1. Pęknięcie w rutynie

131 17 19
                                    

Zawiasy jak zwykle głośno trzeszczały, gdy siłował się ze starą okiennicą. Mógł wybrać inne, sprawniejsze i niedawno wymieniane okno, ale on uparcie wracał na samą górę. Na zaniedbane, pomijane w generalnych remontach dziesiąte piętro, na którym rezydowała garstka pacjentów o przesądzonym losie. Wśród personelu miejsce to nazywano „kostnicą" i z jakiegoś powodu Yoongi je sobie upodobał. Było ciche, puste, trochę obskurne, ale przynajmniej oddalone o pięć poziomów od oddziału neurochirurgii – jego królestwa bólu i rozpaczy, zwanego inaczej pracą. Tu nikt mu nie przeszkadzał i żaden upierdliwy rezydent nie przerywał jego zbawiennej przerwy.

Dlaczego ja to sobie zrobiłem? – było pytaniem, które zadawał sobie przy każdym papierosie. Dziennie potrafił wypalić ich nawet dwadzieścia, choć zdarzały się takie zmiany, po których wracał do domu jeszcze z połową paczki. Dzisiejszej nocy już drugi raz wyciągał zapalniczkę, choć był w pracy dopiero od godziny. Nie mógł jednak nic na to poradzić.

Jakieś trzydzieści minut temu na SOR przywieziono chłopca z roztrzaskanym kręgosłupem. Yoongi ledwie przebrał się w kitel, gdy jego telefon zaczął dzwonić jak oszalały – Jimin musiał się dobrze bawić. Wścibski rezydent użył kiedyś ich służbowego systemu komunikacji, by ściągnąć chirurga na wspólne podglądanie rzekomego romansu ratownika z pediatrą. Od tamtej pory dźwięk dzwonka zawsze był dla Yoongiego loterią, jednak nie mógł go lekceważyć. W końcu na szali było ludzkie życie.

— O, hyung! Jesteś wreszcie! — wykrzyknął Jimin, a Yoongi wywrócił oczami na jego poufały ton. Nie ważne ile prosił, rezydent nie miał zamiaru zwracać się do niego per „doktorze". — Mamy straszną kaszanę.

— Domyśliłem się. Mój telefon opętało. — obrzucił go wymownym spojrzeniem. — Nie dałeś mi nawet zawiązać butów.

— Przecież ty nosisz crocsy.

W istocie, nosił te nieszczęsne, gumowe buty. Musiał się do nich przyzwyczaić, bo cały personel w takich chodził, a dodatkowo dla rozróżnienia każdy przyczepiał do swojej pary jakąś przypinkę. Jimin miał kaczkę i butelkę wina – choć dziwaczne połączenie, pasowało do niego jak ulał. Yoongi nie widział w tym sensu, więc pozwolił, by jego nachalny rezydent wraz z pediatrą wybrali mu małego kotka, zgodnie twierdząc, że cały szpital tak go postrzegał.

— Lepiej mów, co tu mamy. — ponaglił chirurg, gdy stanęli przed salą, w której czekał na niego pierwszy pacjent tej zmiany.

— Lee Hyunwoo, lat dwanaście, spadł z drzewa podczas zabawy z kolegami. — odpowiedział rzeczowo Jimin i podał mu kartę chłopca. — Jego stan jest stabilny, na pytania odpowiada bez problemu.

— Ale? — Yoongi uniósł brew.

Skoro trafił na oddział neurochirurgii musiało być jakieś „ale" i to nie małe.

— Nie ma czucia w rękach.

— Jesteśmy pewni, że to upadek z drzewa, a nie jazda Seokjina? — mruknął bardziej do siebie, wiedząc aż za dobrze, jak prowadził starszy ratownik. Nie zdziwiłby się, gdyby stan większości poszkodowanych był lepszy niż przed podróżą w jego karetce.

— Zależy, czy Hobi ma dzisiaj zmianę. — rezydent wzruszył ramionami i uśmiechnął się głupkowato. — Seokjin ma tendencje do spieszenia się z powrotem do szpitala, gdy tak jest.

Yoongi wolał tego nie komentować, bo wtedy dałby się wciągnąć w kolejne absurdalne plotki i teorie Jimina dotyczące pozostałego personelu szpitala. Nie był fanem tego całego „rozlewania herbatki", jak nazywał to jego podopieczny. Zdecydowanie wolał kawę.

— Dzień dobry, jestem doktor Min. — przedstawił się, gdy tylko wszedł do pokoju. Spojrzał przelotnie na rozgorączkowanych rodziców, po czym zwrócił się bezpośrednio do małego pacjenta. — Ponoć nie czujesz swoich rąk. Mogę je obejrzeć? — przeszedł od razu do konkretów i sprawdził odruchy chłopca. Nie lubił marnować czasu na zbędne kurtuazje. — Trzeba będzie zrobić rezonans. — stwierdził po chwili, widząc całkowity brak reakcji na bodźce i ból.

W oknie o północy | namgi Where stories live. Discover now