3

59 11 4
                                    


Cornelius

Victoria-Eleanor Lynn, bo tak brzmi jej pełne imię, jest jak szkolna Ariana Grande. Ubiera się w za duże ubrania, często znajdując w lokalnym H&M'ie lub second-handzie. Nie pytajcie, skąd o tym wiem. Wszystkie swoje wypady poza miasto gwiazdeczka musi dokumentować setkami insta-stories.

Włosy zmienia częściej, niż skarpetki. I nie, nie chodzi wcale o fryzury. Dlatego już nie zaskakuje mnie to, kiedy po weekendowej przerwie, dziewczyna wkracza do klasy z czerwoną głową. W sprawie farbowania swoich włosów, stary Berkshire poszedł z uczniami na ugodę i pozwolił robić z nimi wszystko, poza farbowaniem ich na czarno. 

— Przepraszam za spóźnienie — Tymi słowami wita się z nauczycielem Hermanem, po czym jak najciszej potrafi, zajmuje swoje miejsce. Dziś siedzi sama, ale nie jest jej z tego powodu przykro. Chodzą pogłoski, że ostatnimi czasy Amelia strasznie działa jej na nerwy.

— Powtórzę jeszcze raz — Nauczyciel geografii chrząka i poprawia swój krawat. Nawet go lubię, bo nie dość, że jest ulgowy, to jeszcze jako jedyny nie zmusza nas do klękania do modlitwy przed lekcją. — Dziś praca własna, która ma na celu przygotować was do finalnych egzaminów. Lepiej się przyłóżcie, a z resztą... I tak zrobicie co chcecie — ścisza głos, mamrocząc bardziej do siebie, niż do nas.

Chyba nie muszę mówić, że skończyłem ten żałośnie łatwy arkusz jako pierwszy.

Spoglądam ukradkiem w prawo. Wzrokiem spotykam zmagającą się z pierwszą stroną Victorię. Dziś ma na sobie różową bluzę z kapturem, a jej naturalna twarz nieco mnie zadziwia. To chyba pierwszy raz, kiedy postanowiła nie założyć do szkoły makijażu. 

Kiedy dyskretnie ociera policzek od łez, zaczynam zastanawiać się, co było ich powodem. Chętnie zapytałbym się moich przyjaciół, co o tym sądzą, ale tak się składa, że każdy z nas chodzi do innej klasy.

Pan Herman opuścił klasę kilka minut temu pod pretekstem skorzystania z toalety, ale wszyscy dobrze wiedzą, że poszedł po prostu zajarać. 

Wszyscy w skupieniu rozwiązują swoje zadania. Raz na jakiś czas ktoś wda się w jakąś rozmowę, ale na ogół jest cicho. Postanawiam więc trochę namieszać. Odsuwam się od ławki i obieram sobie za cel wolne miejsce obok Victorii. Zaskoczona odrywa się od arkusza i patrzy prosto we mnie.

No nie rób takiej miny, przecież chcę ci pomóc. — Kusi mnie, aby powiedzieć. 

— Potrzebujesz pomocy? — oferuję najciszej, jak potrafię.

Już przewiduję ten moment, w którym mnie wyśmiewa. Lecz nie. Ona po prostu kiwa głową i robi mi trochę miejsca na swoje rzeczy.

— Od czego by tu zacząć? — pyta, sprawiając wrażenie, jakby dwie sekundy temu z jej oczu wcale nie leciały łzy. 

— Najlepiej to od początku. W ciągu dziesięciu minut nie zrobiłaś ani jednego zadania.

Może brzmię niemiło, ale jakoś nie za bardzo mnie to interesuje. W piątek ona i jej koledzy bezczelnie obgadywali mnie na stołówce, myśląc, że nic nie słyszę. 

— To wszystko przez Nicholasa.

Na dźwięk jego imienia przełykam powoli ślinę. Zasycha mi w gardle, a zapomniałem kupić butelkę wody w sklepie szkolnym.

Myślę sobie, żeby pieprzyć to zadanie i wyciągnąć z niej jak najwięcej informacji, ile się da. Tak, dokładnie to myślę.

— Sprecyzuj. 

Victoria wzdycha i odwraca arkusz na drugą stronę. Zajebiście, i tak nie chciało mi się jej pomagać. 

— Czekaj, napiszę ci.

