11. Pożegnalna etiuda

70 13 23
                                    

Do tego rozdziału polecam posłuchać sobie muzyki klasycznej, najlepiej utworów, które zostaną wymienione. A w momencie, gdy Yoongi poprosi o whisky, polecam bardzo mocno ostatnią pozycję z playlisty do tego opowiadania (link jest w opisie opowiadania i moim bio tutaj).

Przez ostatni tydzień szpital przeobraził się w tymczasowy dom dla swojego ordynatora neurochirurgii. Już po dwóch dniach Yoongi miał dość, ale jako lekarz wiedział najlepiej, że nie da się przyspieszyć procesu rekonwalescencji. Jeśli chciał wrócić do wcześniejszej sprawności, musiał zacisnąć szczękę i uzbroić się w cierpliwość. To jednak nie zmieniało faktu, że potwornie się nudził. Czuł się jak w więzieniu. Nie mógł nawet pojechać ba dziesiąte piętro, by sobie zapalić. Jak tylko udawało mu się wyślizgnąć z sali i zbliżyć do windy, zawsze zauważała go któraś z pielęgniarek i kierowana z powrotem do pokoju. Obserwowano go surowiej niż innych pacjentów i Yoongi był bardziej niż pewny, że za ten specjalny nadzór odpowiedzialny był Jimin. Był w końcu jego lekarzem prowadzącym – jak ironiczne by to nie było – i na każdym kroku starał się mu o tym przypominać. Czerpał z tego wyraźną satysfakcję, gdy mógł mu rozkazywać. Chirurg przymykał na to oko, wiedząc, że jak tylko wróci do pełni sił, przeciągnie rezydenta przez wszystkie kręgi piekła.

Na szczęście Namjoon odwiedzał go codziennie, ratując od samowolki jego podopiecznego. Czasem pisarz zostawał nawet i na pół dnia. Przynosił wtedy ze sobą laptop, na którym pisał swoją powieść i w ciszy pracował, gdy Yoongi spał. Uparcie nie chciał zdradzić mu szczegółów dotyczących fabuły, doprowadzając go do szału. Hoseok, Seokjin i Jeongguk także wpadali, gdy mieli akurat przerwy, przyprawiając go o ból głowy. Ale ten dobry ból głowy. Parę razy, gdy ich zmiany się zagrywały, przychodzili do niego po skończonej pracy i urządzali wieczór filmowy rozumiany przez wspólne oglądanie seriali paramedycznych w telewizji i wytykanie wszelkich błędów. Yoongi leżał w łóżku i głośno narzekał na głupotę tego pomysłu, ale w głębi duszy dawno się tak dobrze nie bawił.

W końcu nadszedł ostatni dzień jego ubezwłasnowolnienia. Rana dobrze się zagoiła, a jego wątroba regenerowała się ponoć niemal tak sprawnie jak u nastolatka – co było zadziwiające, biorąc pod uwagę ilość alkoholu, który niegdyś w siebie wlewał. Yoongi był w trakcie pakowania swoich rzeczy, gdy rozległo się pukanie do drzwi jego sali.

— Masz gościa, hyung. — Pierwszy w progu pojawił się Jimin, a tuż za nim osoba, której nigdy nie spodziewał się tu zobaczyć.

— Dzień dobry, doktorze Min! — Hyunwoo pomachał mu energicznie rękoma, jakby chciał się pochwalić ich sprawnością.

— Dzień dobry. Widzę, że nasz dawny pacjent ma się aż za dobrze — odparł z rozbawieniem chirurg i usiadł na brzegu łóżka.

— Jestem jak nowy! Mama mówi, że gram jeszcze lepiej niż wcześniej! — odrzekł dumnie chłopiec, a jego oczy błyszczały mocniej niż szpitalne świetlówki.

— To świetnie. A... co cię do mnie sprowadza? — spytał niepewnie, wątpiąc, że mały pacjent przyszedł mu podziękować za dawną operację.

— Słyszałem, że miał pan wypadek — powiedział Hyunwoo i przekrzywił głowę, lustrując go z góry do dołu. — To prawda, że pana postrzelono?

— Tak, ale ja też jestem już jak nowy. Doktor Park mnie pozszywał. — Posłał rezydentowi krzywy uśmieszek, a ten tylko wywrócił oczami.

— To dobrze, bo chciałem... — chłopiec urwał, nagle zawstydzony. Spuścił wzrok. — Chciałem...

— Hyunwoo chciał zaprosić panów na swój występ w szkole muzycznej — dokończył za niego ojciec, który pojawił się w drzwiach. — Jest w przyszłą niedzielę. Mówił, że pan ponoć też kiedyś grał na pianinie, doktorze Min — oznajmił i uśmiechnął się do neurochirurga.

W oknie o północy | namgi Où les histoires vivent. Découvrez maintenant