8. Pociąg do Daegu

97 13 43
                                    

Obudził się skołowany jak na ciężkim kacu. Powoli podniósł się, przetarł oczy i zorientował się, że był w swoim mieszkaniu. Już chciał uznać mgliste wspomnienia w swojej głowie za zły sen, lecz spostrzegł, ze leżał na kanapie w salonie, a nie w łóżku, a na fotelu naprzeciwko drzemał Namjoon.

Odruchowo zaczął szukać telefonu.

— Oh, obudziłeś się. — Pisarz najwyraźniej tylko czuwał, bo od razu się zerwał i przyklęknął przy nim. — Spokojnie. Oddychaj razem ze mną — powiedział miękko i chwycił jego rękę, układając ją na swojej klatce piersiowej. Yoongi nawet nie zauważył, kiedy jego oddech drastycznie się spłycił. — Wszystko dobrze, jestem tu.

— Co... — wychrypiał i przełknął ślinę. — Co ty tu robisz? Jak ja...

— Jimin do mnie zadzwonił. Miałeś atak paniki — wyjaśnił, głaszcząc jego dłoń kciukiem. — Nieźle nas wystraszyłeś... ale już dobrze.

— Gdzie jest mój telefon? — Yoongi rozejrzał się panicznie dookoła. — Muszę jechać do Daegu. Ona może umrzeć, Joon. — Głos mu się załamał. — Nie wybaczę sobie, jeśli ona też-

— Z twoją mamą wszystko w porządku — zapewnił go i złapał jego twarz delikatnie w dłonie. Ich ciepło było kojące. — Przeszła operację, żyje i wyjdzie z tego.

— T-tak...? — Lekarz natychmiast znieruchomiał, wpatrując się zaszklonymi oczami w pisarza. — O... O, boże... — Ulga uderzyła w niego tak mocno, że w następnej sekundzie opadł bezwładnie w ramiona Namjoona, łkając w jego koszulkę.

Yoongi trząsł się w objęciach pisarza, trzymając się go kurczowo jak rozbitek koła ratunkowego. Namjoon kreślił na jego plecach różne kształty i co jakiś czas składał na jego skroni czułe pocałunki, bujając ich w powolnym rytmie. Nie wiedział, ile tak trwali. Gdy w końcu uznał, że wypłakał już wszystkie łzy, podniósł głowę, wysuwając się ostrożnie z objęć, których najchętniej nigdy by nie opuszczał.

— Dziękuję... — wydukał, nie będąc w stanie spojrzeć mu w oczy.

Nie pamiętał, kiedy ostatnio przed kimś płakał. Prawdopodobnie przed bratem, dobre dwadzieścia lat temu.

— Zrobię nam herbatę. — Namjoon pocałował go w czoło, nim wstał.

— Ja... — Yoongi podążył za nim, obserwując ze zdziwieniem, jak zręcznie pisarz poruszał się po jego kuchni. Zupełnie jakby był u siebie, choć chirurg jeszcze nigdy go tu nie zaprosił. — Jestem ci winien wyjaśnienia.

— Nie oczekuję ich — odparł, zaparzając im jedyną herbatę, jaką znalazł w jego szafkach, po czym skierował się z parującymi kubkami na przestronny taras.

Noc była ciepła. Na zewnątrz było jeszcze w miarę widno, choć w Seulu i tak nigdy nie zapadała całkowita ciemność. Łuna bijąca z miasta w dole niestety nie gasła magicznie o 22:00. Jedyną zaletą mieszkania na wzniesieniu było to, że nie dochodził tu żaden zgiełk poza syrenami karetek.

— Powinieneś... — zaczął i przymknął oczy, czując narastającą gulę w gardle. — Chciałbym, żebyś znał prawdę.

— Jesteś pewien? W zupełności wystarczy mi, że jesteś bezpieczny — Pisarz nie przestawał go zadziwiać swoją wyrozumiałością. — Nie chcę cię do niczego zmuszać.

Od samego początku ich dziwnej znajomości Yoongi czuł, że nie zasługiwał na kogoś takiego jak Namjoon. Kogoś tak ciepłego, cierpliwego i troskliwego. Wciąż nie pojmował, co pisarz w nim widział. Wziął głęboki wdech i westchnął.
Cokolwiek takiego w nim było, co urzekło Namjoona, prawdopodobnie w następnej minucie wyparuje. Nie było jednak sensu dłużej tego ukrywać.

W oknie o północy | namgi Where stories live. Discover now