I to by wyjaśniało, dlaczego odwróciła arkusz od pana Hermana na drugą stronę. W sumie sprytnie. Nie chce, aby osoby trzecie dowiedziały się o tym, co ma mi do przekazania. Chociaż nie wiem dokładnie, z jakiego powodu dzieli się z tym akurat ze mną. Nie jesteśmy ze sobą blisko. Po prostu zrobiło mi się jej trochę szkoda i chciałem zaoferować pomoc. Być może potrzebuje pogadać z kimś doświadczonym. Och, ty Corneliusie. Jesteś taki doświadczony. W ten sposób boostuję swoje ego.

Ciągle słyszę piszący długopis. Kątem oka widzę, jak zapisała już całą stronę. Chcę zapytać, ile jeszcze jej to zajmie, ale dźwięk dzwonka nawet nie pozwala mi się odezwać. W ostatnim momencie odkłada długopis i przekazuje mi kartkę, nawet nie patrząc mi w oczy.

— Zrób z tym, co chcesz — pakuje swoje rzeczy, z miną, jakby miała zaraz się rozpłakać. Zakłada plecak na plecy, a następnie przeciska się między uczniami i wybiega z klasy.

Zdezorientowany, chowam kartkę do plecaka i kieruję się w stronę szatni, aby odebrać kurtkę. Geografia była moją ostatnią lekcją.

Nieustannie myślę o kartce, która mi towarzyszy. Odwieszam kurtkę z wieszaka i samiutki jak igła w stogu siana, zasiadam na ławce. Odpinam zapięty plecak i wyciągam papier. O cholera. Nie wiem, czy uda mi się wytrwać przez te bazgroły bez składu i ładu.

zaczęło się od tego że kazał mi być swoją dziewczyną w celu zdobycia zaufania u ojca zgodziłam się bo przecież jestem jego najlepszą przyjaciółką w szkole chodziliśmy razem za rękę i wszystko było w jak najlepszym porządku po lekcjach zabierał na chatę i spędzaliśmy wspólnie czas ale w pewnym momencie po prostu pękłam i wyznałam mu swoje uczucia bo przez ten czas naprawdę się w nim zakochałam sprawiał wrażenie idealnego nawet pozwolił mi się pocałować ale on powiedział że nic z tego nie będzie że dziękuję ale ojciec nie jest zadowolony bo zamykamy się w jego pokoju a jezus cały czas patrzy no to wczoraj w niedzielę zerwaliśmy złamał mi serce i nie dość że straciłam chłopaka to jeszcze najlepszego przyjaciela nie wiem dlaczego chciał żebym była jego dziewczyną nie wierzę że chodziło o ojca podejrzewam jednak że za tym może kryć się coś głębszego na przykład że

I na tym urywa się list. Brak jakiejkolwiek interpunkcji rozwala mnie na kawałki. Podczas analizowania ostatniej linijki słyszę ciche szemranie gdzieś za rogiem. To, co jeszcze przed sekundą trzymałem w ręku, ląduje w najbliższym śmietniku. Serce mi staje, kiedy wita mnie nieufny wzrok Nicholasa Berkshire'a.

— Pomyliłeś szatnie? — przekrzywiam głowę i uśmiecham się złośliwie. Nicholas patrzy mi w oczy.

— Czekam na kogoś.

— Och, czyżby? — uśmiecham się boleśnie nieszczerze. — Wydaje mi się, że ten ktoś już dawno stąd zwiał. 

Od razu domyślam się, że chodzi o Victorię, na co Nicholas otwiera szeroko oczy. Rozbawiony jego reakcją, kontynuuję rzucaniem docinek.

— Jeszcze nigdy nie widziałem jej takiej. Musiała zostać nieźle zraniona. Ktoś przecież musi ponieść konsekwencje, co nie?

Zapada chwila grobowej ciszy. Przystojna twarz chłopaka przechodzi jednocześnie przez różne stany emocjonalne. Począwszy od niedowierzania, że ten Cornelius Green coś wie, do wściekłości i wreszcie lęku, który sprawia, że dłoń, w której trzyma podręcznik, zdradliwie drży.

Brnąłbym w to dalej, gdyby jego zirytowany ton głosu nie kazał mi się zamknąć. 

Skoro tak ładnie prosisz...

Wstaję z drewnianej ławki i nie przerywając kontaktu wzrokowego, dumnie go omijam. Kiedy szklane drzwi wyjściowe rozsuwają się przede mnie bezszelestnie, wciąż mam przed oczami jego rozchylone różowe usta i zdezorientowany wyraz twarzy.

"Dzisiaj tworzymy lepsze jutro" – żegna mnie chwytliwy slogan promujący działalność Komitetu. Przypomina mi, że dokładnie za dwa dni muszę zjawić się na zebraniu. 

Już wiem, kogo temat powinniśmy na nim przedyskutować.




JESUS SEES EVERYTHINGTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon