czułbym się w jakimś stopniu wolny. 

Następuje dłuższa chwila ciszy, oboje gapimy się na siebie z otwartymi ustami. Pierwszy raz nie wiem, co powiedzieć.

— Chcesz wiedzieć, co to jest? — macha mi przed twarzą stosem spiętych dokumentów. Kiwam głową. — W porządku, ale nie tu.

— To jakiś pakt z diabłem? — pytam, mając nadzieję, że zrozumie mój humor.

— Jeśli jeszcze raz powiesz coś podobnego, osobiście zaprowadzę cię do gabinetu dyrektora. Z tego co wiem, to chyba twoje ulubione miejsce w tej szkole. 

Prycham w odpowiedzi. Zastanawia mnie, dlaczego nie używa zwrotu "ojciec" w stosunku do dyrektora Charlesa Berkshire'a. 

— Gdzie mnie prowadzisz? — zauważam, że podążam za nim po schodach w dół.

— Do biblioteki. 

Tak, tak, tak. Zapowiada się arcyciekawy dzień.

***

— Zjadłbym coś — stwierdzam zupełnie poważnie, na co zdziwiony Nicholas otwieram usta.

— Nie jesteśmy tu po to, żeby jeść — burczy pod nosem, rozsuwając krzesło. Nasza biblioteka jest ogromnych rozmiarów. Wyposażona jest w dwadzieścia stanowisk komputerowych z dostępem do Internetu, a właśnie teraz siedzimy przy jednym z nich. 

— Po co nas tu przyprowadziłeś? — obserwuję, jak próbuje uruchomić przeglądarkę internetową, aby wpisać do niej następującą frazę. 

Olimpiada historyczna Brighton College czerwiec 2023 

JESUS SEES EVERYTHINGWhere stories live. Discover now